Lilith obudziła się w pachnącym znajomo pomieszczeniu. Musiała
przetrzeć oczy, żeby wyraźnie widzieć, co się znajduje dookoła niej. Była
niewątpliwie w swoim pokoju, chociaż nie pamiętała jak się tu znalazła.
Wszystko zdawało się być w jak najlepszym porządku, ale coś było nie tak.
Nigdzie nie było Jeffa.
Czyżby nie dała rady przywrócić mu życia przed swoim omdleniem? Była
pewna, że zdołała tego dokonać. A może była już wtedy tak słaba, że przestała
racjonalnie myśleć? Może rozbłysk światła był tylko niepotrzebnym zmarnowaniem
mocy, a tak naprawdę nie zrobiła nic? To było prawdopodobne, przecież nie
potrafiła posługiwać się tą mocą. Pełna rozpaczliwych myśli wyszła z pokoju i w
jednej chwili poczuła się jak najszczęśliwsza dziewczyna na świecie. Przed
drzwiami siedział jej ukochany. Czarne włosy były jak zwykle w nieładzie, a
bluza zdawała się prosić o utylizację. Mimo to dziewczyna wtuliła się w niego
chcąc wszystkimi zmysłami poczuć, że jest. Dała radę zatrzymać go przy sobie.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię widzę- wyszeptała w
końcu - Żyjesz!
- Liu kazał mi nie wchodzić i cię nie budzić. Powiedział że sama
wstaniesz - Jeff popatrzył na nią smutno, a po chwili roześmiał się - Lili,
spałaś cały tydzień!
- Naprawdę? Wydawało mi się, że niedawno wróciliśmy.
- Wróciliśmy tydzień temu. Slenderman powiedział, że jesteś bardzo
zmęczona i musisz długo odpoczywać. Ale nie myślałem, że byłaś aż TAK zmęczona.
Przemiana w Slendermana musi być wykańczająca.
- Nie powiem, że ten stan jest relaksujący - Lilith poczuła jak burczy
jej w brzuchu - Chodźmy coś zjeść.
- A co? Może jajecznicę na cebulce? - zaproponował
- Gdyby ci zostawić wolną rękę, to jadłbyś tylko jajecznicę na cebulce,
prawda?
- Ale przecież już dawno nie jedliśmy jajecznicy! - Jeff próbował ją
przekonać do swojego ulubionego posiłku- Ty na przykład nie jadłaś jej cały
tydzień. Jeśli nadal jesteś zmęczona, to po prostu usiądź przy stole, a ja ci
ją przygotuję.
- Poradzę z tym sobie - dziewczyna pamiętała, jak przygotowana przez
niego jajecznica potrafi fantazyjnie chrupać.
- Wiesz co? Jak tak spałaś i spałaś, to bardzo źle się czułem. Tęskniłem za tobą.
- Wiesz co? Jak tak spałaś i spałaś, to bardzo źle się czułem. Tęskniłem za tobą.
Lilith skupiła się na przygotowywaniu jajecznicy, żeby ukryć wzruszenie jego
wyznaniem.
- Pamiętasz, co się tam wtedy stało?
Jeff kiwnął potakująco głową
- Postrzelili mnie.
- I?
- Zemdlałem.
- OK - dziewczyna podeszła do niego i podała mu talerz- Trzymajmy się
tej wersji.
- Jack to pieprzony padalec! Jak mógł nas zdradzić?! Co mu to dało?
- Od początku był tu dla zabawy. Szkodził nam i im. Nie był zdrajcą, bo
nie trzymał z żadną ze stron. Po prostu sobie z nas zażartował. To w jego stylu - Lilith dynamicznym ruchem uniosła do góry widelec i kawałek jajecznicy wpadł do talerza Jeffa.
-Cześć bracie- Liu wszedł skocznym krokiem do kuchni - O, widzę że się
obudziłaś. Wszystko już dobrze?
- Tak - kiwnęła głową. - Powiedz mi, jak z akcją? Będziemy coś jeszcze
robić?
- Oni tak. Ty nie- Jeff wbił w nich oboje twarde spojrzenie-
Wykonaliśmy zadanie. Alice uratowana. W reszcie jego głupich pomysłów nie
weźmiesz udziału.
- Alice żyje?- spytała Lilith, ale oboje ją zignorowali
- Twoim zdaniem, jeśli ktoś jest dowódcą, to od razu też jasnowidzem,
tak? Skąd niby miałem wiedzieć, że Laughing Jack wszystko im powie o naszym
planie?!
- Moim zdaniem, kiedy ktoś planuje zrobić coś takiego, powinien się przygotować
na wszystkie okoliczności!- wycedził Jeff.
- No to następnym razem ty będziesz dowodził! Zobaczysz jak łatwo jest
przekonać kilkadziesiąt osób, żeby łaskawie zechciały zachowywać się według
zasad!
- Tak ci źle z prostą szczęką?!
- A tobie?!
- Liu, musisz coś zobaczyć! - w samą porę zjawiła się Veronica
przerywając kłótnię w najbardziej niebezpiecznym momencie - Napisali o nas w
gazecie!
- Niemożliwe! - Chłopak wyrwał jej z ręki "Tygodnik Miejski" -
Napisali o naszej akcji?
- Zobacz, tu!- dziewczyna otworzyła pismo na środku i wskazała mu
zdjęcie zawalonego budynku - "Tydzień temu w siedzibie grupy religijnej,
znanej jako Stowarzyszenie Władców Ewolucji doszło do kilkudziesięciu
brutalnych mordów. Policja podejrzewa, że był to atak przeprowadzony z premedytacją.
Ocaleli mnisi przeżyli załamanie nerwowe. Nie potrafią wskazać sprawców,
wspominali tylko o świetlnej bombie, czyli broni, której najprawdopodobniej
użyto podczas ataku."
- Dziwne, przecież musieliśmy zrezygnować z bomb - Lilith z uwagą
wpatrywała się w zdjęcia, chcąc zobaczyć, czy nie uchwycono na nich żadnego z
domowników
- Ty jesteś ta świetna bomba! - Jeff poklepał ją po ramieniu - Świetna z
ciebie bomba, Lili.
- ŚWIETLNA - poprawiła go Veronica- Szkoda tylko, że pokazali nas w tak
negatywnym świetle. Jakbyśmy byli terrorystami.
- Bo nie znają prawdy! Myślą, że SWA to tylko grupka niegroźnych
durniów. Nawet piszą o nich jako o sekcie. Skoro nas opisali, to niedługo
zainteresuje się nami SCP. Trzeba być ostrożnym.
Jeff pociągnął Lilith za rękę. Dziewczyna wstała i pozwoliła mu zaprowadzić się do ich wspólnego pokoju.
- Co ten Liu sobie myśli- burknął obrażony i usiadł na łóżku- Najpierw
rozwalił całą akcję, a teraz jeszcze chce cię zaangażować w kolejną, mimo że
dopiero co odzyskałaś siły!
- Przecież to ja sama zaczęłam ten temat- przypomniała mu- Poza tym
uważam że powinniśmy mu pomóc. To nie jego wina, że nagle zrobiło się
niebezpiecznie. Nikt nie mógł tego przewidzieć.
- Bardzo cię proszę, nie idź już na żadną wojnę. To głupie, że skoro
masz zdolności musisz pomagać. Wcale nie musisz. Ja cię nie puszczę-Jeff umilkł
na chwilę - Chcesz iść do Alice?
- Właśnie! - Lilith przypomniała sobie o co wcześniej go pytała - Co z
Alice? Jest tutaj?
- Pewnie. Myśli że jest księżniczką Zeldą. Ben ją tak urządził.
Codziennie wmawia jej, że jest kimś innym - Jeff zaśmiał się. Straciła pamięć.
Nie wskrzesiłaś jej tak do końca. To znaczy ona żyje, ale po prostu nic nie
pamięta. Kompletnie nic. Pytała nas jak się nazywa, gdzie mieszka... Wtedy Ben
zaczął nią rozmawiać. No i
skończyło się
na księżniczce Zeldzie. Przynajmniej kiedy ostatnio sprawdzałem, to była
księżniczka Zeldą. Ale nie chodziłem tam często, bo Alice teraz bardzo
mnie nie
lubi. Rzuca we mnie naczyniami.
Lilith nie wiedzieć czemu wyobraziła sobie go, jako dużego kota uciekającego
przed ciskanym
w niego talerzami i zaczęła się długo i głośno śmiać. Jeff patrzył na
nią zdziwiony bo to, co wcześniej mówił nie wydawało mu się śmieszne.
- To idziemy do Alice?
- Możemy iść ją odwiedzić- tym razem to ona wzięła go za rękę - Prowadź.
Zgodnie z jej przypuszczeniami, Alice zajmowała mniejszy pokój dla
gości. W rezydencji były dwa pokoje dla gości. W większym zwykle urządzano
przyjęcia i podejmowano przybyszów z dalekich stron. Najczęściej byli to
pracownicy opieki społecznej. Nikt nie wiedział dlaczego, ale regularnie
odwiedzali oni dom Jeffa i Lilith. Jeff bardzo nie lubił tych odwiedzin, bo
wtedy musiał związać swoje włosy w kucyk i przebrać się w "odświętne
ubranie". Chociaż Lilith starała się wiązać mu teko kucyka możliwie
najluźniej jak się dało, on i tak zaraz robił wściekłą minę; pokazywał zęby i
wytrzeszczał oczy groźnie przy tym powarkując. Potrafił tak wytrzymać długie
godziny, dopóki jego włosy nie zostały na powrót rozpuszczone. Tak więc gdy
przechodzili obok dużego pokoju gościnnego, zatrzymał się na chwilę, aby zrobić
swoją minę.
- Możemy wejść? - zapytał jednocześnie otwierając drzwi- Cześć! Lilith
chciała cię odwiedzić.
Alice uniosła oczy znad małej konsolki do gier i uśmiechnęła się
- Ale cię dawno nie widziałam! Chyba z milion lat! - powiedziała
przytulając się do przyjaciółki
- Pamiętasz mnie?
- Pewnie że tak! Dlaczego miałabym cię nie pamiętać?
Dziewczyna zerknęła pytająco na Jeffa, ale nie mówiła nic.
- Ktoś cię porwał, ale odbiliśmy cię. Jesteś tu bezpieczna.
-Wiem, wiem, Ben mi już wszystko powiedział. Fajnie, że o mnie
pomyśleliście. Jesteście spoko. Siadaj, pogadamy!
- Jak chcesz, to mogę ci załatwić transport do miasta. Tęsknisz pewnie
za rodzicami?
- Wiesz - Alice zrobiła zakłopotaną minę- Wcale mi ich nie brakuje,
jeśli mam być szczera. Tu jestem szczęśliwa.
Jeśli to nie będzie dla was kłopot, chciałabym tu zostać.
- Na zawsze? - Jeff wytrzeszczył oczy - Kolejna osoba w domu.
- Oczywiście jeśli to wam nie na rękę, mogę się wynieść. Po prostu
myślę, że żyć u was jest lepiej niż w normalnym domu.
- Czemu?
- No jak to czemu? Jesteście wyjęci z systemu. Wyrwaliście się z
wyścigu szczurów!
- My się z niczego nie wyrwaliśmy, to system sam nas wyrzucił- sprostował Jeff - Ciebie szuka policja, o ile się nie mylę?
- My się z niczego nie wyrwaliśmy, to system sam nas wyrzucił- sprostował Jeff - Ciebie szuka policja, o ile się nie mylę?
- Moglibyśmy poprosić Slendermana, żeby ją wyłączył, tak jak
mnie-mruknęła Lilith
- Żeby co zrobił?
- Wyłączył - Jeff usiadł przy stoliku z miną eksperta- Wymazuje
wszystkie ślady po tobie, od aktu urodzenia, po zapisy w dziennikach szkolnych
i Internecie. Ludzie o tobie zapominają. Przestajesz istnieć.
- Kiedy tu zamieszkaliśmy, zrobił to samo dla mnie. Ty o mnie
pamiętałaś, bo od początku wiedziałaś o Jeffie i naszej umowie. Nie zdziwiło
cię, że nawet nauczyciele przestali o mnie wspominać?
- Mówili nam, że podczas przesłuchań wybuchł pożar. Są przekonani, że
nie żyjesz. Ja nic im nie mówiłam, bo... właściwie sama nie wiem czemu. Jakoś
podświadomie wiedziałam, że nie powinnam.
- Wiesz może co się stało z moim mieszkaniem?- Lilith przywołała w
pamięci swój dawny pokój
- Kupiła je jakaś zagraniczna rodzina.
- Pamiętam mieszkanie Lili! - wtrącił się Jeff- Tam się poznaliśmy.
- Właściwie, to poznaliśmy się w lesie.
- Ale tam poznaliśmy się bliżej. Dałaś mi też to - wyjął z kieszeni
opaskę na oczy - Twój dom był super.
Lilith jeszcze chwilę rozmawiała z Alice, zanim Jeff zaczął nalegać,
aby wrócili do siebie. Musiała mu zrekompensować tydzień swojej
"nieobecności".
Nie zauważyli nawet, kiedy nadszedł wieczór.
Jeff od paru minut obserwował jak jego ukochana rozczesuje swoje
długie, miodowe włosy stojąc przed lustrem w łazience. Przebrała się już w
piżamę, a teraz jedną ręką czesała włosy, a drugą myła zęby. Podszedł niepewnie
i usiadł na brzegu wanny. Lilith wypluła resztki pasty i wypłukała zęby, a
następnie usiadła za nim. Patrzył z zaciekawieniem, co zamierza mu zrobić.
Dziewczyna uniosła jego głowę lekko i zaczęła rozczesywać mu włosy.
Było to dla niego bardzo przyjemne. Przymknął oczy i zaczął cicho mruczeć.
- To jest łaskotanie po włosach.
- Po głowie- poprawiła go - Włosy są martwe, więc nic na nich nie
czujesz.
- Włosy są martwe- powtórzył - To znaczy że mam na głowie pełno trupów.
Ale i tak jestem piękny. Jestem prawda? Lili? Powiedz, że jestem piękny!
- Jesteś najpiękniejszy, Jeff - szepnęła i pocałowała go w czoło. Zawsze
zastanawiało ją dlaczego on przywiązuje taką wagę do tego pytania. Sam uważał
się za ósmy cud świata, ale wypowiedzi innych na temat swojego wyglądu słuchał
jak zakompleksiony nastolatek. Nie był brzydki, to fakt, ale mroczna osobowość
odcisnęła na jego mlecznobiałej twarzy duże piętno.
Jeff , zakomplelsiony nastolatek. Piękne to było. No i przede wszystkim - JEFF ŻYJE , ALICE ŻYJE , BEN SIĘ NABIJA Z WSZYSTKIEGO CO SIĘ RUSZA , LAUGHING JACK DOSTAJE OPIERNICZ PO CICHU CHOĆ TEGO NIE SŁYSZY , WSZYSCY ŻYJĄ I JUPIKAJEJ!
OdpowiedzUsuńGdybym mogła dałbym lajka
Usuń