Jeff siedział przy swojej dziewczynie, czekając aż wyjaśni mu dlaczego kilka minut wcześniej skuliła się na podłodze krzycząc tak, jakby coś naprawdę bardzo mocno ją bolało.
– Lili, to przeze mnie? Powiesz coś w końcu?! Błagam, czy to się nigdy nie skończy?
Dziewczyna odetchnęła głęboko. W końcu znalazła w sobie siłę, by cokolwiek powiedzieć.
– Nie Jefficzku, to nie przez ciebie. Weź Jake'a i kilka najpotrzebniejszych rzeczy. Musimy stąd uciekać.
– Ale dopiero co przyjechaliśmy... Lili, już po wszystkim uspokój się – chciał ją przytulić ale dziewczyna odsunęła się.
– To jeszcze nie koniec. Nie mogę ci teraz wyjaśnić, naprawdę nie ma na to czasu. Po prostu mi zaufaj, tak jak ja zaufałam tobie, gdy chciałeś zniknąć na rok. Bo wiem, po prostu czuję, że jeszcze za wcześnie żeby świętować. Nastaną o wiele mroczniejsze czasy niż te, w których dane było nam żyć. Dlatego, jeżeli chcemy trochę pobyć jeszcze na tym świecie i jeśli nasi przyjaciele mają przeżyć, to musimy uciekać właśnie teraz.
Jej słowa brzmiały złowrogo. Nad niebem zebrały się granatowo-szare chmury. Zbliżał się wieczór.
Jeff zareagował śmiechem. To kompletnie zburzyło powagę sytuacji.
– Nigdy nie zaznamy spokoju, co?
Łomatko i córko...
OdpowiedzUsuńNie ma moderacji komów... dziwnie się czuję
OdpowiedzUsuńnie rozumiem tylko jak mogłaś tak spierdolić taką postać jak Thaim i zakończenie serii zrobić takie urwane... asdfghj
OdpowiedzUsuńchuojwe 1/10 bez pozdrowień, tylko cię seria I ratuje
Takiego końca to by się nawet wróżbita Maciej nie spodziewał *0*
OdpowiedzUsuń