poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Rozdział 2

    Minęło pięć dni.
    Każdy agent kręcący się teraz po mieście wiedział, że Jeff ustalił sobie już specjalną technikę zabijania. Pojawiając się w jakimś miejscu, najpierw dawał o sobie znać za pomocą kilku niepowiązanych ze sobą morderstw. Potem czekał cierpliwie na zorganizowanie godziny policyjnej, a także objęcie ochroną miejsc pożytku publicznego i domów jednorodzinnych. Dopiero, gdy wszystko postawione było w najwyższej gotowości urządzał sobie "polowanie" Tak jakby chciał powiedzieć każdemu "Cokolwiek zrobicie mnie to nie powstrzyma. Ale próbujcie się bronić, dam wam szansę". Dlatego też agenci nienawidzili Jeffa. Zawsze udawało mu się ich wykpić. Byli po prostu pionkami w jego chorej grze.
O dwunastej dwadzieścia do klasy, w której lekcje miała Lilith weszło dwoje ludzi. Policjant i jeden z "agentów". Wywołano ją do gabinetu szkolnego psychologa.
    – Przykro mi, że dowiadujesz się tego ode mnie– zaczął agent – Twoi rodzice nie żyją. Zostali zabici przez Jeffa
    – A nie przez jego naśladowcę? Jeff podobno nie istnieje...– nawet w tak dramatycznej chwili dziewczyna zdobyła się na swój ulubiony sarkastyczny ton
    – Nazywamy tak wszystkich jego naśladowców – odparł jej wymijająco policjant – Widzisz, podejrzewamy, że ty będziesz następna – podał jej zdjęcie, które wisiało wcześniej nad jej łóżkiem. Lilith miała na nim domalowany szeroki uśmiech – On to zrobił i zostawił pod drzwiami. Chce cię w ten sposób zastraszyć, żebyś stała się łatwiejszym celem, ale nie dopuścimy do tego. Będziemy cię chronić na wszystkie możliwe sposoby...
    – Nie chce – przerwała stanowczym głosem – Zresztą to nic nie da. Tom też był chroniony. Jeśli mam zginąć, to zginę. Wolę nie rozwścieczać tego psychola i umrzeć w mało bolesny sposób.
    –Wiem, że teraz jesteś w szoku, ale zrobimy wszystko, co w naszej mocy, żeby zapewnić ci bezpieczeństwo...
    – Tego Jeffa widziały jedynie ofiary. Nie rejestrują go kamery, potrafi ominąć najbardziej skomplikowane systemy zabezpieczeń. Nie dacie rady – Lilith wstała – Pójdę już. Do widzenia. I nie życzę sobie by ktokolwiek mnie śledził – dodała widząc miny obu mężczyzn–W przeciwnym razie będę reagować agresywnie.
    Dziewczyna wyszła ze szkoły szybko i nie oglądając się za siebie. Po kilku minutach zorientowała się, że odruchowo skierowała kroki w stronę swojego mieszkania. Nie był to dobry pomysł, bo teraz roiło się tam od policjantów, wścibskich sąsiadów i innych osób, których nie miała najmniejszej ochoty oglądać. Odwróciła się i poszła w przeciwnym kierunku, a po chwili wyszła już z miasta. Znajdowała się w lesie. Każdą inną osobę na jej miejscu przeraziłaby wizja wejścia na nieznany sobie, wyludniony teren, ale Lilith właśnie tego potrzebowała. Ku swojemu zdziwieniu nie czuła strachu przed czekającą ją brutalną śmiercią. Zagłębiała się coraz bardziej w gęstwinę drzew, robiąc tym samym na złość wszystkim, którzy wciskali jej na siłę swoją wątpliwą pomoc.
    W końcu zmęczona oparła się o ogromną sosnę i usiadła na posłaniu ze starych igieł. Nagle nie wiedzieć czemu zrobiła się bardzo senna. Chciała iść spać.
    Z zamyślenia wyrwał ją odgłos kroków. Były ciche, ale niewątpliwie męskie. Jakiś chłopak zbliżył się i kucnął po przeciwnej stronie. Wybrał sobie dokładnie takie miejsce by móc jej się przyglądać przez cały czas, ale samemu pozostać w ukryciu.
    – Uciekłaś ze szkoły? – zapytał w końcu. Głos miał już całkowicie męski i był niewątpliwie starszy od niej
    – Dokładnie. Moi rodzice nie żyją, niedługo zostanę całkowicie obdarta z prywatności, a potem zabita przez psychopatę z nożem. Uznałam więc, że nie będę marnować tam swojego czasu, bo i tak niewiele mi go pozostało. A ty kim jesteś? Często zagadujesz ludzi w środku lasu?
    – Jeśli mam humor– po tych słowach nieznajomy zaśmiał się cicho– A tak się składa, że dzisiaj mam wyjątkowo dobry dzień. Pięknie tu, prawda? Rzadko kiedy umiera się w tak dogodnym miejscu.
    Lilith poczuła w żołądku bolesny ścisk. Najciszej jak tylko mogła odwróciła się w stronę swojego rozmówcy. Miał czarne, długie, lekko potargane włosy i brudną szaro– brązową bluzę. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że ta bluza wcale nie jest szaro– brązowa.
    Widniały na niej zaschnięte ślady krwi.
    – Dlaczego się nie odzywasz? Nie chcesz ze mną rozmawiać? Mam nadzieję, że nie uraziłem cię mówiąc tak bezpośrednio o śmierci, gdy ty niedawno zostałaś sama na świecie.
    – Skąd Jeff, nie czuję się obrażona – dziewczyna uśmiechnęła się ironicznie, a on zaczął się głośno śmiać. Po chwili błyskawicznym ruchem doskoczył do niej, ściągnął kaptur i odgarnął włosy. Pierwszym co zauważyła w jego wyglądzie były powieki, a raczej ich całkowity brak. Skórę miał koloru mlecznobiałego, a policzki rozcięte w ogromny uśmiech.
    – Jakieś ostatnie życzenie? – syknął jej prosto w twarz
    – Tak. Poćwicz spostrzegawczość! – To mówiąc Lilith odepchnęła go na bok i odbiegła na bezpieczną odległość, ściskając w ręku nóż, który wyjęła z jego kieszeni
    –Oddaj to! – zażądał widząc swoją zgubę w jej dłoni– Tym zabiłem twoich starych, tamtą dziwkę i jej chłopaka! Muszę mieć na nim też twoją krew!
    – A więc jesteś TEN Jeff? Nie żaden naśladowca? – Lilith udawała, że go nie słyszy i oglądała nóż z zaciekawieniem – Zawsze mnie zastanawiało, w jaki sposób robisz te uśmieszki. Musisz wkładać to do ust, prawda? – Dziewczyna zademonstrowała swój tok myślenia, co bardzo ożywiło Jeffa – W ten sposób?
    – Daj – szepnął – Pokażę ci. Przyłóż to sobie ostrą stroną...
    – Myślisz, że poddam ci się tak łatwo? Jeśli tak, to nie wiesz o mnie kompletnie nic.  Byłam przekonana, że wcześniej śledzisz każdą przyszłą ofiarę. Starasz się poznać jej słabe i mocne strony... Lubisz biegać?
    – Co? – Jeff został kompletnie wybity z rytmu tym pytaniem– A co cię to obchodzi?
    – Pobawmy się trochę. Urządzimy sobie wyścig do końca lasu. Jeżeli uda mi się przebiec na drugą stronę ulicy, to nic mi nie zrobisz i wyniesiesz się stąd. Jeżeli jednak byś mnie złapał...
    – Pójdziesz spać! – jego głos stał się nagle niesłychanie melodyjny – I będziesz taka piękna, jak ja!
    Jeff po raz pierwszy w życiu poczuł do kogoś sympatię. Zabił tej dziewczynie rodziców i planował uśmiercić ją samą, a ona mając tego pełną świadomość zaproponowała mu zabawę. Lubił bawić się ze swoimi ofiarami, torturować je i patrzeć jak powoli ulatuje z nich życie. A ściganie ich także sprawiało mu niemała przyjemność. Miał na to swój sprawdzony sposób, który teraz wykorzystał.
    Lilith zerwała się do biegu, nie czekając, co będzie dalej i wypominając sobie w myślach swoją głupotę. Zadziałała pod wpływem nerwów, czego bardzo teraz żałowała. Gdyby była w pełni sił psychicznych na pewno postąpiłaby nieco inaczej, ale rzadko kiedy ma się okazję spotkać na swojej drodze legendarnego seryjnego mordercę i ludzie często reagują impulsywnie, gdy taka okazja im się nadarzy. Ku zdziwieniu dziewczyny Jeff wcale jej nie gonił, tylko szedł szybko, co jakiś czas omijając drzewa, by mieć ją cały czas w polu widzenia.
    Do końca zostało jeszcze kilka metrów. Wtedy odwróciła się do niego ostatni raz, by zakomunikować swoje zwycięstwo w zakładzie i prawie natychmiast tego pożałowała. Jeff zaczął biec z niesłychaną prędkością, o jaką nigdy by go nie podejrzewała. W niecałe dziesięć sekund później przyciskał ją do siebie jednocześnie obracając ostrze dużo większego noża bardzo blisko jej serca.
    – Naprawdę myślałaś, że mam tylko jeden? Jeśli tak to nie wiesz o mnie kompletnie nic – przedrzeźniał ją – Nie bój się, nie zabiję cię dzisiaj.
    – A kiedy? – dziewczyna rozmasowywała sobie ramię, za które wcześniej boleśnie ją szarpnął
    Jeff udawał zamyślonego przez kilka chwil.
    – Za miesiąc. Zdążysz pozałatwiać wszystkie sprawy, a ja w tym czasie trochę odpocznę. Potraktuj to, jako podziękowanie za dzisiejszą zabawę. Poza tym i tak nie mam już nastroju do zabijania.
    – Zauważyłam, że jesteś zbyt spokojny jak na psychopatę – przyznała mu – I mówisz całkiem normalnie. Nie jąkasz się, nie krzyczysz, ani nie śmiejesz co chwilę.
    – Nie znaczy to, że nie mógłbym cię teraz wypatroszyć. Po prostu nie sprawiłoby mi to zbyt dużej satysfakcji – Jeff naciągnął na głowę kaptur i włożył ręce do kieszeni – Do następnego, Lili.
    Dziewczyna długo jeszcze na niego patrzyła zanim zniknął w głębi lasu. Nawet nie poczuła, kiedy wyjął jej z ręki swój nożyk.

4 komentarze:

  1. Jeffi ma mlecznobiałą skórę. Fajnie to brzmi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dopiero teraz zakumałem, że to się dzieje kilka lat później i dlatego on jest dorosły. #GENIUS

    OdpowiedzUsuń
  3. Naprawdę świetne. Bardzo wciągająco piszesz

    OdpowiedzUsuń
  4. Nareszcie jakieś dobre opowiadanie o Jeffie! Lecę czytać dalej, i jestem prawie pewna, że jeszcze trochę tu zostanę :3

    OdpowiedzUsuń