środa, 20 sierpnia 2014

Rozdział 11




Kiedy wrócili do domu Jeff zaczął dziwnie się zachowywać. Jego druga natura, którą przez tyle czasu udało mu się ukrywać, wreszcie dała o sobie znać.
– Idź kogoś zabić, jeśli musisz – powiedziała do niego Lilith– Nie męcz się.
– Nie chcę zabijać – oświadczył Jeff, ale zaraz po tym jęknął głośno – Po prostu muszę... odpocząć w jakimś spokojnym miejscu.
– W salonie będziesz miał w miarę cicho. Nikt tam już nie przychodzi, a mnie do życia wystarczy reszta domu– dziewczyna pogłaskała go po głowie. Zaczął się trząść.
Zrobiła mu posłanie na sofie w salonie. Leżał cicho, ale widać było, że nadal jest niespokojny.
Lilith siedziała przy nim dopóki nie poprosił jej, by zostawiła go samego. Poszła więc do swojego pokoju, jednak nie mogła tam znaleźć dla siebie miejsca. Po głowie ciągle chodziła jej Alice i jej dziwny problem z grą, a kiedy nie myślała o niej, zaczynała martwić się stanem Jeffa. Co jakiś czas z salonu dało się słyszeć jego jęki.
Do wieczora wszystko było w miarę dobrze. Około godziny dwudziestej Jeff zaczął na przemian śmiać się i krzyczeć. Lilith otworzył drzwi i weszła do środka szybkim krokiem.
– Jeffy, nie obrażę się na ciebie, jeśli pójdziesz kogoś zabić. Rozumiem, że to dla ciebie ciężkie.
On odwrócił twarz w jej stronę i dziewczyna zdała sobie sprawę, że płakał. Podeszła bliżej, chcąc go przytulić, ale wtedy odskoczył jak dzikie zwierzę.
– Uciekaj stąd– wyszeptał
– Co?
– Uciekaj– powtórzył–Lili, proszę– zasłonił głowę, nie pozwalając jej się dotknąć– Ja już nie mam siły z tym walczyć.
– Ty naprawdę taki nie jesteś. Po prostu musisz się uspokoić.
Wtedy Jeff przestał nad sobą panować. Chwycił Lilith mocno za szyję i podniósł ją lekko. Zaczęła się dusić.
– A skąd ty... skąd ty możesz wiedzieć jaki ja jestem?!
Ściskał ją bardzo mocno. Czuła, że zaraz straci przytomność.
– Puść mnie, proszę! Puść Jeff!
Jego palce rozluźniły się. Dziewczyna upadła bezwładnie na podłogę.
– Lili? – Jeff kucnął przy niej i wziął ją na ręce – Wstań.
W pewnej chwili Lilith otworzyła usta i nabrała głośno powietrza. Wciąż żyła. Jeff mimo woli odetchnął z ulgą. Wtedy zdał sobie sprawę, że nie chciałby jej śmierci. Tak samo jak nie chciał śmieci Liu, tyle że o tym uświadomił sobie, kiedy było już za późno.
– Przepraszam – powiedział do niej – Ja tego nie kontroluję. Nie chciałem!
– W porządku – odrzekła Lilith cicho i zachwiała się na nogach – Posprzątaj tu, bo zniszczyłeś połowę rzeczy. Ja pójdę się położyć.
Lilith nie czuła żalu do Jeffa. Wiedziała, że atak szału spowodowała jego choroba, ale nie mogła udawać, że nic się nie stało.

Jeff poukładał meble z powrotem na swoje miejsca i poszedł do pokoju Lilith. Dziewczyna nadal była bardzo blada, ale oddychała spokojnie. On kucnął przy jej łóżku i przyglądał się jej przez chwilę. Chciał położyć się obok, ale coś mówiło mu, że nie powinien zachowywać się jak gdyby nigdy nic. W końcu wsunął się pod łóżko. Dziwiło go to jak się czuł. Z jednej strony atakowało go silne poczucie winy, a z drugiej wciąż niespełniona żądza krwi.
Ale nie krwi Lilith.
Nadal mógł zabić każdego człowieka i nie odczuwać przy tym żalu. Nawet chciał zabijać. Tylko nie ją.
Lilith była dla niego cenna. Lubił to jak bardzo się o niego troszczyła. Poza tym w jej wyglądzie i zachowaniu nie było nic, co mogłoby go denerwować. Była dokładnie taka, jaka powinna być. Gdy uświadomił sobie, że już niedługo kończy się jej ostatni miesiąc, ogarnął go bolesny lęk przed utratą dziewczyny.

Cały ranek Lilith spędziła na szukaniu Jeffa. Kiedy wypełzł spod jej łóżka, prawie dostała zawału.
Ja... ten... no...– wydukał– Przepraszam.
– To nie twoja wina– odparła Lilith – Przecież jesteś chory.
– Możesz mnie jakoś ukarać, jeśli chcesz – wypalił – Zasłużyłem sobie. Jestem durnym psychopatą.
– Możemy iść do lekarza. Znam pewnego psychiatrę, który lubi wyzwania. Już nie będziesz psychopatą.
Jeff tylko pokręcił przecząco głową
– Będę już zawsze. Nikt mnie z tego nie wyleczy.
– Niby masz rację, ale jednak przed chwilą mnie przeprosiłeś. Psychopaci nie potrafią przecież odczuwać skruchy. Poza tym mówiłeś, że przyjaźnisz się z tym Eyeless Jackiem. Skoro potrafisz kogoś polubić, to nie jest z tobą źle.
– Nadal nie czuję oporu przed zabijaniem ludzi. Ale ciebie nie. Mogę zabijać małe dzieci torturując je przed śmiercią widokiem zmasakrowanych ciał ich rodziców, bo to sprawia mi radość. Ale ciebie nie chcę zabić. Dasz rade mi to wyjaśnić?– Jeff prychnął z irytacją– Jestem tak nienormalny, że nawet nie mogę być typowym psychopatą.
Lilith uśmiechnęła się smutno. Domyślała się dlaczego Jeff chce ją oszczędzić i bynajmniej nie wiązało się to z tym, że ją polubił.
Odkryła to, gdy miała sześć lat. W przedszkolu jej grupą zajmowała się niezbyt sympatyczna nauczycielka. Lilith sprawiła że przez okrągły tydzień zapominała ona przyjść do pracy. Wystarczyło tylko, że ostatniego dnia przed weekendem ich wzrok spotkał się na parę minut. Potem w podstawówce chłopak ze starszej klasy, dokuczający jej z niewiadomego powodu rzucił się ze schodów, tratując przy okazji dyrektorkę. Później mówił, że to "coś" zmusiło go do tego.
Lilith potrafiła dosłownie wejść w czyjś umysł i narobić tam niemałego zamieszania. Im była starsza, tym sprawiało jej to większą przyjemność. Dlatego też szybko zrozumiała Jeffa. Uczucie, które towarzyszyło jej za każdym razem, gdy ktoś robił wszystko, co mu kazała nie było aż tak silne, by ją uzależniło, ale zdołała wyobrazić sobie jak bardzo musiało to pochłonąć jego. Osobę o roztrzaskanej w drobny mak psychice.
Jeff czuł się przy niej dobrze i nie chciał jej zabić, bo podświadomie zaczęła manipulować także jego umysłem. To ona była dla niego najlepszym lekarstwem.

3 komentarze:

  1. Kocham jak Jeff wariuje. Opisujesz to niesamowicie.

    OdpowiedzUsuń
  2. A już myślałam, że on ją zabił. Na szczęście nie

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak naprawdę, to gdyby Lilith umarła w tym punkcie możnaby było zakończyć wszystko... I wyszłaby całkiem fajna groteska. Eksperymentalna, ale zawsze.

    OdpowiedzUsuń