piątek, 23 stycznia 2015

Rozdział 34



Wbrew temu co mówił Liu, Jeff nie wrócił ani wieczorem, ani  następnego dnia rano. Lilith wyobrażała sobie najróżniejsze czarne scenariusze, których za nic nie mogła się pozbyć z głowy.
Rozpoczęto poszukiwania. Slenderman zaangażował Proxy, Liu całymi dniami przeglądał wiadomości w poszukiwaniu wieści, Veronica włamała się do internetowej bazy SCP, żeby zobaczyć czy Jeffa nie spotkało najgorsze. Nikt nie natrafił na ślad. Lilith była bliska rozpaczy. Jeff swoim chorobliwym uzależnieniem od niej sprawił, iż ona sama zaczęła mieć na jego punkcie swego rodzaju obsesję. Teraz, gdy go nie było dziewczyna miała wrażenie, że jej życie się zatrzymało. Tak jakby ktoś wcisnął przycisk na pilocie, a ona uparcie brnęła dalej mimo sprzeciwu świata.
- Najważniejsze to nie tracić nadziei- pocieszała ją Veronica- Przecież Jeff już nieraz wychodził cało z poważnych kłopotów. Poza tym, to chyba dobrze, że nie znaleźliśmy nic, niż gdybyśmy mieli natrafić na coś złego?
- Moim zdaniem najgorsza jest niepewność. Nie wiem jak się zachowywać, czego się spodziewać. Wolałabym mieć jasno przedstawioną sytuację, nawet jeżeli wiązałoby się to z najstraszniejszymi wiadomościami.
- Może masz rację. Nie wiem co się teraz dzieje z Jeffem, ale jestem pewna że go znajdziemy. Może jest bliżej niż ci się wydaje...
Lilith westchnęła ciężko
- Jestem idiotką. Powinnam była coś zauważyć. Zobaczyć, że zbliża się atak jego psychozy. Może zdołałabym wtedy jakoś temu zaradzić, ale ja zamiast tego wolałam robić z niego na siłę normalnego!
- Nie przeżywaj tego tak, to nie twoja wina, że Jeff zabija. Fakt, że przy tobie się uspokaja nie każe ci brać na siebie wszystkich jego win. Lilith, wiem że ci ciężko, ale postaraj się być silna, przynajmniej jeszcze trochę. Znajdziemy go.

W końcu Jeff sam się znalazł, a właściwie Masky i Hoody go przynieśli. Sprawiał wrażenie nieprzytomnego, był cały poturbowany, a na brzuchu miało ogromną ranę.
-Co mu się stało?!- Lilith dotknęła zlepionych krwią włosów Jeffa. Ten otworzył oczy i uśmiechnął się
-Cześć- szepnął -Tęskniłem za tobą.
-Gdzie byłeś? Martwiłam się!
-Siedziałem na dachu- wyznał bez ogródek
-Chciał zejść, ale stracił równowagę i spadł- wyjaśnił Hoody- A to szrama na brzuchu to przez rynnę. Musiał się o nią zahaczyć.
-Czyli przez cały ten czas patrzyłeś jak cię szukamy i nie mogłeś nawet dać znaku życia?- wycedził Liu- Ty psie! Ty skończony, egoistyczny, mały dupku! Wsadzę ci w dupę ten twój nóż!
-Zostaw go, jest zmęczony- dziewczyna pogłaskała Jeffa po twarzy- Później na niego nakrzyczysz. Zaprowadźcie go do naszej sypialni. Czuję, że długo nie da mi zasnąć tej nocy, ale chciałabym się dowiedzieć co mu odbiło.


W tym samym czasie Eyeless Jack siedział spokojnie w łazience i jadł nerkę. Chęć na nie potrafiła go dopaść praktycznie wszędzie, dlatego starał się zawsze mieć przy sobie chociażby kawałek. Usłyszał jak Liu w swoim pokoju klnie na Jeffa i zrozumiał, że jego najlepszy przyjaciel się odnalazł, jednakże jego powrót bardzo rozzłościł Liu.
Jack zastanawiał się, czy Jeff wytrzyma w swojej obietnicy złożonej Lilith. Oczywistym było, że nawet jeżeli przez dłuższy czas nie będzie on zabijał, nadal nie przestanie wymyślać nowych sposobów. A gdy tylko coś wymyśli będzie go korciło żeby to wypróbować. Nie da rady żyć w takim napięciu, to było pewne.
Czasami był trochę zazdrosny o to, że przyjaciel nie poświęca już mu tyle czasu co zwykle, bo cała jego uwaga skupiła się na tej dziewczynie. Często niej rozmawiali, a raczej Jeff mówił i co jakiś czas obserwował jego reakcję. Na szczęście zawsze zadowalał się pojedynczym kiwnięciem głową. Nienawidził się wypowiadać zwłaszcza na tematy o których prawie ciągle mówił Jeff.
Przeżuł ostatni kęs nerki i oblizał ze smakiem palce. Była już nieświeża, ale nadal wspaniale zaspokajała głód.
Jack wyszedł cicho z łazienki i udał się na strych. Lubił tam siedzieć, o ile oczywiście nie napotkał po drodze Slendermana i Proxy, bo oni także lubili to miejsce. Tym razem nie miał szczęścia, więc poszedł do pokoju Liu i Veroniki. Nie wiedzieli oni że często robił sobie kryjówkę w ich szafie. Niestety tam też nie znalazł spokoju. Liu nadal złościł się na Jeffa, czym dodatkowo go zniechęcił. Jack nie lubił przebywać w towarzystwie niespokojnych ludzi. W kuchni nie spotkał nikogo, wiec zadowolony usiadł pod ścianą. W odległości zaledwie kilku kroków znajdowała się jego specjalna lodówka na nerki. Zanotował sobie w pamięci, żeby włożyć jedną do przenośnego pudełeczka i usnął. Zawsze było mu szkoda zabijać ludzi, więc starał się pozbawiać ich tylko jednej nerki, chyba że w czasie polowanie zrobił się głodny, a nie miał nic w zapasie. Nie chciał żeby takie sytuacje miały często miejsce.

Jeff leżał spokojnie na łóżku, a Lilith opatrywała mu ranę na brzuchu. Wcześniej udało jej się nawet namówić go żeby pozwolił ją sobie zdezynfekować.
-Gotowe- powiedziała zawiązując opatrunek- Wygodnie ci?
-Tak
Dziewczyna uśmiechnęła się i pogłaskała go po twarzy. Jeff przyciągnął ją do siebie i pocałował. Leżeli obok siebie dotykając dłonią o dłoń.
-Słyszę jak ci bije serce- szepnął- Przyjemnie się tego słucha, ale jednocześnie zaczynam się bać.
-Czego?- Lilith zaczęła głaskać go po głowie.
-Że ty umrzesz. Boje się, że kiedyś ci coś zrobię. Nie chcę tego Lili. To byłby dla mnie koszmarne. Ty nawet nie wiesz jak źle się czułem sam.
-Jeffy to, że kiedyś chciałeś mnie zabić nie znaczy że teraz też będziesz chciał. Przecież wtedy byłam dla ciebie nikim, nic nie znaczyłam. Teraz żyjemy ze sobą już długo i zdołałeś mnie poznać. Stałam się częścią twojego życia, a ludzi którzy są z nami tak blisko ciężko jest nam się pozbyć. Poza tym każdy kiedyś umrze. Ja, ty, Liu Veronica... Nawet Slenderman, tyle że pewnie za jakiś milion lat. Każdego to czeka, ale gdybyśmy mieli tylko siedzieć i rozmyślać kiedy i za sprawą kogo ta chwila nadejdzie, to pomyśl jak wyglądałoby nasze życie. Ludzie by się nie kochali, tylko bali się o siebie. Najważniejsze to żyć tak żeby później nie mieć wyrzutów sumienia związanych z tą osobą.
-To znaczy?
-Na przykład wyobraź sobie że się z kimś pokłóciłeś i długo zwlekałeś z przeprosinami, aż w końcu musiałeś je składać na pogrzebie.
-To rzeczywiście straszne- stwierdził Jeff- Przepraszam cię Lili.
-Chyba mnie nie zrozumiałeś- Lilith przesunęła palcem po wargach Jeffa i go pocałowała- Nie mrucz! Czasami wydaje mi się że mam kota, a nie faceta.

-Pogłaskaj mnie po uchu- poprosił puszczając mimo uszu jej ostatnie zdanie. Jeffowi bardzo się podobały tego typu pieszczoty. Zawsze gdy Lilith dotykała płatków jego uszu czuł przyjemne dreszcze. Uśmiechnął się i podwinął jej bluzkę. Wiedział już że tą noc także spędzi bezsennie, ale tym razem jej też nie da zasnąć. 

4 komentarze:

  1. Fajny rozdział ale chyba ci się numeracja pomyliła :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, bo zamiast dać pojedynczo "opublikuj" to zaznaczyłam wszystkie (chciałam być szybsza) i tak wyszło. Ale w spisie treści jest po kolei ^_^

      Usuń
    2. Wiem, dopiero teraz zauważyłam...jestę geniuszę

      Usuń
  2. Nie ma to jak spaść z dachu i patrzeć jak przyjaciele żyły sobie wypruwają aby cię znaleźć ^^

    OdpowiedzUsuń