poniedziałek, 19 stycznia 2015

Rozdział 37



Horda paranormalnych stworzeń stacjonowała przed rezydencją Jeffa i Lilith, która służyła teraz za kwaterę główną.
Ben wypuścił do sieci wiadomość o "ustawce", Jeff odwiedził kilku starych znajomych, a Slenderman wykorzystał swoje ponadprzeciętne zdolności przekonywania i razem zgromadzili bandę liczącą siedemdziesiąt osób i stworzeń którym bliżej było do zwierząt niż do ludzi.
Długo zastanawiano się kto ma być szefem akcji. W końcu zdecydowano się na Liu. Brat Jeffa był zawsze opanowany i na wszystko patrzył racjonalnie, nawet w obliczu zagrożenia, a poza tym uchodził za dobrego stratega. Ben objął funkcję zwiadowcy i zaopatrywał ich w adresy SWA, których było dość dużo, a codziennie pojawiały się nowe.
-Nawet jeśli znaleźlibyśmy kwaterę główną, która jak mniemam jest najlepiej strzeżona, to i tak mijałoby się to z celem. Przecież nie wiemy w którym z tych miejsc przetrzymywana jest Alice- mówił Liu podczas kolacji. Bardzo poważnie podszedł do powierzonego mu zadania i czuł irytację faktem, że nie potrafi go należycie wypełnić.
-Masky i Hoody badają każde z tych miejsc- rzekł uspokajająco Slenderman- Zazwyczaj są szybcy w namierzaniu ludzi trudnych do namierzenia.
-Nie rozumiem dlaczego Masky został liderem Proxy'ch, a nie ja!- warknął Ticci Toby, który co prawda nie został zaproszony na naradę, ale cały czas podsłuchiwał- Wykonałbym to zadanie w kilka godzin! A tak właściwie po co ratujemy tę głupią dziewczynę?
-Ona nie jest głupia- odezwał się Ben, który zainstalował sobie wcześniej syntezator mowy- Tak się składa że ona jest całkiem fajna.
-Dla ciebie każdy, kto zagra z tobą w to gówno jest całkiem fajny- Jeff zaśmiał się złośliwie
-TO NIE JE-E-ESSSST GÓ-ÓWNO!- głos Bena zawsze psuł się w dziwny sposób, kiedy był on zdenerwowany- Sam jesteś gówno!
-Przestańcie! Jeszcze tego nam tu potrzeba, żebyście się kłócili!- Liu trzepnął  brata w głowę zrolowaną gazetą- Myślcie!
-Nic nie wymyślimy, na tę chwilę mamy stanowczo za mało informacji- Lilith westchnęła i dopiła kawę- Jack, przestań mnie kłuć w plecy tym szpikulcem! Weź sobie nerkę z lodówki, mojej nie dostaniesz!
Jeff popatrzył dziwnie na przyjaciela i bez słowa zepchnął go z krzesła. Jack podniósł się i usiadł na podłodze. Za to właśnie Jeff tak go sobie cenił. Można było go dowolnie przesuwać popychać, kopać i upokarzać w inny sposób, a on i tak był szczęśliwy, jeżeli tylko miał nerki. Dlatego też żeby udowodnić Jackowi swoją przyjaźń, wyjął mu z lodówki pudełko i położył na kolanach.
-Jedz- zachęcił podając mu widelczyk do ciasta- Smacznego.
-Dziękuję- wyszeptał w odpowiedzi.
Masky wrócił ze zwiadu dopiero następnego dnia rano. Przyniósł dobre wieści, bowiem udało mu się odkryć miejsce do którego porywacze zabrali Alice. Natychmiast zwołano specjalną naradę wszystkich oddziałów.
-Dobra, słuchajcie mnie teraz!- Liu wszedł w sam środek uformowanego przez "żołnierzy" koła- Veronica rozdaje wszystkim kopie mapy. Zielona kropa to nasz dom, a czerwona, to miejsce ataku.
-A niebieski trójkącik?- zainteresował się Jeff
-Zamknij się bracie-wycedził przez zaciśnięte zęby- Proszę przynajmniej na te parę minut się ucisz!-

chłopak zamknął oczy i odetchnął głęboko starając się uspokoić i podjąć wcześniejszy wątek- Wyruszymy za trzy godziny. O jedenastej pierwszy oddział powinien dotrzeć tutaj- postukał palcem w mapę otaczacie dom i jeśli nie będzie większych kłopotów wkraczacie. Waszym zadaniem jest ich przestraszyć, zasiać panikę i chaos, żebyśmy mogli bez problemu walczyć. Może się okazać, że przeciwnicy będą zbyt silni. Wtedy zgłaszacie raporty Veronice, a ona bezpośrednio mi, przez komunikator. Oddział drugi wkracza i rozpoczyna otwartą walkę. Kiedy zaczną się wycofywać, wkracza oddział trzeci i kończy sprawę kilkoma pudłami z dynamitem. Macie do dyspozycji wszystkie inne metody, jeśli ta nie wystarczy. Masky!
-Tak?
-Jesteś dowódcą pierwszego oddziału. Będziesz miał drugi komunikator. Hoody, tobie przypada oddział trzeci, a ja biorę na siebie drugi. Jeff?
-Co chcesz?- burknął urażony
-Jesteś w drugim oddziale razem z Lilith.
-Mojej dziewczyny w to nie mieszaj
-Skoro ma moce, może nam pomóc. Będziecie razem w drużynie, to chyba fajnie?
On już nie odpowiedział, tylko zajął się swoimi nożami. Liu kazał reszcie przygotować się do akcji.
Jeff był zły na Liu, że umieścił Lilith w oddziale najbardziej narażonym na niebezpieczeństwo, ale nic nie powiedział w tej sprawie. Zgodnie z planem pierwszy oddział wyruszył po trzech godzinach. On i Lilith mieli jechać samochodem z Liu. Oprócz nich w oddziale drugim było dwóch Jacków.
Laughing Jack dołączył do akcji z polecenia Slendermana. Wcześniej nie chciał mieć nic wspólnego z mieszkańcami rezydencji. Nie przystał na propozycję wspólnego zamieszkania, ani na inne inicjatywy wymyślane przez Jeffa i Lilith. Jednakże z jakiegoś dziwnego powodu, gdy Slenderman poprosił go o stawienie się, ten nie protestował. Z Eyeless Jackiem nie łączyło go nic oprócz imienia. Czasem mogło się odnieść wrażenie, że chłopak się go boi. W obecności Laughing Jacka był bardziej czujny i ostrożny niż normalnie, a także cały czas skupiał wzrok na jego rękach, jakby obawiając się, że zostanie uderzony.
Oboje siedzieli w specjalnie zamontowanej z tyłu auta.
-Jeff, zastanawiam się czy to dobry pomysł, żeby zabierać Jacka ze sobą. Nie gniewaj się, ale twój przyjaciel nie jest typem wojownika. Co zrobi, wytnie im nerki?- Lilith spojrzała niepewnie na odbijającą się w lusterku niebieską maskę
-On tylko wygląda tak niepozornie.  Niedługo zobaczysz, co potrafi. Mam tylko nadzieję, że nie zapomniał broni.
-Właśnie, jaką techniką on walczy? Nigdy nie widziałam żeby kogoś pobił.
-Bo on nie bije. On sieka. Błękitny Samuraj, mówi ci to coś? Kiedyś był znany pod takim imieniem. Ludzie się go bali, a często traktowali jak jakieś bóstwo. Ale on nie wiedzieć czemu nagle uciekł.
-Uciekł?
-No przecież mówię- Jeff popatrzył na nią zirytowany- Uciekł i zaczął życie jako Eyeless Jack. Maska, to jedyne co pozostało po jego dawnym życiu. Teraz zamiast swoich podwójnych szabli używa nożyka do wycinania nerek. W dodatku wycina zawsze jedną. Slenderman mówi, że kiedyś Jack został zamknięty razem ze swoją dziewczyną, czy tam bliską przyjaciółką na długi czas. Byli w jakimś miejscu, aż nagle wyjście przysypały głazy. Zrobił się głodny... Wiesz co dalej.
-Wyciął jej nerki?
-Tak. Na początku tylko jedną, żeby mogła żyć. Ale nie zdążył odkopać wyjścia i był zbyt głodny. W dodatku ona go o to prosiła. Była już bardzo słaba i chciała umrzeć. To właśnie wtedy tak się w sobie zamknął. Przedtem był o wiele bardziej gadatliwy i towarzyski niż teraz. Idzie z nami walczyć po to, żeby zemścić się na tych ludziach, za to że zrobili z niego potwora. W sumie, wszyscy chcą zemsty.
-Ja nie- zaprzeczyła dziewczyna- Nie wiem po co będę walczyć, ale na pewno nie dla zemsty. Nie pamiętam tych eksperymentów. Było mi dobrze z tą mocą, czasem okazywała się dość przydatna. Od kiedy dowiedziałam się prawdy, po prostu spadło moje poczucie własnej wartości, ale co mi da zabijanie tych ludzi? Nie stanę się dzięki temu normalna, ani bardziej wartościowa niż byłam.
Przez chwilę jechali w milczeniu, aż w końcu Liu zatrzymał się i wziął do ręki krótkofalówkę.
-Jak tam?
-Dobrze- odpowiedział mu głos Masky'ego- Możecie wchodzić.
Zaczęło się. Jeff wysiadł i pobiegł w stronę ledwo widocznego, małego budynku. Lilith ruszyła za nim. Nie czuła wcale że walka się zaczęła. Żadnych skoków adrenaliny, żadnego strachu, żadnego obawiania się o życie innych. Nic. Po prostu biegli odbić Alice i jednocześnie pokazać, że są czymś więcej niż nieudanymi eksperymentami. Ale bez bojowych okrzyków, bez łez. Dziewczyna pomyślała, że musi znajdować się pod wpływem hipnozy, bo inaczej nie dałaby rady być aż tak opanowana.
Drzwi wejściowe były otwarte. Wybiegła z nich kobieta w białej szacie, którą zaraz zaatakował Jeff. Lilith wzięła na siebie dwie następne osoby. Niestety nie zauważyła, że jedna z nich miała przy sobie pałkę. Z pomocą przyszedł jej Eyeless Jack odcinając delikwentowi głowę. Lilith wtedy miała okazję przyjrzeć się jego technice walki. Jack miał bardzo wyważone ruchy. Nawet jedno pojedyncze drgnięcie ciała nie mogło być przypadkowe. Atakując nie zadawał zbyt wielu ciosów, ani nie krzyczał jak Jeff, tylko oszczędzał swoje siły. Przez chwilę walczyli ramię w ramię, osłaniając się nawzajem, ale w końcu Lilith spostrzegła, że coś jest nie tak.
-Liu!- krzyknęła- Gdzie jest Hoody?
Brat Jeffa dał tylko sygnał, że jej nie słyszy. Kilkoma skokami pokonała schody i znalazła się obok niego
-Gdzie jest Hoody? Oddział trzeci jeszcze nie wkroczył! Jesteśmy tylko my i grupa Masky'ego. Coś się musiało stać.
Liu strzelił trzy razy ze swojego pistoletu i schował się razem z nią za dużą szafą, gdy przeciwnik otworzył ogień
-Mają jeszcze pięć minut na wejście. Damy radę się obronić do czasu ich przybycia.
-A potem co?
-Do jasnej cholery, może zrobisz nam jeszcze herbatkę  i po ploteczkach pójdziemy na zakupy?! Skoro się tak boisz, to bierz komunikator i dzwoń do niego! Rozpraszając mnie nie wygrasz tej walki! Wracaj na pozycję, jestem zajęty!
Ogień ustał, a więc Lilith rzuciła się w drogę powrotną. Musiała znaleźć w miarę spokojne pomieszczenie, aby skontaktować się z Hoodym. Weszła do czegoś co przypominało składzik.
-Hoody odbiór! Hoody!- krzyknęła
-Cześć! Słuchajcie, mamy problem! Ktoś wysypał gwoździe na drodze. Chyba SWA. W każdym razie wóz nie nadaje się do użytku. Petard będzie tyle, ile każdy z nas doniesie. Będziemy za jakąś godzinę, może pół...- dalsze słowa Hoody'ego zakłócił potężny wybuch. Dziewczyna skuliła się zatykając uszy- Liu? Co wy tam robicie?
- To ja. Lilith. Liu walczy na piętrze. Akcja chyba upadnie. Oni mają wsparcie i broń. Musicie się pospieszyć, wyrzućcie ten dynamit! Gdzie jest Slenderman?
-Obok mnie.
- Każ mu iść szybciej. On zdoła nam pomóc na tyle żebyśmy utrzymali obronę, aż do waszego przyjścia...- kolejny wybuch na który tym razem nie była przygotowana. W jej uszach rozległ się okropny pisk. Krótkofalówka wypadła z jej ręki. Ostatnimi resztkami woli postarała się nie tracić przytomności i wybiegła z powrotem na pole walki.
-Liu!- wrzasnęła rozpaczliwie
-On jest na górze!- odezwał się grubym, ochrypłym głosem Laughing Jack- Kiedy będzie jakieś wsparcie?- wbił swoje szponiaste pazury w ciało mężczyzny, który próbował go zaatakować
- Za godzinę! Zdemaskowali nasz plan i uziemili ich.
- A Slendy?
-Nie wiem- Lilith pobiegła w miejsce w którym był Liu. Chłopak leżał teraz nieprzytomny na ziemi. Masky walczył na jego pozycji, a razem z nim parę stworów z SCP, którym udało się uciec i dołączyć do ich oddziału. Jeff leżał na Liu osłaniając go własnym ciałem.
-Lili, on umarł!- jęknął przez łzy- On umarł!
-Pokaż- dziewczyna odetchnęła cicho wyczuwając jego puls- Żyje. Pomóż mi go przenieść.
-Gdzie?
-Lilith!- zawołał Masky- Ta szafa, to wcale nie szafa! To jest korytarz. Możecie go tam dać!
Jeff z zadziwiającą łatwością podniósł brata i umieścił go we wskazanym miejscu. Dziewczyna wyważyła kopniakiem drzwi, które znajdowały się za nimi.
-Jeff, weź ten stół! Możemy go użyć jako osłony. Wiesz może gdzie trzymają Alice?
-Nie! Próbowałem jej poszukać, ale wszędzie są tylko ci sekciarze!
-A ten korytarz? Wchodził tam ktoś?
Jeff postukał się palcem w czoło
-Kiedy, przecież...- rozległa się kolejna eksplozja- Zrób coś!
-Ja? Przecież musimy czekać na Slendermana!
-Masz takie same moce! ZRÓB COŚ!
-Ja nie potrafię!- zaprotestowała
-A co masz do stracenia? My tu zginiemy!
Jeff miał rację. Musiała spróbować, czy tego chciała czy nie. Tak czy inaczej akcja upadnie.
-Osłaniaj mnie- mruknęła do niego i zamknęła oczy starając się skoncentrować.
Niebo w jednej chwili zrobiło się czarne, jak w środku nocy. Niewidzialna siła rozbiła szyby w oknach. Lilith wydawało się że wyszła ze swojego ciała i unosi się ponad nim. Widziała Jeffa, Jacka, Masky'ego. Przeraziła się zauważając niebieskie macki wyrastające z jej pleców.
Slendy ma czarne.
-Może twoje są innego koloru- odparł jej Jeff- Lili, mówisz jak on!
Serio? A mam nadal twarz?
-Tak. Potrafisz nas teraz obronić?
Lilith zrozumiała, że wcale nie wyszła ze swojego ciała, tylko zaczęła widzieć świat oczami Slendermana. A właściwie umysłem, bo nie używała do tego oczu. Jednak co jej po mocy, której nadal nie potrafiła używać? Postanowiła trochę poeksperymentować.
Powiedz Masky'emu i reszcie na pietrze żeby się mocno czegoś chwycili. A parter ma się ewakuować.
Jeff bez słowa wypełnił jej polecenie, a potem wrócił i mocno się do niej przytulił.
Uciekaj stąd!
-Bez ciebie nie idę- oświadczył hardo
Lilith nie miała już czasu się z nim sprzeczać. Całą swoją wolę skupiła na podłożu. Po chwili zaczęła je wyczuwać, jak gdyby był to przedmiot, który wzięła w dłonie. Kiedy nabrała pewności że Jeff nadal się jej trzyma zatrzęsła domem i podłoże zaczęło się walić. Otworzyła swoje fizyczne oczy. Lewitowała z Jeffem trzymającym się kurczowo jej nóg. Zaczęli powoli opadać.
-Jak ty to...- wykrztusił Masky- Kogoś brakuje?
-Laughing Jack się ulotnił- mruknął Eyeless Jack chowając swoje szable- To on nas zdradził. Od początku grał na dwa fronty.
-Trzeba wrócić na górę po Liu- Lilith spojrzała na "szafę", która nadal była na swoim miejscu. Dziewczyna wykorzystała ostatek energii i zniosła go na ziemię, jednak sama wróciła do tajnego korytarza- Muszę odnaleźć Alice.
- Czekaj!- Jeff zaczął się wspinać po ścianie- Idę z tobą!

-Ale ciemno!- szepnął do niej, gdy przeszli klika metrów- Masz latarkę?
-Nie... Trochę mi słabo- jęknęła Lilith- Chciałabym się położyć.
-Lili, nie możesz leżeć!-Jeff złapał ją za ramię, jakby chcąc przytrzymać, jeśli upadłaby na ziemię- Tu jest niebezpiecznie. Musimy uratować Alice, pamiętasz?
-A tak. Alice- Lilith przetarła oczy i drugą ręką podparła się ściany- Trzeba ją uratować... Straciłam chyba zbyt dużo mocy. Nie mam siły nawet iść, a co dopiero walczyć.
-Już zaraz koniec Lili- pocieszał ją- Jeszcze tylko uratujemy Alice i koniec walki. Wezmę cię do domu, położę w łóżku, a rano zrobię kakao. Posypane wiórkami czekoladowymi, tak jak lubisz. Liu się obudzi i mi pomoże, bo nie wiem czy nie przypalę mleka, jak ostatnim razem. Usiądziemy przy stole i będziemy mówić jak nam było ciężko. Patrz Lili, tam jest światło.
-Nie zastanawia cię, jak to możliwe, że zawaliłam piętro, a mimo to idziemy cały czas w dół po równej powierzchni?- Lilith była półprzytomna i mówiła wszystko o czym tylko pomyślała.
-Zrobiłaś masakrę wewnątrz, a my jesteśmy na zewnątrz, wiesz Lili? Chodź, tam pewnie jest Alice!- Jeff pociągnął ją mocniej. Weszli do lekko oświetlonego pomieszczenia. Alice leżała na ziemi w namalowanym kredą okręgu. Lilith wyprostowała się i nabrała głęboko powietrza w płuca. Wydawało się, że jest w lepszym stanie, jednak oczy miała tak samo podkrążone i była jeszcze bledsza niż on
-Co mi się działo? Ty też to czułeś?
-Nic nie czułem. Może nie powinnaś się regenerować tak bardzo? Lili?
Dziewczyna zauważyła przyjaciółkę i podbiegła do niej
-Nie- szepnęła do siebie- Niemożliwe!
-Co jest?
-Spóźniliśmy się!- jęknęła i otarła spływające z oczu łzy- Ona nie żyje! Umarła! Ci skurwiele ją zabili!
-Oj... Nie płacz Lili. Może dasz radę ją uleczyć?
-Niby jak?
-Slenderman potrafi przywracać ludzi do życia. Wskrzesił Liu- przypomniał jej Jeff
-Ale ja już nie dam rady!- zaprotestowała Lilith- Nie wskrzeszę jej, mam za mało siły
-Bzdura! Nawet jeśli twoje ludzkie ciało jest wykończone, twoja moc zmalała zaledwie o jeden niewielki procent- nagle jak spod ziemi wyrosła przed nimi kobieta w złotej szacie za którą stał Laughing Jack- Witaj Lilith.
-Kim wy jesteście! Czego od niej chcecie?!- Jeff zasłonił swoją dziewczynę obronnym gestem
-To nie twoja sprawa!- warknął Laughing Jack- Odsuń się, nim Wielebna Matka cię zabije.
-Ale to doskonały pomysł!- kobieta wyjęła z fałd swojej szaty pistolet i wycelowała w Lilith. Jeff nie cofnął się. Osłaniał ją dalej. Nie wyczuł podstępu.
Pierwszy strzał. Drugi. Trzeci.
Upadł na ziemię z cichym westchnięciem. Na jego białej bluzie przerażająco szybko pojawiły się trzy czerwone plamy. Lilith nie dała rady już kontrolować swoich emocji i rozpłakała się tak przeraźliwie jak jeszcze nigdy.
-Nie martw się Jeff. Ty to przeżyjesz- mówiła do niego- Będzie dobrze, nie bój się. Niedługo wejdzie trzeci oddział. Slenderman nas znajdzie i zabierze do domu. Położysz się i odpoczniesz, a rano zrobię ci kakao. Bez wiórek czekoladowych, bo cię łaskoczą w język i tego nie lubisz, prawda? I będziemy wspominać jak nam było ciężko, i cieszyć się, że to już koniec.
On uśmiechał się do niej słabo i wyciągał rękę, żeby pogładzić jej włosy. Pokręcił przecząco głową, jak gdyby chcąc uświadomić dziewczynie, że wcale tak się nie stanie. Że on umiera. A potem podniósł z ziemi swój nóż i podał jej. Oddał jej swój największy skarb.
-Nie płacz... Lili- wraz ze słowami z jego ust zaczęła cieknąć krew- Uśmiechaj się. Jesteś taka piękna, kiedy się uśmiechasz. Chciałbym żebyś zawsze się uśmiechała.
Jego ręką osunęła się bezwładnie na ziemię. Źrenice lekko się rozszerzyły. Na twarzy zastygł mu lekki uśmiech, który był wspomnieniem dawnego życia.
-Jak wzruszająco- Laughing Jack złośliwie się zaśmiał
-Zabiję was!- w jednej chwili cały smutek Lilith przekształcił się w rozpaczliwy, bezsilny gniew. Nie dbała o to że ta kobieta mogła ją zastrzelić, a Jack mógłby rozszarpać jednym ruchem ręki. Straciła wszystko, więc nie miała już nic do stracenia.  Ściskając w ręku nóż Jeffa przywołała całą swoją moc.
~Czuję cię. Gdzie jesteś?
Slenderman. Nie była sama. Wysłała mu wspomnienie tunelu i tajnego przejścia, a potem skupiła się na dwóch postaciach będących razem z nią w tym pomieszczeniu. Co wybrać? Zabić ich, czy może pozwolić im uciec i uleczyć Jeffa? A może Alice? Nie mogła dokonać wyboru między przyjaciółką, a ukochanym. To było zbyt trudne
Ogromna fala energii wypełniła salę. Przyszedł Slenderman.
~Przywróć im życie, ja wezmę tamtych na siebie
Przecież nie może. Nie ma siły przywrócić życia dwóm osobom naraz. Musi wybrać tylko jedną. Kogo?


Jeffa. To była jedyna racjonalna odpowiedź. W duchu przeprosiła Alice i obiecała sobie, że jeśli starczy jej energii, to poprosi Slendermana o pomoc w wskrzeszaniu jej. Nie wiedziała co robić. Jak w ogóle przywrócić życie martwej osobie? Po raz kolejny zdała się na swoją intuicję. Wszystko zaczęło dziać się automatycznie, tak jakby robiła to inna osoba. Jedyne co zapamiętała to nagły rozbłysk światła. A później nieprzenikniona ciemność która całkowicie ją pochłonęła.


9 komentarzy:

  1. Zaje... ! Powinni o tym nagrać film!

    OdpowiedzUsuń
  2. Laughing Jack ty zdrajco!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja. Nie. Mogę. Ty . Mnie. Zabijesz.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nawiązując do Twojego posta o plagiatach... JxL jest nie do podrobienia

    OdpowiedzUsuń
  5. Nigdy mu nie mu nie ufałam. Jack jest zły!

    OdpowiedzUsuń
  6. Te wybuchy! Ta adrenalina! Nadprzyrodzone moce! L.J. ty zdrajco~!

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytam to ósmy raz.
    Obsesja? Jaka obsesja. cśśs, to miłosć nie obsesja

    OdpowiedzUsuń
  8. A to nie powinno być SWE a nie SWA?

    OdpowiedzUsuń