sobota, 16 sierpnia 2014

Rozdział 7



Gdy Lilith obudziła się następnego dnia, ledwo mogła chodzić.
Nie pamiętała jak długo Jeff się z nią zabawiał, ale podejrzewała, że co najmniej cztery godziny. Nieźle jak na kogoś zupełnie pozbawionego uczuć.
Sąsiedzi dwa razy przychodzili do nich z prośbą o zachowanie ciszy nocnej. Właściwie to przychodziła tylko jedna sąsiadka – pani Brickle. Denerwowała Jeffa tak bardzo, że kiedy Lilith zasnęła, poszedł pozbyć się uciążliwej kobiety.
Dziewczyna po raz pierwszy w życiu obudziła się o dwunastej w południe. Jeff spał na plecach zasłaniając jedną ręką oczy. Wreszcie miała okazje przyjrzeć się mu z bliska przez dłuższy czas.
Był chudy, ale nie sprawiał wrażenia słabego. Bieganie za ludźmi i wchodzenie im do domów przez okna bardzo dobrze wpłynęło na jego ciało.
Przypatrywała mu się przez chwilę, a później wzięła z dywanu jego bluzę i założyła na siebie. Poczuła zapach krwi pomieszanej z jego potem. Ta mieszanka mimo wszystko pachniała cudownie. Esencja mordercy. Byłaby to dobra nazwa dla perfum.
Na śniadanie zrobiła jajecznicę na bekonie. Kiedy zaniosła ją do pokoju, Jeff już nie spał. Na jej widok zaczął się śmiać.
– A więc to ty ukradłaś mi moją bluzę? Całkiem dobrze w niej wyglądasz.
– Niewiarygodne, że masz jeszcze siłę na cokolwiek – mruknęła bardziej do siebie niż do niego– Dla mnie to było wykańczające.
Nagle rozległ się sygnał komórki, a Lilith jęknęła.
– Jeszcze jego mi tu brakowało!
– Kogo?
– Clarka! – niechętnie zwlokła się z krzesła, na którym udało jej się przed chwilą usiąść w miarę wygodnie
– Słucham?... Nie... Nic nie wiem w tej sprawie... Do widzenia!... Tak, jestem zajęta!!! – krzyknęła i rozłączyła się
– On jest upierdliwy, prawda? – zapytał cicho Jeff
– Tak. Colin Clark z SCP. Pojęcia nie mam skąd on się tam wziął!
– Powiedz mi o nim trochę więcej– poprosił po chwili namysłu
– Jest w podobnym wieku, co ty. Najbardziej obleśny człowiek, jakiego widziałam. Uparł się na mnie i nie daje mi spokoju. Ale i tak jest lepiej, niż gdyby dowiedział się, że spędziłam noc u ciebie. Rozumiesz teraz, dlaczego tak się martwiłam?
– Pewnie jakby się dowiedział, że cię wczoraj zerżnąłem, to miałabyś jeszcze gorzej. Znałem kiedyś jednego Colina Clarka. Też był okropny.
– Może to ta sama osoba? Dobra, przestań już o nim mówić. Nie chcę sobie psuć siedemnastki. To w końcu moje ostatnie w życiu urodziny.
– Masz urodziny? Dzisiaj? Dlaczego nie powiedziałaś wcześniej?
– Powiedziałam – odparła zaskoczona jego reakcją – Słuchaj, idę wziąć prysznic, bo mam dziwne wrażenie, że coś tam we mnie siedzi. Masz tu swoje ubranko.
Lilith poszła do łazienki, a Jeff zaczął zastanawiać się, czy powinien zrobić coś w związku z jej urodzinami. Kłopot w tym, że w ogóle nie miał pojęcia co. Szybka rewizja telefonu dziewczyny pozwoliła mu znaleźć osobę, którą zamierzał poprosić o radę.
Alice Wilson była tak bardzo zżyta z Lilith, że można było z czystym sumieniem nazwać je najlepszymi przyjaciółkami, chociaż ta druga bardziej wolała stwierdzenie "dobre znajome". Mieszkała całkiem niedaleko, więc parę minut później Jeff był u niej w domu. Miał szczęście, bo rodzice Alice wcześnie wychodzili do pracy. Wyjął swój nóż i odruchowo wytarł go w spodnie, chociaż nie było na nim śladu krwi. Wszedł do pokoju Alice, a ona widząc go zaczęła krzyczeć.
– Zamknij się, bo ktoś tu przyjdzie!– Jeff zatkał jej usta ręką– Chcę cię zabić bez żadnych świadków!
Z oczu dziewczyny popłynęły łzy. Zaczęła się szarpać, ale trzymał ją mocno.
– Nie chcesz jeszcze umierać? Dobrze, w takim razie zawrzemy umowę. Zadam ci kilka pytań, a ty po prostu mi na nie odpowiesz. Jeśli krzykniesz, albo zrobisz coś, co mnie zdenerwuje, zginiesz ty, twoja rodzina i przyjaciele. Ale jeśli będziesz grzeczna nic ci się nie stanie, zgoda?
Alice kiwnęła głową nadal bardzo przerażona. Próbowała nie myśleć o rozciętych w uśmiech policzkach Jeffa i jego wypalonych powiekach, jednakże było to silniejsze od niej.
–Słucham więc– Jeff zabrał rękę z jej ust– Opowiedz mi o Lilith.
– A–a–a c–co k–k–konk–ret–t–nie?– Alice z przerażenia nie mogła przestać szczękać zębami
– Powiedzmy, że jest jakiś seryjny morderca, który obiecał zabić ją za miesiąc i podczas tego miesiąca się zaprzyjaźnili, tyle, że on i tak ją zabije, ale chce zrobić jej przedtem prezent urodzinowy, bo to ostatnie urodziny w jej życiu. I od razu mówię, że to nie ja, tylko mój kolega... No więc co o tym myślisz?
– Nie mam zielonego pojęcia, o czym ty mówisz! Jesteś nienormalny!
– TO WIEDZIAŁEM BEZ NICZYJEJ POMOCY!!!
Alice dostała ataku histerii i już nie dało się z niej nic wydobyć. Jeff pacnął się ręką w czoło. Czasami nie lubił budzić w ludziach takiego przerażenia, bo wtedy nie sposób było załatwić najprostszej sprawy.
– Nie rycz! Nic ci nie zrobię. Lilith pewnie byłaby zła, gdybym zamordował jej koleżankę.
Zanim do Alice dotarł sens tych słów, Jeffa już nie było. Postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i poważne porozmawiać z przyjaciółką. Już wcześniej zamierzała ją odwiedzić, ale bała się, że zostanie wyśledzona przez Jeffa. Teraz sytuacja prezentowała się dla niej jasno i chciała to wykorzystać.
– Alice? – Lilith na widok niespodziewanego gościa uśmiechnęła się przyjaźnie– Chodź, zapraszam. Miło cię widzieć. Co w szkole?
– Nic ciekawego, jak zwykle. Bez ciebie jest tam strasznie nudno.
– Nie myślę jak na razie o powrocie– Lilith wiedziała, że już w ogóle nie wróci, ale nie chciała mówić tego Alice.
– Tak przy okazji, to wszystkiego najlepszego. Kupiłam ci tylko czekoladę, bo nie wiedziałam, co wybrać w tym roku – dziewczyna urwała niespodziewanie– Jak tam z Jeffem?
– Całkiem dobrze. Nie jest tak strasznie jak mi się wydawało. To pewnie dzięki ochronie. Jeśli dobrze pójdzie, pożyję sobie jeszcze kilka dni.
– Lil, nie udawaj! Wiem wszystko– głos Alice był teraz twardy jak stal – On był dzisiaj u mnie i o mało nie doprowadził mnie do zawału! Ale przy okazji powiedział wszystko. Jak możesz przyjaźnić się z człowiekiem, który zabił ci rodziców? To przecież istny potwór, a ty...
– Nawet go nie znasz. To nie jego wina, on nad tym nie panuje– Lilith starała się bronić Jeffa– Chcę mu jakoś pomóc przez ten czas, który mi został.
– A potem co? Dasz mu się zabić?
– Nie mam innego wyjścia. Tak się ze mną umówił.
– Cholera jasna, co ty mówisz?! Umówił się z tobą?! Niby w jaki sposób?
– To długa historia– Lilith machnęła niedbale ręką – Dlaczego tak cię to bulwersuje? Przepraszam za niego, jeśli narobił ci dużych szkód. Ale nikt nie ma prawa się wtrącać w moje życie. Chcę go po prostu poznać. Zrozumieć dlaczego zaczął zabijać i okaleczył sobie twarz.
Alice westchnęła ciężko
– Może rzeczywiście jest w tym jakiś sens. Ale czy on naprawdę musi cię zamordować? Porozmawiaj z nim, może zostawi cię w spokoju. Skoro zgodził się poczekać miesiąc, to pewnie zgodzi się na więcej.
– To dziwne, ale on w ogóle nic nie mówi o zabiciu mnie. Wcale o tym nie wspomina, tak jakby zapomniał...
– Właśnie! To mu nie przypominaj. Niech siedzi tu z tobą, jeśli musi, możecie się nawet przespać...
– Wczoraj się przespaliśmy, skoro już o tym mowa– Lilith zachichotała widząc minę przyjaciółki– No co?
– Zastanawiam się, kto z waszej dwójki jest bardziej szalony.
W tym momencie do pokoju wszedł Jeff. Na jego widok Alice zadrżała i odwróciła wzrok.
– No proszę, już nie płaczesz?– zagadnął wesoło– O czym gadałyście?
– O tobie – odpowiedziała Lilith– Dlaczego próbowałeś ją zabić?
– Chciałem tylko się czegoś dowiedzieć. Taka metoda jest najskuteczniejsza. Kiedy się kogoś wystraszy, staje się on niespodziewanie prawdomówny. Niestety w tym przypadku nie zadziałało... Masz– Jeff podszedł do Lilith i wręczył jej pakunek zawinięty w papier toaletowy.
– Ojej, naprawdę nie musiałeś – dziewczyna ostrożnie rozerwała papier–To są... warzywa?
– Nie lubisz warzyw?
– Lubię, tylko rzadko kiedy dostaję je w prezencie urodzinowym. Zaskoczyłeś mnie.
– On jest zdrowo walnięty– szepnęła Alice – Nawet nie chcę wiedzieć, skąd wziął te warzywa!
– Pewnie wykopał z czyjegoś ogródka. Mam nadzieję, że jego właściciel zbytnio na tym nie ucierpiał.
Jeff położył się na łóżku i zaczął wpatrywać intensywnie w sufit. Alice pożegnała się z Lilith i wróciła do siebie. Nie chciała spędzać czasu w towarzystwie Jeffa. Budził w niej przerażenie pomieszane z odrazą i nie wyobrażała sobie, by kiedykolwiek mogła utrzymywać z nim przyjazne stosunki. Może, gdyby nie poranny incydent sprawy miałyby się trochę inaczej, ale i tak widziałaby w nim tylko pozbawioną ludzkich odruchów maszynkę do zabijania.

2 komentarze: