Nadszedł wieczór.
Jeff nadal był przygaszony i nie
odzyskał dobrego humoru, mimo usilnych starań Lilith. Nie polepszyło mu się
nawet wtedy, gdy położyli się oboje do łóżka. Zwykle wtedy zaczynał wsadzać
dziewczynie ręce pod piżamę i usilnie prosić ją by pozwoliła mu na "jeden
raz", jak określał seks. Tym razem odwrócił się głową do ściany i nie
odzywał się w ogóle.
Lilith wiedziała, że dla niego
temat śmierci brata był bardzo bolesny, Nie przeczuwała jednak, że będzie o tym
pamiętał aż tak długo. Współczuła mu z całego serca, bo wiedziała jak bardzo
wyrzuty sumienia potrafią być męczące.
W nocy miał bardzo nieprzyjemny sen.
Przyśnił mu się jego brat, co zawsze było dla niego bardzo przykre. Nienawidził
tych snów, ponieważ Liu był w nich albo śmiertelnie na niego obrażony, albo
smutny. Jeff nie wiedział co byłoby dla niego gorsze, ale w duchu marzył, aby
móc kiedyś spotkać brata, chociaż przez chwilę. Nawet jeżeli próbowałby zemścić
się na nim byłoby to lepsze niż ciągła tęsknota.
Był na cmentarzu. Było ciemno, nie paliła się żadna latarnia, a na grobach nie widać było zniczy. Zdał sobie sprawę, że nigdy nie odwiedził grobu brata. Postanowił go poszukać, chociaż nie miał pewności, czy aby znajduje się na właściwym cmentarzu.
Był na cmentarzu. Było ciemno, nie paliła się żadna latarnia, a na grobach nie widać było zniczy. Zdał sobie sprawę, że nigdy nie odwiedził grobu brata. Postanowił go poszukać, chociaż nie miał pewności, czy aby znajduje się na właściwym cmentarzu.
Nagle jego oczom ukazał się mały
chłopiec zapalający świeczkę na jednym z grobów. Odwrócił się w jego stronę i
pomachał ręka uradowany
– Jeff! Braciszku, chodź tutaj –
zawołał
– Liu...– Jeff poczuł, że coś ściska
go w gardle – Wybacz mi. Nie chciałem was wszystkich zabić, coś mi po prostu
kazało.
– Wiem Jeff. Nie jestem na ciebie
zły. Zawsze byłeś dla mnie dobrym bratem i broniłeś mnie przed innymi. Nie
miałeś wsparcia od nikogo, więc to normalne, że coś w tobie pękło – Liu objął
Jeffa swoimi małymi rękami – Zawsze będę cię kochał, nieważne co zrobisz.
– Gdzie my właściwie jesteśmy?– Jeff
rozejrzał się po cmentarzu– To tutaj was pochowali?
Chłopiec tylko kiwnął głową.
– Tu śpią rodzice. Ja jestem daleko.
– Zrobili ci oddzielny grób?
– W ogóle nie rozumiesz – Liu
zmrużył oczy zirytowany, ale zaraz potem znowu przytulił się do Jeffa –
Dobranoc braciszku. Mam nadzieję, że znowu się spotkamy, bo fajnie mi się z
tobą rozmawia.
Jeff obudził się i zdał sobie
sprawę, że policzki ma mokre od łez. Mimo, że spalił swoje powieki nadal mógł
płakać. Wstał z łóżka i poszedł do piwnicy. W środku miał jedyną rzecz, którą
wziął przez przypadek z domu. Było to zdjęcie, które razem z Liu zrobili sobie
podczas jego urodzin. Przez ciągłe noszenie w kieszeni podarło się i
zniszczyło, ale przynajmniej mógł popatrzeć na twarz brata.
W pewnej chwili do piwnicy weszła
Lilith i mocno go przytuliła. Próbował się od niej odsunąć, bo nienawidził, gdy
ktoś przyłapywał go w chwili słabości, ale w końcu poddał się.
– Nie bądź
smutny, Jeffy – wyszeptała do niego – Jestem pewna, że on już ci to wybaczył.
Na sto procent. Chodź na górę i nie rozmyślaj już o tym co było, bo będzie ci
to przesłaniać przyszłość.
Zbyt krótki... Zbyt fajny.....
OdpowiedzUsuń