wtorek, 12 sierpnia 2014

Rozdział 4

    O jedenastej przyszedł Clark. Lilith zwlokła się niechętnie z łóżka słysząc natarczywe dzwonienie do drzwi.
    – Wszystko tu w porządku?! Widziałem co się stało na zewnątrz! Zrobił ci coś???
    – Kto? – dziewczyna była jeszcze zaspana i nie rozumiała o co chodzi – Aha, Jeff? Nie, nie zrobił mi krzywdy.
    Agent zamrugał ze zdziwienia oczami.
    – Jak to... On tu jest?!
    – Nie...
    – Na pewno nic ci nie zrobił? Nie powinienem zostawiać cię pod opieką tych idiotów. Sam dopilnuję żebyś była bezpieczna.
    – Już mówiłam – wycedziła przez zaciśnięte zęby. – Nic mi się nie stało!
    – Ale on POZABIJAŁ wszystkich ochroniarzy, rozumiesz? –Clark wrzasnął będąc już na granicy obłędu – Więc pewnie przyszedł tu i gdzieś siedzi!
    – Być może zobaczył kogoś i spanikował. To psychol, wszystkiego można się po nim spodziewać. A ja wyraźnie uprzedzałam, że nie chcę żadnej ochrony. Ci ludzie zginęli niepotrzebnie.
    – Posłuchaj – Clark przejechał palcem po jej policzku – Chcę cię przed nim ochronić. Byłoby szkoda, gdyby taka... – zerknął na jej dekolt – Taka ładna dziewczyna umarła.
    Lilith gwałtownie odskoczyła.
    – Stanowczo nie życzę sobie być przez pana dotykaną! Ma pan mnie zostawić w spokoju, bo jak nie to zacznę wyciągać konsekwencje!
    Agent zaśmiał się złowrogo, czym zaczął przypominać Jeffa.
    – Myślisz, że się ciebie boję? I tak nikt ci nie uwierzy. Oszalałaś ze strachu i wygadujesz głupoty. Taka jest oficjalna wersja, więc lepiej bądź dla mnie miła gówniaro, bo jesteś na mojej łasce!

    Po jego wyjściu Lilith osunęła się na podłogę i wybuchła niekontrolowanym płaczem.     Bądź co bądź miał rację. Nikt jej nie uwierzy. Poczuła wtedy, że musi chwycić się ostatniej deski ratunku. Jeff w końcu radził sobie z o wiele silniejszymi ludźmi. Tylko jak ma go przekonać, by obronił JĄ? Gdyby był normalnym facetem po prostu by go w sobie rozkochała. Znała wiele sztuczek, które działały na mężczyzn, a sama nie była brzydka. Jednakże tym razem miała do czynienia z wyrachowanym psychopatą, który raczej nie był zdolny do odczuwania miłości. W pewnej chwili usłyszała krzyk Jeffa. Szybko przekręciła klucz w zamku od swojego pokoju.
    Jeff leżał na podłodze, szukając czegoś po omacku. Najprawdopodobniej spadł przed chwilą z łóżka. Był wystraszony, rozwścieczony, albo jedno i drugie. Miotał się na wszystkie strony i co jakiś czas wpadał na meble.
    – Wypuśćcie mnie stąd! – wrzasnął – Ja się zmienię!
    – Hej! – Lilith delikatnie wzięła go za rękę– Wszystko już dobrze, nie krzycz.
    – Gdzie ja jestem?! Dlaczego nic nie widzę?!
    Dziewczyna zdjęła mu z oczu opaskę.
    – Już lepiej? Jesteś u mnie. Wszystko w porządku, nikt cię nie aresztował, ani nigdzie nie zamknął.
    Jeff wyprostował się i usiadł na łóżku. Ruchy nadal miał gwałtowne i ostre.
    – Płakałaś– zauważył – Co... się stało?
    – Nic, nie przejmuj się. Jest dobrze – było to jak najprawdziwsze kłamstwo, ale wypowiedziała je bez mrugnięcia okiem.
    – To przeze mnie? Nie... nie chciałem... zabić twoich rodziców. Ja... czasami nie chcę zabijać, ale muszę. To jest... uzależnienie– Jeff mówiąc to robił długie przerwy podczas których wstrzymywał oddech i zaciskał zęby, tak jakby powstrzymywał się przed czymś.     Kosztowało go to wiele wysiłku, toteż Lilith nie rozmawiała z nim długo. Wzięła trochę pieniędzy z szafki w której jej rodzice składowali gotówkę "na czarną godzinę" i poszła kupić coś na śniadanie. Długo zastanawiała się, czy powinna kupować coś Jeffowi, bo w końcu wcześniej zjadł wszystko, co miała. W końcu zdecydowała się kupić mu kiełbaski. Psychopaci zawsze kojarzyli jej się z chorobliwym uwielbieniem produktów mięsnych. Dla siebie wzięła dwie bułki i kilka plasterków żółtego sera.
    Jeff siedział przy stole, patrząc jak Lilith je swoje kanapki, ale gdy zaproponowała mu kiełbaskę, odmówił. Był cały czas cicho, jednak sprawiał wrażenie jak gdyby chciał coś powiedzieć. Dziewczyna wiedziała, że niedługo władzę nad jego ciałem przejmie całkiem inna osoba. Jeff nie chciał jeszcze dopuścić jej do głosu i dusił wszystko w sobie.     Przypomniała sobie o jego bluzie i poszła po nią do łazienki.
    – Proszę– powiedziała – Jest prawie całkowicie biała, tylko rękawy się nie doprały. Jak się wysuszy to ci ją wyprasuję.
    Pokręcił głową przecząco i założył bluzę na siebie.
    – Pachnie tobą – stwierdził dość spokojnym głosem– Muszę już iść!– gwałtownie poderwał się z miejsca jak ukłuty szpilką i ruszył w stronę drzwi wyjściowych, wcześniej ukradkiem chowając nóż do kieszeni.
    – Wpadnij jeszcze kiedyś– rzuciła za nim od niechcenia – Jesteś lepszym towarzystwem niż Clark – dodała ciszej.

    Lilith nie wiedziała czemu zaczęły nią targać tak skrajne emocje.
    Kiedy Jeff zasnął obok niej zdała sobie sprawę, z jaką łatwością mogłaby go zabić. Był w końcu zwykłym człowiekiem, więc wystarczyłoby tylko poderżnąć mu gardło żeby uratować życie sobie, a także wielu innym ludziom. Miała doskonałą okazję, ale nie wykorzystała jej. Uświadomiła sobie, że Jeff został u niej, ponieważ wiedział, że nic nie powiedziała policji i ufał, że i tym razem go nie wyda. Właśnie to zaufanie spowodowało, że jednak zdecydowała się nie krzywdzić go. Było to jednak postępowanie idiotyczne. Co z tego że nic mu nie zrobi, skoro on i tak zabije ją, gdy minie umówiony miesiąc. Dziewczyna zastanawiała się też nad słowami, jakimi opisał swoją potrzebę zabijania.
    "– To jest... uzależnienie."
    Czy naprawdę można uzależnić się od krzywdzenia innych? Wydawało jej się to niemożliwe, ale cały czas patrzyła na sprawę z perspektywy ofiary. Żeby zrozumieć co miał na myśli musiałby spojrzeć na świat jego oczami. Przez chwilę poczuć się jak niezrównoważony seryjny morderca. Ale do tego potrzebowałaby jeszcze kilku spotkań z Jeffem.
    On w tym czasie szedł przez niechlujnie wyglądające podwórko z kapturem naciągniętym na głowę. Jego długie włosy zasłaniały mu twarz, więc unikał niepotrzebnych spojrzeń przypadkowych przechodniów. Szukał sobie kolejnego celu. Kogoś, kto byłby idealny na dzisiejszy dzień. Jeff, jeśli nie planował zabić całej rodziny (do tego typu morderstw przygotowywał się przez kilka dni) zwykle wybierał ludzi przypadkowo spotkanych na ulicy. Nie było jednej konkretnej reguły. Jednego dnia człowiek mógł ujść cało, ponieważ nosił kraciastą koszulę, innego zaś właśnie za to straciłby życie. Chodziło o to kto pierwszy rzuci się Jeffowi w oczy.
    Tego dnia spotkał już taką osobę. Jego bluza pachniała nią teraz, co mimo wszystko było przyjemne. Dlaczego wiec tak bardzo starał się ją oszczędzić? Nie chodziło o bycie słownym, Jeff już wiele razy okłamywał ludzi. Zwykle obiecywał im, że umrą szybko i bezboleśnie, a potem śmiał się w ich wykrzywione cierpieniem twarze. Ale Lilith nie była zwyczajna. Wiedział to już kiedy zaczął ją obserwować. Ciężko mu było poznać jej typowy plan dnia, bo takiego nie miała. Raz wychodziła z domu przed wschodem słońca, a raz w południe. Wracała także o dziwnych porach. Nie miała grupy najbliższych przyjaciół, jak wiele poprzednich jego ofiar w tym wieku. Jeff pomyślał, że ta dziewczyna jest inną osobą każdego dnia.
    – Jednak jaka by nie była, za miesiąc umrze – mruknął – Pójdzie spać. I będzie piękna.
    Jego rozmyślania zakłóciła zmiana zapachu. Teraz czuł mieszankę wody kolońskiej i potu. Rozejrzał się dookoła i zobaczył źródło odoru. Tuż obok niego przeszła kłócąca się ze sobą para. Mężczyzna o tępym wyrazie twarzy, wyglądający jak typowy goryl popchnął swoją dziewczynę brutalnie zaczął krzyczeć jakieś nieokreślone słowa. Jeff podszedł do niego spokojnie, jak gdyby nigdy nic wyjął nóż z kieszeni i czekał cierpliwie aż tamten skończy maltretować dziewczynę i łaskawie zainteresuje się jego osobą.
    – Czego chcesz?! – warknął, kiedy zauważył nietypowego obserwatora – Idź stąd, bo mamy do załatwienia prywatne sprawy!
    Jeff roześmiał się i z całej siły wbił nóż w jego brzuch. Rozpruł mu jelita z niesłychaną łatwością, co go rozgniewało. Wybierając sobie tak groźnie wyglądający cel, liczył na ofiarę z większymi ambicjami. Lubił ludzi, którzy biernie poddawali się wszystkiemu, co chciał z nimi zrobić, ale jeszcze większą radość sprawiały mu jednostki walczące. Takie które uciekały przed nim mimo noża wbitego w nogę, takie które próbowały go zaatakować, albo pobić i te, które do ostatniej chwili prosiły go, by je oszczędził. Teraz chciał poczuć przypływ adrenaliny, a jedyne co poczuł to, że zapach Lilith został zastąpiony przez zapach krwi.
    – Idź spać – szepnął i przejechał ostrzem po gardle mężczyzny. Następnie rozciął policzki w ogromny uśmiech i odetchnął, jakby właśnie zrobił coś o czym od dawna marzył. Jego bluza znów była upstrzona czerwonymi plamami.
    – Muszę skończyć z zabijaniem ludzi w ten sposób. Ta nowa technika daje piękny końcowy efekt, ale nienawidzę wyplątywać noża z flaków – Jeff wstał i kopnął kawałek jelita w stronę przyglądającej się wszystkiemu, zszokowanej dziewczyny. – A ty co o tym sądzisz?
    Ona w odpowiedzi zwymiotowała i zaczęła się trząść.
    – Masz rację, to obrzydliwe. Nie chciałbym umrzeć w ten sposób, a ty?
    – Nie rób mi krzywdy– wyjąkała – Błagam cię, pozwól mi odejść.
    Jeff otarł nóż o kieszeń swojej bluzy. Podszedł do dziewczyny, chwycił ją za szyję i przydusił tak, by otworzyła usta, do których szybko włożył ostrze swojego noża. Zaczął wycinać jej uśmiech.
    – Nie płacz, bo to tylko pogarsza sprawę! – warknął, a potem westchnął ciężko – Nie rozumiem was; najpierw prosicie żeby jak najmniej bolało, a potem sami wyrywacie się i płaczecie, sprawiając sobie trzy razy większy ból. Widzisz, już koniec. Jesteś teraz przepiękna. Posłuchaj mnie maleńka, pójdziesz teraz na policję, powiesz, że widziałaś Jeffa i cudem uszłaś z życiem, a potem zaprowadzisz ich tutaj. Zrozumiałaś?
    – Mhm...
    W jednej chwili chwycił dziewczynę za ramię i podniósł z ziemi
    – To idź stąd w cholerę!
    Dziewczyna odbiegła co jakiś czas słaniając się na nogach, a Jeff podszedł do porzuconego w kącie ciała.

3 komentarze:

  1. Kurczę to jest klasyk. Takie fajne, a takie krótkie no -.- Ale dzięki temu że krótkie to przynajmniej ciekawe. U mnie to skończyłoby się rzewnym opisem uczuć, który zanudziłby czytelników na śmierć

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe jak to jest prać bluzę komuś, kto chce cię zabić?

    OdpowiedzUsuń
  3. Wracam po latach i teraz zastanawiam się kto był "tym sprytnym" w JXL
    SPOILER


    Lilith bo "namieszała" w mózgu i tak już choremu Jeffowi i jej nie zabił
    Czy Jeff który wykorzystuje biedną naiwną ofiarę, żeby mu prała, sprzątała i wgl...

    OdpowiedzUsuń