Wszyscy patrzyli na Lilith długo, aż zaczęła się niespokojnie wiercić na krześle. Ich wzrok przewiercał ją na wylot, co po chwili zaczęło się robić irytujące.
– No co? – warknęła.
– Laughing Jack? Skąd wiesz, że to on?
– Nie wiem. Przypuszczam, ale nie mam jeszcze pewności.
– To można łatwo sprawdzić – skwitował Liu – On będzie pierwszy na liście podejrzanych
Veronica wstała i zaczęła rozglądać się dookoła.
– Całkiem dobrze sobie radzicie– powiedziała omiatając wzrokiem pomieszczenie– Tu można zapomnieć, że w ogóle gdzieś toczy się jakaś wojna.
– Czasami też można sobie przypomnieć – odparł Jeff – Zależy, czy długo będziesz chciała pamiętać. Zapomnieć można o wszystkim i wszędzie. Nawet będąc w okopach i patrząc na dogorywającego w agonii towarzysza możesz zapomnieć o wojnie.
– Jeff! – upomniała go Lilith– Mógłbyś zacząć nad tym choć trochę panować!
–Przepraszam. Nie sądziłem, że moje słowa tak na ciebie działają. Proszę, nie bierzcie tego co mówię do serca. Jak już zauważyłaś nie można wymagać empatii od psychopaty. Swoją drogą zaciekawiliście mnie tymi sklepikami z mięsem.
– Opowiesz o tym na rodzinnej naradzie? – Lilith utkwiła w Liu swoje oczy wyrażające teraz ukrywaną głęboko niepewność.
– Mogę, jeżeli to rzeczywiście konieczne.
Rzadko kiedy w domu panowało takie ożywienie.
Na wezwanie odpowiedzieli wszyscy. Teraz, jak nigdy zrozumieli, że muszą trzymać się razem, bo to jedyna droga do przetrwania w tych czasach. Pojawili się tak szybko, jak tylko było to możliwe. Każdy z nich zmienił się w ten sam sposób, co Jeff. Dojrzeli. Promieniowanie S, którym raczył ich Slenderman potrafiło cofnąć procesy starzenia, ale i tak nie wyglądali jak ta banda paranormalnych dzieciaków, którą byli kiedyś.
Eyeless Jack jak zwykle wcinał nerki wprost ze swojej śniadaniówki. Pudełko było już bardzo zniszczone, ale nie chciał go wymienić. Jeff bardzo ucieszył się na jego widok. Nie widział przyjaciela od kilku miesięcy i miał mu wiele do opowiedzenia, dlatego Lilith nie zdziwiła się, gdy zajął miejsce obok niego. Jack nadal miał swój pokój w ich domu, ale pewnego dnia postanowił poszukać swojego miejsca gdzieś indziej. Dość długo nie dawał znaku życia, a jak się potem okazało odwiedził swoje rodzinne strony i grób przyjaciółki, którą zabił przez swoją żądzę nerek, gdy zamknięto ich razem na długi czas w jednym pomieszczeniu. Nie miała ona oficjalnego pochówku. Sam urządził jej pogrzeb i zdobył nagrobek. Drogę do tamtego miejsca znał tylko on.
Wiedział on dobrze, że Slenderman miał moc mogącą przywrócić tę dziewczynę do życia, ale nigdy go o to nie poprosił. Doskonale zdawał sobie sprawę, iż nie mógłby jej spojrzeć w oczy po tym co się stało. Wstydził się, że wygrały w nim instynkty, a nie człowieczeństwo.
– Możecie już przestać? – Lilith krzyknęła widząc, że piętnaście minut po czasie wszyscy nadal zajęci są luźnymi pogawędkami – Hej! Proszę o ciszę!
Natychmiast wszyscy odwrócili się w jej stronę.
– Lili – Jeff uśmiechnął się zachęcająco – Mów.
– Zebraliśmy się dzisiaj, na wezwanie Slendermana. Ale też – dodała widząc ich miny– Liu ma interesujące informacje. Na początek omówimy sprawy formalne.
– Dziękuję, że tak szybko się zebraliście– zaczął Slenderman – Spokojnie, nie zamierzam dzisiaj specjalnie się rozczulać. Widzę, co dzieje się na tym terenie i prawdę mówiąc, jeśli sytuacja nadal będzie tak napięta jak teraz, będziemy musieli przenieść się w inne miejsce.
– Gdzie mamy się przenieść? – zapytał Ben
– Myślałem o terenie w miarę spokojnym. Las równikowy... albo jakaś wyspa. Moglibyśmy ją wziąć na własność. Dzięki temu mielibyśmy już zawsze swoje miejsce. Powiem szczerze, że bardziej biorę pod uwagę tę drugą opcję. Nie zrozumcie mnie źle, nie mówię, że przeprowadzamy się TERAZ. Po prostu potrzebny nam plan ewakuacyjny, w
razie gdyby trzeba było poszukać innego schronienia.
– To od jakiego poziomu zabezpieczeń należy pakować walizki?
– Jesteśmy teraz na...?
– Czwartym – dokończył Ticci Toby
– Poziom dziesiąty będzie odpowiedni. Jak myślicie?
– Nie lepiej ósmy, albo siódmy? – Alice zaniepokoiły poprzednie słowa Slendermana
– Za wcześnie– skwitował Jeff – Dziesiąty będzie w sam raz. Potrafimy się obronić, po co od razu taka panika?
– To co – Liu zabębnił palcami w stół – Ta sprawa już załatwiona, tak?
– Na to wygląda– mruknął Jack– Możesz mówić.
Brat Jeffa wstał i streścił pokrótce historię z namiotami w których rozprowadzane jest ludzkie mięso.
– Pomyślałem, że się tym zainteresujecie. Tym musi się zajmować ktoś z naszych, innej opcji nie ma.
– Jack, chcesz nam coś powiedzieć – zapytał z przekąsem Hoody
– W jakiej sprawie?
– Jesteś jedyną osobą tutaj, która do przeżycia potrzebuje ludzkiego mięsa, a raczej małej jej części. Może postanowiłeś być dobroczyńcą? Wszystkiego się można po tobie spodziewać. Zawsze taki cichy... kto wie co masz w głowie. Poza tym dość długo cię nie było.
– Na mózg ci padło? – Jeff obronił przyjaciela – On nie dałby rady pojawiać się w kilku miastach jednocześnie. Przeceniasz jego możliwości, a tak w ogóle to mięso jest zmielone. Nie sprzedają organów. Przeceniasz jego umiejętności
– On ma rację. Tego nie może robić nikt z obecnych w tej sali. Nawet gdyby miał takie możliwości, szybko bym to przecież wykrył.
– Może to Ten Zdrajca? – podsunął Ben
– Też mi się tak wydaje – Lilith wzruszyła ramionami – To może być prawda.
– On jeszcze żyje? – Toby wydawał się szczerze zaskoczony – Nikt nie uciął mu tego padalcowatego łba?
– Ale czy przerabianie ludzkich szczątków na kiełbaski, przenoszenie się z miejsca na miejsce, w ogóle zarządzanie tym wszystkim, to nie za dużo pracy dla niego? – Veronica zrobiła minę sceptyka– On raczej należy do osób leniwych, chyba że chodzi o zabawę. Wtedy potrafi stanąć na głowie.
– Może teraz też chodzi mu tylko o rozrywkę? Nie zapominaj, że kocha patrzeć jak inni cierpią, albo robią coś wbrew sobie. Ludzie jedzą to mięso i czują do siebie obrzydzenie, a potem kończą ze sobą, a on tarza się po podłodze ze śmiechu. Moja Lili ma rację. To on.
– Co w takim razie zrobimy? – zapytał Masky
– Trzeba się z nim spotkać, prawda? – Hoody wodził wzrokiem po zgromadzonych, jakby chcąc odczytać odpowiedź z ich twarzy.
– Nie wiem czy to koniecznie. Spotkamy się z nim i co? Nie możemy powiedzieć mu żeby przestał, bo nie łamie tym żadnej z naszych zasad. Nie naraża nas na ujawnienie, sam też nie ujawnia nikomu swojego istnienia, a zasad ludzi nigdy nie respektował, więc w tej kwestii też nic się nie zmieniło. To typowe, łamie zasady, ale nie ponosi za to konsekwencji – Jeff zgrzytnął ze złości zębami – I to go bawi.
A po cholerę nam terminy! Yaaaay! Ja wiedziałam ,że to L.J tylko nie chciałam spoilerować. Jack taki biedny #sumienie. Ale rozbawilo mnie to:
OdpowiedzUsuń-(...)Może to Ten Zdrajca?
-To on jeszcze żyje?
Szczerość Toby'ego zawsze na miejscu :D
Zaczęłam czytać twojego bloga bardzo nie dawno (z dwa dni temu) i powiem ci, że to jest normalnie rewelacja! Zawsze, kiedy jakieś opowiadanie mi się podoba, to kiedy się kończy czuję niedosyt. Teraz też czuję ten niedosyt i mam nadzieję, że niedługo wyjdzie kolejny rozdział. Myślałam, że nikt nie umie napisać dobrej opowieści na temat Jeff'a a tu proszę! Twój Blog jest naprawdę superowy i z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg.
OdpowiedzUsuńJa też 2 dni temu zaczęłam czytać. No a dziś jestem już tu! Ten blog dał mi tyle radochy! Powodzenia. :)
UsuńKasamiyo to mówisz, że kto pisze JxL na wattpad?
OdpowiedzUsuńDziewczyna ma nick SheenaiPL. Ale coś mówiła, że będzie pisać, a już kilka miesięcy minęło i nie pisze. Nie wiem, czy się na mnie obraziła, bo jej nie odpisałam na priv, czy wystraszyła, czy po prostu nie ma czasu. To ostatnie jest najbardziej prawdopodobne. W ogóle jak ostatnio patrzyłam na jej profil, to rzadko kiedy jest na Wattpadzie. Coś nawet ostatnio pisała, że będzie kontynuować to swoje FF o Jeffie, ale też nie kontynuuje. A czemu pytasz?
Usuń