Liu otworzył drzwi do domu, nie spodziewając się, co w nim zastanie.
Jeff szukał czegoś w przedpokoju. Gdy go zobaczył zesztywniał i wyprostował się
nienaturalnie.
– Co tu robisz tak wcześnie?
– Chciałem ci zadać to samo pytanie – chłopak zdjął płaszcz i w tej
samej chwili do domu weszła Veronica. – Pojechałem cię szukać, ale znalazłam
tylko ją.
– Jak pomyślę o Masky'm i Hoody'm, to współczuję im trochę, że muszą
wracać na piechotę w deszczu – dziewczyna potarła o siebie zmarznięte dłonie. –
Gdzie jest Lilith? Muszę jej coś koniecznie powiedzieć!
– Lilith śpi.
– Brat, co ty taki wystraszony? Coś się stało?
– Nie? Dlaczego miało się coś stać? Lilith śpi – Jeff słysząc to pytanie
jeszcze bardziej zesztywniał.
– Dobrze, mówiłeś już. Śpi, to śpi. Chociaż moim zdaniem to dziwne.
Nigdy nie kładła się spać w dzień, a poza tym miała na ciebie czekać.
– Poczekała i później poszła spać.
– Widzę, że nie masz ochoty na rozmawianie ze mną. Powiedz chociaż jak
uciekłeś z tego szpitala i dam ci spokój.
– Po prostu zwiałem. Ugryzłem jednego sanitariusza.
– Ostre masz zęby, skoro przebiły mu tętnicę. Slenderman nie będzie
zadowolony, że dodałeś mu roboty.
– Na pewno nie... To ja pójdę!
– Na pewno nie... To ja pójdę!
Jeff pobiegł do swojego pokoju nie zważając na wołanie brata. Czuł się
dzisiaj naprawdę źle ze samym sobą. Miał wrażenie, że jego osobowość się
rozwarstwia. Nieobecność Lilith dziwnie na niego działała.
Spojrzał ze zdziwieniem na
swoje odbicie i odniósł dziwne wrażenie, że postać w lustrze patrzy na niego
pogardliwie. Im dłużej patrzył tym bardziej miał pewność, że po drugiej stronie
ktoś stoi.
– Odejdź ode mnie! – wrzasnął odrobinę za głośno. – Zabiłeś ją!... Nie histeryzuj,
przecież przeżyła. Poza tym to wszystko przez ciebie. Nic jej nie będzie... To
moja Lili!... Twoja? Jaka twoja? Nie rozśmieszaj mnie. Ona kocha Jeffa the
Killer, a nie Jeffreya Woodsa. Ona kocha mnie... Nieprawda!... Naprawdę
myślisz, że to ty ją zdobyłeś? Ty umarłeś już dawno. Ja musiałem przetrwać za
ciebie. Zrobiłem wszystko za ciebie, poznałem ją za ciebie, przyprowadziłem tu
za ciebie. Nawet dałem ci spędzać z nią więcej czasu niż to konieczne. A ty
odwdzięczasz mi się tylko ograniczaniem mojej wolności. Nie taka była umowa...
Przecież to ty ją zabiłeś!... Akurat! Tu właśnie bardzo się mylisz mój drogi,
bo to nie byłem wtedy ja, tylko ty. Ja wyciągnąłem nas ze szpitala, a potem
stwierdziłem, że dam ci wolną rękę, żebyś nauczył się wracać do domu. Och, to
naprawdę niezwykłe, że twoje pierwsze morderstwo, to była akurat ona. Nie
uważasz tego za śmieszne? Zamordowałeś akurat tę osobę, którą ja starałem się
przed tym ochronić. Może przy niej działamy odwrotnie do naszej natury?
Zadziwiające było to, jak Jeff prowadził ze sobą ten monolog. W ułamek
sekundy zmieniała mu się mimika twarzy i ton głosu. Można było wtedy odnieść
wrażenie, że w jego ciele rzeczywiście znalazły się dwie dusze. Zamilkł patrząc
pytająco na swoje odbicie, a po chwili na jego twarzy pojawił się złowrogi
uśmiech.
– To się właśnie dzieje, kiedy sam ze sobą przestanę współpracować –
wymruczał i podszedł do łóżka Lilith. – Przestałaś kiedyś ze sobą współpracować?
Mam na myśli, czy kiedyś chciałaś zrobić coś ze swoim życiem, a wyszło odwrotnie
do tego, co zamierzałaś? Jeśli tak, to wiesz jakie to męczące uczucie. Nie masz
kogo obwinić za swoje błędy – urwał słysząc kroki zmierzające niewątpliwie w
kierunku sypialni. – Niby dorósł, a nadal jest tak samo upierdliwy. Podejrzewam,
że wejdzie bez pukania- wstał i otworzył okno – Szpital obudził we mnie potrzebę
skakania z bardzo dużych wysokości. Gdy się ockniesz, to cię tego nauczę.
Skakanie z okien było emocjonujące, ale z niewygodnym gipsem bardzo
nieprzyjemne. Dlatego też Jeff zaraz po swojej ucieczce zaczął szukać
Slendermana z zamiarem poproszenia go o nastawienie kości. Odbył z Hoody'm
długą i głośną sprzeczkę, ponieważ ten upierał się, że Slenderman jest bardzo
zajęty i za nic nie chciał go do niego zaprowadzić. Ale w końcu uległ, gdy Jeff
obiecał mu pieniądze na sernik.
Ciężko było namówić Slendera na przeprowadzenie zabiegu medycznego. To
właśnie dlatego nienawidził go o cokolwiek prosić. Zawsze trzeba było go
przekonywać.
Mając do dyspozycji dwie ręce mógł o wiele sprawniej się poruszać. Trzeba
było jeszcze na powrót przyzwyczaić się do trzymania noża, ale to nie był
problem.
Uważał że dobrze się stało.
Był zdziwiony, że po raz pierwszy to nie on stracił kontrolę, tylko
jego łagodniejsza połowa. Teraz jednak widział sytuację inaczej. Dopiero w
szpitalu uświadomił sobie ile stracił zapadając w ten długi letarg. Pasował mu
z jednej strony stan zupełnej bierności, ale z drugiej tęsknił za skokami
adrenaliny i nieustannym narażaniem życia. To było coś, co kochał tak samo jak
swoją dziewczynę. Musiał jakoś pogodzić ze sobą te dwie miłości, bo nie
wyobrażał sobie życia bez którejś z nich. Za każdym razem gdy próbował przestać
zabijać, w końcu musiał do tego wrócić. Żaden lekarz ani żadna terapia by mu
nie pomogły. Aby leczenie zadziałało, pacjent musiał tego chcieć, a Jeffowi
odpowiadała jego sytuacja. Nie chciał z tego zrezygnować tylko dla Lilith.
Jednocześnie też nie chciał wrócić do samotnego życia bez niej. Ale wydawało mu
się, że ona nie zaakceptuje takiego stanu rzeczy.
Jego rozmyślania przerwało lekkie klepnięcie w ramię. Zdał sobie
sprawę, że już dawno wyszedł z lasu i stał teraz blisko przystanku
autobusowego. Odwrócił się i zobaczył wysoką, szczupłą dziewczynę. Byłaby nawet
ładna, gdyby nie rozjaśnione na platynowy blond włosy i usta pomalowane
krwistoczerwoną szminką. Jeff zawsze, gdy widział taką kobietę miał ochotę
uderzyć ją w twarz, aby zobaczyć czy jej krew rzeczywiście jest pod kolor
szminki.
– Co tam? – zagadnęła go. – Wyskoczyłeś z lasu, jakbyś się śpieszył na
zebranie grzybiarzy – zaczęła sama śmiać się ze swojego żartu. – Masz forsę?
– Nie?
– To źle – dziewczyna gwizdnęła przeciągle. – A może masz, tylko kłamiesz?
– Mogę cię o coś zapytać? – Jeff spojrzał jej głęboko w oczy. – Uważasz, że
jestem piękny?
– Z tym uśmiechem Jokera?! Jesteś brzydszy od najbrzydszego człowieka,
jakiego widziałam.
– Zastanawia mnie tylko jedna rzecz; czy zabić cie teraz, czy może zrobić
to później.
– Masz jakieś specjalne plany względem mnie?
– Chcę żebyś mnie wprowadziła.
– Co?
– Do organizacji. Nie rozśmieszaj mnie, masz tatuaż gangu na ramieniu.
Masz mnie wprowadzić.
– Chyba sobie żartujesz! Nie potrzebujemy dzikusa z lasu. Ciekawe co masz
tutaj – sięgnęła pewnie do kieszeni jego bluzy, ale po chwili cofnęła się czując
nóż.
– Jakiś dziwny jesteś. Jak chcesz możesz tu na nich poczekać. Zaraz
przyjdą.
– Twoi koledzy?
– Nie przyjaźnię się z nimi.
– To może pracodawcy? Brzmi lepiej?
– Trochę. Po co właściwie chcesz do nich dołączyć? Bycie dzikusem jest
całkiem dobre.
Jeff roześmiał się.
– Tak szczerze to nie chcę, Powiedzmy, że brakuje mi ostatnio rozrywki.
Po około dwudziestu minutach na linii horyzontu pojawiło się czarne
auto. Jeff czekał cierpliwie i wyjął dyskretnie swój nóż.
– Co to za szczyl? – odezwał się na powitanie gangster kierujący autem. –
Amy?
Nie zdążył usłyszeć odpowiedzi, gdyż mniejszy nóż Jeffa znalazł się w
jego gałce ocznej.
– Co powiesz na pójście spać?
Pozostali trzej wysiedli gotowi by go zaatakować.
– Oj, naprawdę? – Jeff popatrzył na nich z politowaniem. – Taka babska
broń?
Walka trzech na jednego była męcząca i niebezpieczna, zwłaszcza, że
przeciwnicy Jeffa mieli broń palną i długo nie chcieli się poddać. Kilka razy dostał kastetem
i uznał go za bardzo groźną ale niewygodną broń. Pomyślał, że kupi taki Liu na urodziny. W końcu
dobił ostatniego i spojrzał na Amy oczekując pochwały.
– Szybko to załatwiłeś – przyznała – Mogłam się tego spodziewać. Zabijesz
też mnie?
– Teoretycznie powinienem, bo zawsze zabijam ludzi, którzy uznają, że
jestem brzydki. Ale myślę, że zostawię cię przy życiu. I tak nie masz go zbyt
bogatego.
– Czekaj! – krzyknęła za nim. – Nie mógłbyś tego dla mnie zrobić?
Wiele razy już zabijał osoby w ogóle nie stawiające oporu, ale jeszcze
nigdy nikt nie prosił go o śmierć. Popatrzył na dziewczynę zdziwiony.
– Przemyślałaś to?
– Możesz sobie darować? Nie chcę żyć. Nikt i tak nie będzie po mnie
płakał – wyciągnęła przed siebie nadgarstki. – No?
– Naprawdę żałuję, że nie mogę cię bliżej poznać – Jeff chwycił ja za
włosy i rozpoczął wycinanie uśmiechu. – Nie zabiję, cię, a dam ci nowe życie, co
ty na to? Będziesz piękna. Nikt cię nie rozpozna.
Ciął dalej nie zwracając o uwagi na jej jęki. Odszedł zaraz po
wykonaniu dzieła, ale długo jeszcze myślał o tej dziewczynie. Była tak
zrozpaczona swoim położeniem, że nawet nie pomyślała, iż mogłaby żyć jak
normalny człowiek.
Mimo, że czuł niedosyt, wrócił do domu szczęśliwy jak dziecko.
Czekała go jeszcze konfrontacja z bratem, ale nie obawiał jej się.
Czekała go jeszcze konfrontacja z bratem, ale nie obawiał jej się.
– Ty draniu! – Liu od progu rzucił się na niego. – Jak mogłeś ją zabić?!
Ona cie tak kochała!
– Ucisz się braciszku, Lili żyje – odparł mu ze stoickim spokojem i
ściągnął trampki
– Nie kłam!
– Nie kłamię. Pamiętasz jak się regenerowała?
– Ale wtedy to jej zajęło parę minut!
– Liu, naprawdę nie musisz się tak na mnie złościć bez powodu. Ona
żyje, uwierz mi chociaż raz.
Chłopak popatrzył an niego sceptycznie
– Żyje? Bez pulsu?
– Popatrz na to w ten sposób – Jeff dał mu znak, żeby poszedł z nim na
górę. – Przecież jeśliby umarła przed twoim przyjściem, zaczęłaby się już powoli
rozkładać. A ona nadal wygląda jakby spała.
A wyjaśnisz mi chociaż gdzie byłeś tyle czasu?
– Musiałem się rozerwać. Tu jest moja mała Lili! Już wróciłem. Położę się
teraz obok ciebie.
– Wydaje mi się, że jesteś jakiś inny.
– To dobrze ci się wydaje. Chcesz ze mną porozmawiać?
– Właśnie po to na ciebie czekałem – Liu wziął krzesło i przeniósł je na
drugą stronę łóżka, żeby widzieć twarz brata. – Na początek powiedz mi dlaczego
zaraz po ucieczce ze szpitala zaatakowałeś Lilith? Nie kochałeś jej?
– Nie rozumiesz tego uczucia. Przy niej jestem inną osobą. Czuję ze
jest mi z nią o wiele lepiej
– A więc po co…
– Daj mi dokończyć. Chodzi o to, że moja druga osobowość nagle straciła
kontrolę. Stworzyłem ją, żeby ułatwić Lilith życie ze mną. To był plan, jak w
szpitalu. Miała przy mnie zostać bez przymusu.
– Tylko trochę ci się to nie udało.
– Myślisz, ze gdybym cały czas był sobą, nie zaatakowałbym Lili?
– Oj Jeffy – gniew Liu natychmiast gdzieś uleciał. Usiadł na łóżku i zaczął głaskać Jeffa
po głowie. –Jeśli mam być szczery, to myślę ze w ogóle nie powinieneś przy niej
udawać kogoś kim nie jesteś. Ona cie kocha i na pewno zaakceptowałaby wszystkie
twoje wady i zalety.
– Moje wady to nie są wady zwykłego człowieka.
– Ja jakoś zdołałem ci je wybaczyć. Nieważne ile osób dzisiaj zabiłeś i
tak teraz z tobą rozmawiam, jakby nic się nie stało. Poza tym nie wziąłeś pod
uwagę, że ona może kochać nawet twoja ciemną stronę. Uwierz mi rozmawiałem z
nią wiele razy i wiem, że akceptuje cię jako Jeffa the Killer. I ja też cię
takiego akceptuję. Odpocznij sobie teraz, a później zejdź do nas na kolację.
Wiesz ...tak sobie myślę , że ten blog musi doczekać się ekranizacji :)
OdpowiedzUsuńI takie Ps. Kiedy dofasz coś na drugiego bloga , bo ja czytam mimo wszystko.
UsuńAha - i o ile Masky lubi sernik to Toby lubi gofry . O ile to ma się kiedyś przydać :D
Niedługo coś dodam na pewno. Na razie zbieram sobie tematy.
UsuńTeż tak uważam
UsuńCiekawe...
OdpowiedzUsuńTylko czemu Jeffy nie zabił Liu? Chciał.
Zapraszam na bloga Iorvethin x Otio
Czepiam się justowania i dywizów, ale uwierz, że pomimo zakończenia warto o to zadbać dla komfortu czytelników. Tekst z akapitami czyta się chętniej, a nie ukrywajmy - głównym źródłem zainteresowania Twoją osobą jest właśnie JxL. Warto więc dopracować tego ficzka jakkolwiek zły by nie był.
OdpowiedzUsuńZ tym SWA(E) mam teorię - Oficjalną nazwą było SWE ale Slendy i przyjaciele pogardliwie nazywali ich SWA (stowarzyszenie wielbicieli anusa) XD
Nawet być może gdzieś jest o tym wzmianka tylko ja zapomniałem???