Tak więc nadal żyła. Nie był to jednak najlepszy etap w jej życiu.
Zaczynała być zła na Jeffa za to, że potraktował ją z litością. Teraz kręcił się wokół niej inny człowiek. Był to Clark – młody agent Fundacji SCP, która bezskutecznie starała się schwytać seryjnego mordercę. Doskonale wpisywał się w typ mężczyzn, których Lilith nienawidziła z całego serca. Przesadnie romantyczny, ciągle pojawiał się "przypadkiem" tam gdzie ona i uważał się za rycerza w lśniącej zbroi. Był też obleśnym zboczeńcem, co czyniło go skutecznie odpychającym, pomimo miłego wyglądu.
Mimo stanowczych sprzeciwów była ochraniana przez cały czas. Cieszyła się, że przynajmniej pozwolili jej nadal mieszkać w swoim małym mieszkanku. Na pogrzeb rodziców naturalnie jej nie puszczono. Przez Clarka.
Sześć dni po spotkaniu z Jeffem obudziły ją hałasy dobiegające z kuchni. Zegarek pokazał czwartą rano. Ktoś najwyraźniej już nie spał, tylko zabawiał się we włamywacza i teraz czegoś szukał. Pomyślała, że pewnie chcą zainstalować jej w domu kolejną kamerę (wszystkie wcześniejsze odnalazła i zepsuła). Wyszła z pokoju obiecując sobie, że ktokolwiek to będzie ostro pożałuje zakłócania jej spokoju.
– Jeff?! – krzyknęła zszokowana widząc, kto ją obudził – Mogę wiedzieć, jakim prawem żresz bezczelnie to, co mam w lodówce?
– Jesteś jedyną osoba, którą tu znam. Wiem gdzie mieszkasz. Wiem, że nie zadzwonisz po psy, bo nie powiedziałaś im jeszcze o naszej zabawie. I jestem kurewsko głodny – nawet nie spojrzał w jej stronę mówiąc to.
– Odsuń się – Lilith złapała go w pasie i pociągnęła w swoją stronę. Był bardzo szczupły – Kurwa! Wszystko zjadłeś – krzyknęła widząc, że w lodówce został tylko jogurt.
Jeff zachichotał złośliwie. Widzieć czyjąś wściekłość było prawie tak samo przyjemnie jak widzieć strach.
– Jak można pozbawiać swoją ofiarę ostatnich posiłków?! Według ciebie mam przez miesiąc przetrwać o samym powietrzu?! Od kiedy tu jesteś? Kto w ogóle wpuścił cię do środka, przecież na zewnątrz jest mnóstwo ludzi!
– Wiesz – Jeff przekręcił głowę lekko w bok –Nie było tak źle. Wchodziłem do bardziej strzeżonych miejsc.
– Po ilości świeżych plam na twojej bluzie wnioskuję, że pod moim domem leży stos trupów – dziewczyna spojrzała na niego i skrzywiła się – Mogę ci to wyprać, jeśli chcesz.
–Mam tylko jedną! – Jeff odsunął się – Nie dam ci jej, bo będzie mi zimno. A tamci sami byli sobie winni. Próbowałem grzecznie z nimi porozmawiać, ale oni zaczęli do mnie strzelać.
Lilith ziewnęła i potarła dłonią oko
– Idę spać, a ty rób co chcesz. Tylko nie podpalaj niczego. Dobranoc.
– Idź spać! – syknął w odpowiedzi – Co? – spytał, gdy odwróciła się do niego ze strachem – masz miesiąc, mówiłem ci. Ja dotrzymuję słowa.
Lilith wróciła z powrotem do swojego pokoju, ale wiedziała, że i tak już nie zmruży oka. Nie czuła strachu przed Jeffem, chociaż wiedziała, że powinna. Kto normalny pozwala seryjnemu mordercy siedzieć w swoim mieszkaniu?! Jego samego też to dziwiło. Jeff w swoim życiu zabił już wiele osób, ale jeszcze nie zdarzyło się, by ktoś zachowywał się względem niego w taki sposób. Wytłumaczył to sobie tym, że Lilith pogodziła się już ze śmiercią i teraz wszystko jest jej obojętne. Nie próbuje z nim walczyć, bo wie, że nie wygra, a więc zaczęła traktować go, jakby był zwykłym człowiekiem.
Parę minut później dziewczyna zobaczyła jak Jeff wchodzi przez uchylone lekko drzwi. Patrzył na nią przez chwilę, prawdopodobnie oceniając czy już zasnęła, a następnie podszedł bliżej. Siedział na podłodze przy łóżku. Ich twarze niemal się dotykały.
– Kto ci to zrobił? – Lilith pogłaskała Jeffa po policzku. Jego biała skóra okazała się szorstka w dotyku.
– Ja sam–mruknął – Nie podobam ci się?
– Nie wiem– odparła mu – O mordercach raczej nie myśli się w tych kategoriach.
– Powiedz! – nalegał – Uważasz, że jestem piękny?
–To chyba dla ciebie bardzo ważne, co? – Lilith starała się zyskać na czasie, myśląc nad odpowiedzią najbardziej zbliżoną do prawdy, a jednocześnie taką, która by go nie uraziła. Nie ma nic gorszego niż urażony psychopata – Uśmiechnij się!
Jeff wyszczerzył zęby i wyprostował się nienaturalnie. Sprawiał wrażenie lekko nieokrzesanego wesołego dzikusa. Nie sposób było się nie roześmiać na jego widok. Bardzo spodobał mu się sposób w jaki Lilith się śmiała. Chciał jeszcze ją rozbawić, by zobaczyć jak się śmieje.
– Jesteś śliczny – stwierdziła – Ale jeśli przyszedłeś tu szukać jedzenia, to go nie znajdziesz.
– Wiem. Nie jestem już głodny.
–To czego jeszcze chcesz?
– Mogę się zdrzemnąć tu, obok ciebie? Jestem już bardzo zmęczony.
– W takim uświnionym ubraniu mogę cię co najwyżej wpuścić na wycieraczkę!
Jeff prychnął z irytacją.
– Chcesz się ze mną bzykać, że ciągle każesz mi się rozbierać?!
– Skąd! Po prostu Clark lubi tu węszyć i o wszystko mnie wypytywać. Gdyby zobaczył na łóżku krew, chyba przykułby mnie do siebie kajdankami!
– Głupie imię. To twój chłopak? – Jeff ściągnął bluzę i podkoszulek, a potem poszedł za Lilith do łazienki – Gacie też mam zdjąć?
– Na wypranie tego trzeba będzie poświęcić kilka dni. Spodnie i tak masz w dość dobrym stanie...– dziewczyna rozłożyła w rękach jego podkoszulek i przyjrzała mu się sceptycznie – Chcesz jakiś większy?
– W tym mi dobrze.
Jeff od momentu porzucenia domu zmieniał bluzę już kilka razy, jednak podkoszulek zawsze sobie zostawiał. Nie ze względu na sentyment, bo o takich uczuciach jak sentymentalność nie wiedział kompletnie nic. Po prostu zapominał o nim ciągle i tym sposobem ciągle nosił rozmiar dla trzynastolatka. Osłaniał mu już połowę brzucha, ale zawsze ubierał na niego bluzę, toteż nie przejmował się tym. Właściwie mało obchodził go jego wygląd.
– Jak chcesz – odparła wzruszając ramionami – Idziemy, czy może wolisz spać w wannie?
– Kiedyś spałem w wannie. A potem jej właściciel mnie odkrył i zaatakował miotłą. Teraz wolę iść z tobą do łóżka – Jeff zaśmiał się wyczuwając dwuznaczność swoich słów.
– Chodź tu na chwilę – dziewczyna wyjęła z szuflady krople do oczu i czarną opaskę – Nie bolą cię?
– Bolą – przyznał – Ale da się wytrzymać. Dlaczego się mną przejmujesz? To prezent? – zapytał, kiedy wręczyła mu tę opaskę.
– Tak. Zakładaj ją do spania, to będzie ci lepiej.
Lilith nie przypuszczała, że kiedykolwiek będzie leżeć obok seryjnego mordercy. Jeff nagle odwrócił się w jej stronę i szturchnął lekko.
–Co?! – zapytała zirytowana – Chciałeś spać, to śpij!
– Zastanawiam się, czy pozbyć się tego Clarka o którym mówiłaś. Jest według ciebie kimś, na kogo trzeba uważać?
– Nie. To po prostu niegroźny pionek. Za wszelką cenę chce zakończyć twoją sprawę, bo to podniosłoby jego prestiż. Siedzi w niej od momentu przystania do SCP i pewnie znudziło mu się już jeżdżenie za tobą po całym kraju – Lilith westchnęła – mam wrażenie, że on się do mnie przywala. Jest strasznie wkurzającym typem. Kiedy coś mówię gapi się w moje cycki.
– To niezbyt mądre. Mnie o wiele bardziej interesuje wnętrze kobiety. Trzustka, wątroba, jelita, płuca... Nic nie widzę w tej opasce!
– O to właśnie chodziło. Spróbuj teraz zasnąć. Nie martw się, nie wydam cię policji.
jestem dziwna ale chcę takiego chłopaka :)
OdpowiedzUsuńJa też :3
UsuńJa też ;3
UsuńOn jest... sympatyczny. Mimo wszystko. Mimo, że jest mordercą.
OdpowiedzUsuńO matko, skisłam. Świetne dialogi XD
OdpowiedzUsuńMnie o wiele bardziej interesuje wnętrze kobiety... XD
OdpowiedzUsuńCzyżby wykorzystywanie naiwnej ofiary?
OdpowiedzUsuńTo było tak cudowne gówienko, że po prostu teraz czytam z łezką w oku.
OdpowiedzUsuńSzkoda że pousuwałaś komcie z burzy, bo byłoby się z czego pośmiać, zwłaszcza teraz po "delikatesach".
Ta... Kiedyś była dupa wołowa, dzisiaj jest dupa ze stali.
Analiza tego czegoś już się pisze i na dniach będzie gotowa.
PROSZEM NIE KRYTYKOWAĆ BO JA JESTEM WRARZLIWA I MAM ARTYSTYCZNO DUSZE...
UsuńJakby nie te gównoburze z Tobą, to też byłabym takim delikatesem...
Matko, ile analizatorów zamierza przygarnąć ten ficzek? SAC, ty i kto jeszcze?