Minęła zaledwie doba.
Była to najgorsza doba w życiu Lilith. Jej psychika została doszczętnie zrujnowana. Zaczęła marzyć tylko o tym, by Jeff ją zabił. Wyobrażała sobie, że wchodzi przez okno, całuje ją ostatni raz i przesuwa nożem po jej szyi, na której miała teraz odbite w kolorze sino krwistym palce Clarka.
Jane wyszła gdzieś i do tej pory nie wróciła. Lilith nie tęskniła jednak za jej towarzystwem. Była teraz kompletnie sama.
– Jeff – wyszeptała w stronę zakratowanego okna – Chodź tutaj. Zabij mnie, błagam. Wiem, że potrafisz to dla mnie zrobić...
Ale przecież Jeffa nie było w pobliżu. Sama kazała mu uciekać. Być może sam ma dużo większe kłopoty niż ona.
Rzeczywistość miała się jednak nijak do jej przypuszczeń
Po długiej i niespokojnej nocy nadszedł dzień ostatecznego starcia. Jeff był niezwykle spokojny, co bardzo dziwiło Alice. Wiedziała jednak, ze ten spokój to tylko pozory. Jeff był teraz jak wulkan w uśpieniu, w każdej chwili gotowy, aby wybuchnąć.
Dziewczyna wiedziała, że to on będzie walczył, dlatego zadbała o jego broń.
– Ludzie Clarka nie mają noży, tylko pistolety. Broń długiego zasięgu. Żeby z nimi wygrać, musiałbyś przekształcić swoje noże, na broń tego samego rodzaju.
– Jak? Mam nimi rzucać? – Jeff popatrzył na nią sceptycznie
– Nie, to mało praktyczne. Musiałbyś mieć ich bardzo dużo, a nie możesz walczyć obładowany jak wielbłąd. Dlatego zrobiłam ci takie coś – to mówiąc pokazała mu rzecz nad którą wraz z Benem trudzili się całą noc. Były to dwa noże przyczepione do bransoletek z linką, która można było wysuwać i zwijać, zależnie od potrzeby. Jeden był mniejszy i lekki, do zadawania bolesnych, ale nie śmiertelnych ran, a drugi większy.
– Po co ta nitka? – Jeff z zainteresowaniem oglądał nową broń. W przeciwieństwie do jego starych noży, te były nowe i błyszczały w świetle.
– Samo rzucanie nie jest złym pomysłem, jeżeli nóż mógłby do ciebie wracać. Dzięki tej lince to możliwe. Rzucasz jakby to był zwykły nóż, ale potem możesz jednym pociągnięciem go odzyskać. Tylko uważaj, żeby się nie pokaleczyć, bo czasem można zranić się w dłoń
Taka biało – szara broń była wprost idealna dla Jeffa. Po tym jak poznał trochę bliżej jej działanie, Alice powtórzyła jemu i Benowi plan.
O godzinie dwunastej Ben zaczął wyłączać wszystkie alarmy i zabezpieczenia w domu Clarka. Miał na to pół godziny. W tym czasie Alice i Ben jechali możliwie jak najszybciej do punktu zero w którym mieli się spotkać. Jeśli Ben z jakiegoś powodu nie zdążyłby na czas, Alice miała iść pieszo do słupa z elektrycznością i wysadzić korki. Na szczęście jej "duchowy" przyjaciel, zrobił wszystko jak należy. Dziewczyna właściwie nie spodziewała się, że Ben zgodzi się im pomagać. Była pewna, że po zdobyciu tylu informacji będzie chciał odpocząć, ale on powiedział, że dawno już nie miał takiej rozrywki i zgodził się pomóc.
Jeff nie chciał żeby wchodzili razem z nim do środka. Gdy Alice powiedziała mu o takiej możliwości odparł tylko, że mają się nie wtrącać w nie swoje sprawy. Biorąc pod uwagę fakt, ze miał do dyspozycji cztery noże przeciwko pistoletom i kamizelkom kuloodpornym był to bardziej akt szaleństwa niż odwagi.
– Już czas – Alice zerknęła na zegarek– Jesteś gotów?
Odpowiedziało jej tylko trzaśnięcie drzwiami. Jeff wysiadł z samochodu i szybkim krokiem zmierzał w stronę dwóch ochroniarzy stojących przed domem. Na jego widok wycelowali pistolety. Rzucił w ich stronę nożami, które miał przyczepione do nadgarstków. Mężczyzna trafiony większym osunął się bezwładnie na ziemię, ale drugiego trzeba było dobić.
– Wszyscy dzisiaj pójdziecie spać – to mówiąc wszedł z impetem do domu Clarka. Zaraz przy wejściu rozprawił się jeszcze z czterema ludźmi.
– Gdzie ona jest?! – ryknął zdziwiony siłą swojego głosu – Gdzie Lilith?!
Nagle rozległ się złośliwy śmiech, który Jeff znał aż za dobrze. Colin Clark zmienił się bardzo od czasu, gdy się ostatnio widzieli, ale nadal pozostał takim samym sadystą jak wcześniej.
– Jeffrey Woods. To naprawdę ty, przyjacielu? Szukasz swojej dziewczyny?
– Gdzie ona jest?!
– Na górze. Szkoda, że nie będzie mogła zobaczyć jak ostrzeliwuję ci łeb. A może ją tutaj zawołać? Chcesz zobaczyć swoją dziwkę Jeff? Może skoro sam zabiłeś swojego braciszka, to chociaż ją zamordujemy wspólnie? Co ty na to?
Jeff syknął z wściekłości przypominając sobie jak kiedyś Colin proponował mu, że wezmą Liu do lasu i zamordują go tam. Jego rodzice usłyszeli tę propozycję i dlatego postanowili zmienić miejsce zamieszkania. Właściwie, to już dawno to planowali, ale tamto zdarzenie było kroplą,która przelała czarę.
– Przykro mi, że to musi się tak skończyć – Clark wyjął pistolet, a Jeff szybko rzucił mniejszym nożem w jego rękę
– Chociaż pod koniec swojego nędznego życia zachowaj się jak mężczyzna.
Clark zaśmiał się ukrywając w ten sposób ból
– Jak sobie życzysz.
Jeff ściągnął bransolety i wyjął z kieszeni swoja starą broń. Podbiegł do Clarka i zamachnął się, ale tamten zrobił unik i odepchnął go. Oboje mieli w tej walce wyrównane szanse, dopóki Jeff nie wywołał przez przypadek małego pożaru. Widząc na swojej drodze ogień cofnął się przerażony. Wszystkie bolesne wspomnienia wróciły w ułamku sekundy. Clark natychmiast to zauważył
– Czyli jednak nieustraszony Jeff Zabójca boi się czegoś?– zapytał z ironią. Po chwili wziął z wieszaka parasol i podpalił go. Jeff leżał akurat na ziemi, bo wcześniej udało mu się trafić go w głowę glinianym dzbankiem. Krzyknął przeraźliwie, gdy poczuł gorący pręt przy swojej szyi.
– Tym razem Jane ci już nie pomoże. Spłoniesz!
Krzyk Jeffa obudził Lilith. Zmusiła się żeby wstać i zobaczyć, co się dzieje. Zdziwiła się, że Clark zostawił otwarte drzwi. Wyjrzała przez nie i zobaczyła jak jej oprawca szarpie się z Jeffem. A więc jednak przyszedł ją uratować.
Jeff wyczuł, że ktoś mu się przygląda, więc przeniósł wzrok na schody prowadzące na piętro. Jego oczom ukazała się Lilith, ale nie była to już ta sama dziewczyna, co wcześniej. Jej włosy były potargane, zamiast ubrania miała tylko długą, białą koszulę poplamioną krwią, najpewniej jej własną. Najgorszy jednak był napis, który Clark rano wytatuował na jej twarzy: "dziwka Jeffa" Mimo że zasłoniła policzki włosami, wciąż można było przeczytać co jest tam napisane.
Ten widok wzbudził w Jeffie niewyobrażalny gniew, a wraz z nim poczuł przypływająca falę nowej energii. Strach przed ogniem gdzieś uleciał i był teraz zastąpiony dziką wściekłością. Zanim osiągnęła ona swój szczyt Jeff powalił Clarka na ziemię i wbił mu nóż prosto w gardła. Krew trysnęła na jego już prawie całkowicie czerwoną bluzę.
– Idź spać! – wrzasnął w kierunku ciała i zaczął je ciąć. Nie zauważył, kiedy Lilith do niego podeszła.
– Wystarczy Jeffy – szepnęła dziewczyna – Teraz zabij mnie.
– Co?
– Zabij mnie – powtórzyła i przesunęła jego nóż w swoją stronę. – Wreszcie mogę umrzeć. Tak się cieszę, że przyszedłeś.
– Ale ja nie chcę cię zabijać – Jeff wziął ją na ręce i wyniósł z płonącego budynku – Chyba cię kocham i chcę żebyś żyła.
– Naprawdę?
– Tak! Zrozumiałem to, gdy cię nie było. Zaraz dam ci coś do picia – powiedział widząc jak Lilith przesuwa językiem po popękanych ustach.
– A ten napis? Obrzydliwy co nie?
– Wcale – pokręcił przecząco głowa– Jesteś piękna.
– Nie kłam. Jestem ohydna. Najlepiej by było, gdybyś mnie zadźgał.
Jeff nie odpowiedział. Byli już zbyt blisko samochodu.
– Jest! – Alice uśmiechnęła się radośnie– Dokąd chcesz ją zabrać?
– Do mojego domu. Ukryjemy ją tam. Musi wyzdrowieć.
– Przyniosę wam jutro parę rzeczy. Nie martw się, ona jest bardzo silna – dodała widząc jego wzrok cały czas wpatrzony w dziewczynę.
Lilith przespała cały następny dzień.
Jej siły fizyczne jak też i psychiczne zaczęły się regenerować. Dom Jeffa był cichym i spokojnym miejscem, akurat takim, jakiego potrzebowała. On sam zajął się szukaniem nowego miejsca dla nich obojga. Było dla niego jasne, że Lilith nie będzie chciała już tu dłużej zostać.
Przez kilka następnych dni dziewczyna była cicha i apatyczna. Nie miała ochoty z nikim rozmawiać, a gdy Jeff próbował ściągnąć jej sweter, reagowała paniką. Spędzała czas samotnie przed domem, siedząc na kocu. On czasem dosiadał się do niej i próbował zacząć o czymś rozmawiać.
W końcu jednak zaczęła zachowywać się tak jak zwykle. Zdawało się, że zapomniała o bolesnych doświadczeniach, albo po prostu wyrzuciła je z pamięci.
Pewnej nocy Jeffa obudziło ciche pojękiwanie z sąsiedniego pokoju. Zwlókł się niechętnie z łóżka i poszedł poszukać źródła dźwięku.
– Liluś płaczesz? – spytał zaspanym głosem i urwał zszokowany. Lilith klęczała na środku pokoju i wycinała sobie jego nożem uśmiech na policzkach.
– Jeff – jęknęła – Chciałam usunąć sobie ten napis. Ale już nie mam siły.
– Daj, dokończę to– wziął z jej dłoni nóż– Jesteś taka piękna...
– To boli!
– Staram się być delikatny – Jeff przesunął nóż na drugi policzek – Już tylko połowa!
Dziewczyna w końcu zemdlała z bólu. Jeff przeniósł ją na materac, na którym oboje spali i położył się obok. Teraz wydawała mu się naprawdę piękna. Przez chwilę miał ochotę polać ją wybielaczem i podpalić, jednak zrezygnował z tego pomysłu. Była już wystarczająco piękna.
Gdy Lilith obudziła się następnego dnia twarz już jej nie bolała. Jeff rozmawiał z Alice przed domem. W ręku trzymał reklamówkę z jedzeniem.
– Powinno wam wystarczyć na około cztery dni. Starałam się wybierać takie rzeczy, których nie trzeba trzymać w lodówce. Tu masz jeszcze trochę rzeczy Lil i... o Matko Jedyna! – wykrzyknęła widząc przyjaciółkę. Jeff był wyraźnie zadowolony jej reakcją
– Prawda, że jest piękna? Podoba ci się?
– Bardzo. Ale Lilith i tak była ładna. Po co ją tak... upiększyłeś?
– Prosiłam go o to. Nie chciałam patrzeć na ten tatuaż. Przypominał mi o Clarku, ilekroć patrzyłam na swoje odbicie– odparła za niego
– Ale teraz wyglądasz jak żeńska wersja Jeffa!
– Mi się podoba. Jest piękna, jak księżniczka – zamruczał Jeff
Alice uśmiechnęła się lekko i westchnęła
– Mimo, że jesteście tacy nietypowi, będzie mi was brakowało. Naprawdę musicie się wyprowadzić?
– Nie chcę już tu mieszkać. Poza tym oficjalnie jestem uznana za martwą. Jeff podobno znalazł jakiś fajny domek
– Jest naprawdę ładny! Spalił się niedawno, ale dach jest nadal cały, a niektóre pokoje w ogóle nie ucierpiały– Jeff bardzo się cieszył na myśl o nowym miejscu zamieszkania
– Sam się spalił? – Alice spojrzała na niego unosząc z niedowierzaniem brew – NAPRAWDĘ nie masz z tym nic wspólnego?
– Ja go tylko podpaliłem. Spalił się sam.
Dziewczyna została u nich jeszcze przez godzinę. Później wróciła do siebie, ale nadal rozpamiętywała nowy wygląd Lilith. Był to dla niej wielki szok zobaczyć przyjaciółkę w takim stanie, ale z drugiej strony cieszyła się, że tylko na tym się skończyło. W końcu Jeff planował przecież ją zabić, a pokaleczył tylko jej twarz.
Jak to koniec? Jaki znowu koniec? Blog nie ma nawet dwóch miesięcy a już koniec???
OdpowiedzUsuńKiedy część 2?
OdpowiedzUsuńCo ja teraz będę czytać? :,(
OdpowiedzUsuńEPIC
OdpowiedzUsuńTo prawda :)
Usuń