Lilith nie podejrzewała nawet jak daleko od domu się znajduje.
Kwatera Thaima była oddalona od rezydencji o kilka tysięcy kilometrów. Jeff doskonale zdawał sobie sprawę, że nie pokona tego dystansu pieszo.
Siedział w komórce zbudowanej przy małym ogródku przeglądając z zaciekawieniem narzędzia tam pozostawione. Dla niego wyglądały jak subtelnie zakamuflowane przyrządy do tortur. Zastanawiał się które mogłyby mu się przydać w trakcie walki. Najchętniej wziąłby wszystkie, ale nie mógł iść dalej obładowany jak wielbłąd. To był jego największy dramat; w przeciwieństwie do Eyeless Jacka, nie potrafił walczyć taszcząc zapasową broń.
Zamaskowany wielbiciel nerek oprócz dwóch skalpeli miał sprytnie ukryte w ubraniu około sto ostrzy różnych rozmiarów i każde z nich potrafił wyjąć z taką samą łatwością. Kiedy szykowała się większa walka, zabierał katanę która pamiętała jeszcze pierwszą część jego życia.
W końcu, po głębszych przemyśleniach nie zabrał nic, ale wykorzystał komórkę na nocleg. Już dawno nie zasypiał w takich miejscach. Kiedy to było ostatni raz? Jeszcze przed poznaniem Lilith. Aż poczuł się młodszy o kilka lat. Pamiętał kiedy dzień po dniu zmieniał miejsce zamieszkania i pamiętał jak bardzo mu się to podobało.
Następnego dnia wstał dosyć późno przez co był na siebie zły. Szybko ruszył w dalszą drogę jednocześnie zastanawiając się nad środkiem transportu którego mógłby użyć. Jak za starych, dobrych czasów. Tylko że samotność nie doskwierała mu wtedy aż tak mocno jak teraz. Prawdę mówiąc nawet nie zauważał tego że jest sam.
Po drodze minął rower, nad którego zabraniem nawet się nie zastanawiał. Seryjny morderca jedzie uratować swoją dziewczynę na rowerze. Cóż za groteskowy obraz. Powoli zaczął żałować że nie pozwolił Jake'owi ze sobą iść. Odzwyczaił się już od samotności.
***
– Podejdź tutaj, Thaim! – zażądała Lilith – Muszę ci powiedzieć coś ważnego.
Miała w tym domu dostęp do wszystkich pokoi, oprócz do jego sypialni i gabinetu. Kiedy tylko otworzyła drzwi, napotykała pole siłowe. Tym razem, zaraz po wypowiedzeniu tych słów poczuła jak niewidzialna bariera ustępuje.
– Skoro to TY chcesz coś ode mnie to sama do mnie podejdź. To ty masz jakąś sprawę, a nie ja, prawda? Trochę dziwne, bo przecież niedawno zarzekałaś się, że nie chcesz ze mną rozmawiać. Myślałem że jesteś bardziej stała w postanowieniach.
– Dość dużo o mnie wiesz.
– Jak już wspomniałem, obserwowałem cię przez pewien czas. Staram się dowiedzieć jak najwięcej o osobach które mnie interesują. Tak jak twój Jeff.
– To nie jest mój Jeff! – odpowiedziała z naciskiem, a Thaim wyprostował się i wstał. Zaskoczyła go tym stwierdzeniem.
– Nie twój... To czyj?
– Niczyj. – Lilith przeczesała palcami włosy – Przeglądnęłam dokumenty, które zostawiłeś na widoku. Wiem już wystarczająco dużo. Powiedz mi tylko, czy takich ludzi jak ty i ja może być więcej?
– Szukałem, ale według mnie jesteśmy tylko ty i ja. No i Slenderman oczywiście – poprawił się – Czemu pytasz.
Dziewczyna pokręciła głową.
– On nie jest człowiekiem. Chodzi mi o ludzi tylko i wyłącznie.
– Twoi i moi rodzice mogli mieć słabe moce, które w nas zostały w niekontrolowany sposób skrzyżowane. Ale na pewno nie byli aż tak potężni.
– To też sprawdziłeś?
– Sprawdziłem wszystko. Każda osoba z takim darem jest niesamowicie cenna. Należałoby otoczyć ją ochroną i zapewnić jak najlepsze warunki rozwoju... Tylko o tym chciałaś ze mną porozmawiać?
Gdyby nie wiedziała o jego "osiągnięciach" mogłaby poczuć do niego pewien rodzaj sympatii.
– Nie tylko o tym.
– Domyśliłem się. Jakie konkretnie dokumenty przeglądnęłaś?
– Przechwycone raporty Proxy'ch. Są prawdziwe? – kiedy kiwnął głową mówiła dalej – A więc miałeś rację... Jestem w szoku.
– Doskonale wiem co czujesz. Ja też byłem wykorzystywany przez Slendermana... Powiedział ci że jesteś unikatowa prawda? Że nie było poza tobą nikogo? Mnie też to mówił.
– Zrobili sobie ze mnie system ochronny który dla własnego bezpieczeństwa trzymali na najniższym poziomie. Grupa skupiona wokół Slendermana miała walczyć z takim traktowaniem ludzi a to wszystko okazało się jedną wielką manipulacją.
– Cieszę się, że dostrzegłaś to sama. Może już niedługo przyznasz mi rację całkowicie. Ja nie jestem złą osobą. Chciałem dobrze, tylko że kiedy działasz solo, łatwiej jest się pogubić. Popełniać błędy.
– Popełniasz je bo nie jesteś wszechpotężny
– Ale z tobą bę...
Nie dokończył. W skroń wbił mu się nóż, który Lilith znała aż za dobrze. Nóż należący do Jeffa.
– Bądź sobie nawet i bogiem wszechmogącym i tak pójdziesz spać! – Jeff z szaleńczym impetem zaatakował Thaima. Ostrze w głowie naturalnie nie zrobiło tej istocie krzywdy. Ale regeneracja zajmowała chwilę, której nie miał.
Jeszcze nigdy w życiu Jeff nie atakował tak szybko. Wbił jeden nóż w tchawicę, drugi wyjął i "przełożył" do brzucha. Żaden normalny człowiek nie przeżyłby takiego ataku.
Kłopot w tym, że Thaim nie był normalnym człowiekiem.
Jeff stracił nagle grunt pod nogami. Kiedy próbował się zbliżyć do hipnotyzera, oddalał się jeszcze bardziej. Cały wysiłek jaki włożył w masakrowanie jego ciała zdał się na nic. Po chwili nie zostało nawet jedno zadrapanie.
– To wszystko?
– Już niedługo będą tutaj Proxy, a z nimi Slenderman i cała horda mutantów. Przekonasz się, że nie warto z nami zadzierać.
W oczach Thaima pojawił się złowrogi błysk.
– Naprawdę nie umiesz wyciągać wniosków z lekcji, co? Wezwij sobie wszystkie armie świata a ja obrócę je przeciwko tobie. Wezwij Boga, a zginiesz z jego ręki! – fala energii przycisnęła Jeffa do ściany rozbijając przy okazji kilka szklanych przedmiotów – Mógłbym po prostu wyjść, a to miejsce samo by cię zabiło! – odłamki szkła zaczęły się unosić.
– Lilith, na co ty czekasz? Uciekaj! Dam sobie radę.
– Nie Jeff – mówiąc to wyciągnęła go swoją mocą spod władzy Thaima – To ty idź.
– Nie mówisz tego poważnie...
– Lepiej będzie, jeśli odejdziesz. Żyjąc tu przydam się światu bardziej niż tam z wami. Nie szukajcie mnie już. Jak widzisz jestem bezpieczna.
– Ale Lili... Ty jesteś zahipnotyzowana, prawda? Nie mówisz poważnie – Jeff płakał. Nie dbał o to, że Thaim prycha z pogardą, że wróg widzi jego słabość. Zupełnie go to nie obchodziło – Lili, proszę chodź ze mną. Obudź się, nie poznajesz mnie?
– Ty naprawdę nic nie rozumiesz. Poznaję cię. Nie jestem już pod wpływem hipnozy. Po prostu zrozumiałam, że nie powinniśmy żyć razem. Tak będzie lepiej.
– Wolisz żyć razem z nim? Tak? – tym razem w jego głosie pobrzmiewała nuta zazdrości – Możesz po prostu się przyznać.
– Jaka głupia, dziecinna zazdrość! – żachnął się Thaim – Zrozum mały karaluchu, że nigdy nie będziesz godny tego, by być z Lilith. Ta dziewczyna jest stworzona do wyższych celów. Nigdy tak naprawdę nie była twoja, głównie dzięki Slendermanowi i jego "środkom ochronnym".
Usta Lilith i Thaima zbliżyły się na niebezpieczną odległość. Jeff poczuł jak jego serce pęka.
– A teraz odejdź, bo zaczynam tracić cierpliwość – Z każdym słowem z ust Thaima wypływała czarno-zielona maź. Po chwili jego oczy też wypełniły się ową substancją. Ciało skurczyło się w sobie i eksplodowało.
– Nie mogłaś wcześniej? – pytał po raz setny Jeff.
– Nie dało się. Kontrolował tam wszystko, byłam bezbronna. Nie mogłam go zaatakować w budynku będącym jedną wielką bronią. Poza tym na sobie miał silne pole ochronne... Które zdjął właśnie w momencie zbliżenia się do mnie.
– Czyli od początku nas nabierałaś – Liu poprawił lusterko tak, by móc widzieć jej twarz. To on odwoził Jeffa i Lilith do domu, bo jako pierwszy dotarł na miejsce.
– Porwał mnie hipnozą, a potem już nie mógł, albo raczej nie chciał dalej trzymać mnie przy sobie siłą. Połączenie sił z kimś zahipnotyzowanym nie jest tak mocne, jak wtedy gdy druga strona zgadza się na to dobrowolnie... Mimo wszystko żałuję że to zrobiłam.
– Nie gadaj. ŻAŁUJESZ tego czegoś? Wywołał wojnę! Próbował mnie zabić! – Jeff wyprostował się nienaturalnie.
– Miał jakąś dziwną obsesję na punkcie rządzenia światem, ale jednak to był tai sam człowiek jak ty i ja. Chciał żeby odmieńcy mogli żyć tak samo jak zwykli ludzie. Chciał dobrze... ale wywołał wojnę. Tu masz rację.
W głębi serca Lilith czuła obawę. Nie powiedziała tego głośno, ale to wszystko wydawało jej się zbyt proste. Już walka z Colinem Clark była bardziej wymagająca. I miała rację.
Thaim nie umarł po jej ataku pocałunkiem śmierci. W chwili gdy ona rozmawiała z Jeffem i Liu, on toczył walkę ze Slendermanem i jego Proxy. Walkę niesamowicie wyrównaną.
– Felix, zastanów się, co ci to da?!
Kwatera runęła.
– Nie będę ci tego wyjaśniać. Nie ma czasu. Felixa już nie ma, drogi Operatorze. Ciebie zresztą też. Czujesz już jak przechodzi się do nicości?
– Pakujesz się w coś, co ciebie nie dotyczy! Dobrze się stało, że Lilith trafiła w ręce Jeffa, a nie twoje. Miałem rację co do ciebie, jesteś szalony. Zniszczyłeś świat, a nie zbudowałeś nowy. – ogromna zjawa zaczęła zanikać.
– Zniszczyłem twój świat. Swój zbuduję na gruzach. I pokażę wszystkim, co to znaczy być operatorem.
Tak. Lilith zniszczyła ciało. Nie udało jej się poskromić ducha. Nawet nie wiedziała jak ma to zrobić. Metodę unicestwiania ciała i duszy znał tylko on.
I właśnie jej użył.
Potężny wybuch zakończył wszystko. Postać Thaima zamigotała w powietrzu by chwilę później pojawić się w nowym kształcie. Bez twarzy.
– Przez tyle lat próbowałeś nie dopuścić do mojego spotkania z Lilith, ale nikt nie wiedział czemu mnie po prostu nie zabiłeś. Prawda była taka, że zwyczajnie bałeś się konfrontacji ze mną. Dobrze wiedziałeś, że to nie ty jesteś wszechmocny, tylko ja. W twoim ciele będzie mi o wiele łatwiej zbliżyć się do niej. Zdobędę ją całkiem. Czy tego chcesz czy nie ojcze, ja i ona jesteśmy wybrani do rządzenia światem.
– Przeszukaliśmy wszystko. Ani śladu Felixa – odezwał się Masky – Wygląda na to, że tym razem to naprawdę koniec.
– Całe szczęście – Veronica westchnęła z ulgą – Co teraz zrobimy?
– Wrócimy do domu, przyjaciele. Czeka tam na nas dużo pracy.
– Dostałem właśnie wiadomość, że Jeff i Lilith spotkali się z grupą Alice i Bena. Są bezpieczni. – Hoody prychnął – Durny Felix. Niepotrzebnie z nami zadzierał. Szkoda, że świat się nie dowie że to my ocaliliśmy całą ludzkość przed zagładą którą dla niej planował.
– Niczego nie możesz być pewny do końca mój uczniu. Ale teraz już naprawdę powinniśmy wracać. Jak zwykle przybędziemy ostatni.
CZEKAJ... CO?????????
OdpowiedzUsuńSlendy NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE
Zajebiste...
OdpowiedzUsuńGdy na koniec okazuje się że przez cale opo to Slenderman był największym badassem...
OdpowiedzUsuń