wtorek, 26 sierpnia 2014

Rozdział 18

    Gabe wpatrywał się w Jeffa i z przerażenia nie mógł wydobyć z siebie głosu. Jego pozycja prezentowała się nieciekawie, bo oto właśnie włamał się do domu legendarnego seryjnego mordercy.
    – Nie zabijaj mnie – szepnął– Już sobie idę.
    – Ładnie mi się odpłacasz za gościnę! – Lilith zmarszczyła brwi – Dobrze, że chociaż zdajesz sobie sprawę, że otarłeś się o śmierć!
    – Zamierzasz mnie zabić?
    – Ja? Ależ skąd! Prędzej Jeff, ale jeśli będziesz miał szczęście, to nic ci się nie stanie.
    – Jak to "nic mu się nie stanie?"– Jeff popatrzył na nią zdezorientowany – Stanie się i to zaraz! – po tych słowach uniósł nóż wysoko z zamiarem wbicia chłopakowi w serce. Lilith odepchnęła jego rękę i Gabe dostał w udo. Zawył z bólu i próbował wyrwać się z uścisku Jeffa, jednak ten był zbyt silny –Przestań!– dziewczyna chwyciła Jeffa za ramiona – Już mu wystarczy!
    – Daj mi go zabić!
    – Nie! Nie zabiłeś nikogo od tak dawna. Myślałam, że już wszystko będzie dobrze.
    Jeff niechętnie przystał na jej prośbę. Lilith wypuściła Gabe'a w myślach go przeklinając, za to, że sprowokował Jeffa. Gdyby wtedy siedział cicho w barze nie doszłoby do tego.

    Jeff przez kilka dni czuł nieodparta potrzebę zabijania, która zmuszała go do niszczenia przedmiotów codziennego użytku. Nocami śnił o tym, że poluje na swoją następną ofiarę, włamuje jej się do domu, a potem zabija w najbardziej okrutny sposób, jaki zna.
W końcu poczekał na odpowiedni moment i gdy Lilith poszła do baru wymknął się z domu.     Poszedł szybko w kierunku drogi, a piętnaście minut później był już w mieście. Czuł jak potrzeba krwi powoli przejmuje nad nim kontrolę. Wyjął nóż przekonany że zabije pierwszą osobę, jaką spotka. Zdołał się powstrzymać na tyle długo, by zobaczyć idącą kilka ulica dalej dziewczynę. Wydawała się nie zauważać otaczającego ją świata, była całkowicie pochłonięta swoimi myślami. Nie spostrzegła wpatrującego się w nią mordercy. Ale Jeff widział ją bardzo dobrze. Podniósł z ziemi legitymację, która jej wypadła. Wiedział już, że jego ofiara ma na imię Jessica.
Zobaczył przez okno jak wchodzi do swojego pokoju, siada przed komputerem i pisze coś, co wyglądało w jego mniemaniu jak przypadkowo dobrane słowa bez jakiegokolwiek sensu.     Okno było otwarte więc wszedł bez najmniejszego problemu.
    – Cześć – szepnął do jej ucha. Dziewczyna gwałtownie się odwróciła
    – Kim ty jesteś?! – krzyknęła
    – Cichutko moja droga, nie masz powodu tak wrzeszczeć – Jeff złapał ją za oba nadgarstki i powoli zaczął przesuwać ostrze po gardle – Idź spać!
    Jessica zdołała się wyszarpnąć i uderzyła go w głowę grubą książką. On w odpowiedzi wbił nóż prosto w jej lewe oko i zaczął w nim dłubać. Rozległ się rozpaczliwy krzyk umierającej ofiary, który był jego ulubionym dźwiękiem. Popatrzył z radością na świeże plamy na swojej bluzie i powtórzył:
    – Powiedziałem, IDŹ SPAĆ!

Lilith wróciła do domu późnym wieczorem. Jeff siedział na stole i ściskał w dłoniach nóż ostrzem wycelowanym w sufit. Dziewczyna zrozumiała, że ktoś pod jej nieobecność stracił życie. Oczywiście nie miała mu za złe, że znów zaczął zabijać. Po prostu była zawiedziona.
Weszła do kuchni i otworzyła lodówkę i wyjęła dżem nie zwracając uwagi na Jeffa.
– Cześć Lilith! – Jeff zaczął kręcić się na stole, aż w końcu z niego spadł – Tęskniłem.
– Widzę. Zjadłeś śniadanie?
– Zjadłem – przyznał – Zabiłem dzisiaj człowieka.
– Zdążyłam się tego domyślić.
Jeff nadal się jej przyglądał, tak jakby oczekiwał kary za swój uczynek.
– To chyba nie pierwsze morderstwo w twoim życiu? – zapytała czując na sobie jego wzrok
– Nie pamiętam które, ale pierwsze na pewno nie – odparł – Nie jesteś zła?
– A dlaczego mam być?
– Myślałem, że na mnie nakrzyczysz. Nie lubisz, kiedy zabijam. Gniewasz się na mnie – ostatnie zdanie było bardziej stwierdzeniem, niż pytaniem – Lilith?
– Nie jestem na ciebie zła, Jeff– mruknęła dziewczyna – I tak bardzo długo nikogo nie zabijałeś. Przez kilka miesięcy był spokój, a to już coś.
Jeff westchnął i z powrotem wdrapał się na stół. Patrzył chciwie na kanapkę, którą sobie zrobiła.
– Zostało jeszcze trochę dżemu– powiedziała odgadując jego intencje– Zrób sobie kanapkę jeśli jesteś głodny. W posługiwaniu się nożem nie masz sobie równych.

Dziewczyna obserwowała bacznie każdy jego krok, aby móc interweniować, gdyby Jeff zrobił coś niebezpiecznego. Mimo że potrafił sobie poradzić w praktycznie każdej sytuacji, kuchnia stanowiła dla niego najcięższe wyzwanie. Tak więc nawet zwykłe zrobienie kanapki mogło się skończyć silnym krwotokiem.
Po kolacji Jeff postanowił pooglądać telewizję. Zwykle wtedy przeskakiwał kanał po kanale szukając jakiegoś programu o sobie. Bardzo lubił je oglądać , bo wydawały mu się niesamowicie śmieszne. Zwłaszcza te, w których reporterzy starali się połączyć kilka jego zbrodni szukając motywu.Tym razem mówiono o jego rzekomej śmierci.
– Myślą pewnie, że zginąłem podczas pożaru w domu Clarka – Jeff nagle prychnął zirytowany – Co za idioci!
– Ten program został pewnie nagrany kilka dni wcześniej. Nie wiedzieli jeszcze o twoim dzisiejszym morderstwie. Teraz będą mówić, że powstałeś z martwych?
– Dokładnie. Zawsze tak jest. Kiedy ostatnio zrobiłem sobie małą przerwę też zaczęli mówić, że umarłem, a potem trąbili tylko o moim wielkim powrocie. Według niektórych to nie ja teraz zabijam tylko mój syn. Zastanawiam się co by było, gdyby znali prawdę.
Lilith roześmiała się.
– Pewnie przed domem stałby tłum paparazzich i twoich fanek czekających tylko na zaszczyt zostania następną ofiarą słynnego Jeffa. A rano udzieliłbyś czterech wywiadów.
Zabicie Jessiki nie rozpoczęło wbrew oczekiwaniom mediów kolejnej fali morderstw. Jeff znów był spokojny. Udało mu się ukryć chęć zabijania głęboko w swojej podświadomości, jednak nie opuściła go ona nawet na chwilę.

3 komentarze: