--------------------------------------------------Część Druga---------------------------------------------------------
- "Tu mieszkają Jeff i Lylyt" - Lilith przeczytała napis na dużej tabliczce, którą Jeff powiesił nad drzwiami- Moje imię pisze się inaczej, wiesz?
- Trudno - Jeff wzruszył ramionami- Starałem się.
Lilith pominęła fakt, że nikt prawdopodobnie nie zdołałby się rozczytać, ponieważ napis był po prostu wycięty za pomocą noża. Weszła do środka nie poruszając już tematu tabliczki.
Niedawno własnoręcznie odmalowali ten dom. Jeff pomalował część ich pokoju, chociaż nie wyszło mu to zbyt dobrze. Z zewnątrz nadal przypominał spaloną ruinę, ale wewnątrz było teraz naprawdę przytulnie. Jeff przytargał nawet kanapę, którą ktoś wyrzucił do lasu. Po naprawieniu i wyczyszczeniu była jak nowa. Stara kanapa spaliła się prawie w całości, więc pozbyli się jej.
Mimo, że dom stał w samym środku ogromnego lasu nie narzekali na brak łączności ze światem, bo była tam telewizja i jako-taki internet. Ludzie przechodzący tamtędy zastanawiali się często skąd sygnał wziął się w środku lasu.
Wiosna i lato minęły im obojgu bardzo szybko. w końcu, gdy dni zaczęły robić się krótsze i chłodniejsze. Lilith martwiła się czy w ogóle przeżyją zimę. Kiedy było chłodno spali wtuleni w siebie, ale od jakiegoś czasu Jeff trząsł się przez sen. Cóż, w końcu był tylko człowiekiem.
Pomysł na otworzenie knajpki przyszedł nagle. Jeff był niezbyt zadowolony, ale w ostateczności zgodził się. Niedaleko domu stała mała budka. Parę rzeczy ukradzionych (albo jak to mówił Jeff pożyczonych) z pobliskiego warsztatu i kilka dni pracy sprawiły, że wyglądała jak mały bar. Ben załatwił fałszywe dokumenty, a później wystarczyło tylko przyciągnąć w jakiś sposób klientów. Byli nimi głównie ludzie, którzy zabłądzili w lesie i od kilku godzin błąkali się bez celu zmęczeni i głodni. Bar Jeffa i Lilith był dla nich jak wybawienie, zwłaszcza, że można było tam skorzystać z telefonu.
Jeff nie pełnił w barze żadnej funkcji. Po prostu siedział przy jednym ze stolików i wypatrywał nowych klientów. Żeby nikt go nie rozpoznał cały czas miał naciągnięty na głowę kaptur. Lilith ukrywała swój uśmieszek zakrywając policzki włosami. Kiedy wracali do domu Jeff prosił ją by związała włosy w kucyk, bo chciał popatrzeć na nią "w pełnym świetle". Ona oczywiście zgadzała się bo nikt ich nie widział. Pewnego dnia jednak ktoś poznał ich tajemnicę.
Gabe po raz kolejny zgubił się w lesie. Jego rodzina uwielbiała wycieczki w teren, ale on nienawidził w nich uczestniczyć.
- Pieprzona dzicz. Nie ma zasięgu - mruczał sam do siebie zirytowany. Nagle zobaczył mały bar. Zdziwiło go, że ktoś postanowił otworzyć bar w tak wyludnionym miejscu, ale zobaczył, że wychodzi z niego kilkoro ludzi. Postanowił podejść i spytać o pomoc.
- Przepraszam, macie tu telefon? Albo cokolwiek do kontaktu ze światem?- zagadnął do dziewczyny tam pracującej
- Pewnie. Na stoliku przy oknie masz telefon- odparła mu - Gdybyś jeszcze czegoś potrzebował, to mnie zawołaj.
Gabe dwa razy wybierał numer rodziców, jednak po drugiej stronie nikt się nie odzywał. Postanowił odczekać chwilę i spróbować jeszcze raz. Obserwował z zaciekawieniem młoda dziewczynę idącą teraz szybkim krokiem do wyjścia. W ręku niosła dwie porcje jedzenia zapakowane w oddzielne opakowania. Skierowała się w kierunku domu.
"Pewnie z kimś mieszka" - pomyślał - "Ale to przecież ruina, a nie dom."
Chłopak nie rozumiał kto normalny z własnej woli wybrałby takie okropne życie. To wszystko wydawało mu się bardzo podejrzane, więc postanowił na własną rękę zbadać o co chodzi. Nigdy nie bał się takich miejsc, więc nie czekając długo poszedł śladem dziewczyny.
- Jeff? - Lilith zdjęła płaszcz i powiesiła na lekko zakrzywionym gwoździu, który służył im za wieszak- Przyniosłam obiad.
- Jestem w naszym pokoju- odkrzyknął jej
Ich sypialnia była już w pełni odnowiona. Jak dotąd udało się im zrobić remont tylko w salonie i kuchni.
- Znowu miałeś atak szału? - zapytała widząc rozszarpaną nożem poduszę leżącą przy drzwiach
- Patrzyła na mnie dziwnie - wyjaśnił Jeff - Wystraszyłem się.
- Poduszki?
- Tak. Masz z tym jakiś problem?
- Skąd - dziewczyna wzruszyła ramionami - Chcesz jeść? Nie uwierzysz co się dzisiaj stało!
- No co? - Jeff otworzył swoje pudełko i oblizał się - Clark cię nawiedził?
- Nie. Tydzień temu był tu taki facet. Dzisiaj przyszedł znowu, żeby odwdzięczyć się za pomoc- Lilith pokazała mu plik banknotów
- WOW! Majętny ten twój facet. Możemy za to kupić... em...
- Dużo rzeczy - dokończyła za niego - Jeślibyś się nudził pod moją nieobecność, możesz pozbierać trochę gałęzi.
- Dobra - Jeff jadł jedną ręką odgarniając włosy, które zasłaniały mu prawie całą twarz- A po co ci?
- Rozpalimy w kominku. Trzeba będzie go chyba najpierw przetkać. W końcu niedługo zima.
- Wiem. I co w związku z tym? Poradzimy sobie. To nie pierwsza zima w moim życiu. Czasami, to myślałem, że zamarznę już jesienią. Teraz jest po prostu cudownie.
Lilith długo mu się przyglądała i po chwili wyjęła z szafki nożyczki.
- Zostaw moje włosy! - Jeff odgadnął, co chce mu zrobić. - Kocham je!
- Wyglądasz jak brudny mop! Nie ogolę cię przecież, tylko trochę je skrócę.
Jeff odchylił głowę do tyłu i zaśmiał się
- Myślałem, że odrosną brązowe.
- Co? Czemu brązowe?
- Bo gdy byłem dzieckiem miałem brązowe włosy, a potem... nieważne, gadam głupoty, nie słuchaj mnie. - Proszę - Lilith podała mu lusterko po paru minutach- Od razu lepiej, co? - mimowolnie odwróciła się i zobaczyła przed sobą wystraszoną twarz jakiegoś chłopaka
- Kim ty jesteś?! - wykrzyknęła zaskoczona - Skąd się tu wziąłeś?!
Jeff chwycił w rękę swój nóż i przyjął pozycję do ataku. Chwycił intruza za ramię i powalił kopniakiem na ziemię.
- Myślę, że powinien iść spać. Tak, to już pora na niego! - wysyczał
Lylyt
OdpowiedzUsuń