sobota, 30 maja 2015

Rozdział 4 - Wszystko przez Jacka



Ben i Alice zaraz po zakończeniu zebrania wrócili do swojego pokoju. Jack został w salonie i razem z Proxy omawiał postanowienia, które przed chwilą usłyszeli.
Ustalono, że mimo ogólnych podejrzeń padających na Laughing Jacka, tożsamość podejrzanego nadal jest tajemnicą. Dlatego też powinni upewnić się, czy to na pewno on za wszystkim stoi. Mógł to równie dobrze być inny odmieniec, bądź nawet inna grupa.
Jeff wypowiedział też słowa, które wszystkim zapadły głęboko w pamięć
"Wojna nie była, nie jest i nie będzie naszą sprawą. Nie powinniśmy się w nią mieszać, ani przejmować się tym tak, jakby to nas dotyczyło. Nie my ją w końcu wywołaliśmy, prawda? Udało nam się stworzyć idealny i bezpiecznie ulokowany azyl, dlatego nie musimy ciągle patrzeć przez okna i czekać kiedy spadnie na nas bomba, bo nie spadnie. Trzeba żyć własnym życiem, a nie karmić się propagandą tej siatki potocznie nazywanej aparatem władzy."
Każdy więc zaczął próbować "żyć własnym życiem". Wszyscy pilnowali się nawzajem, jeśli chodziło o mówienie, słuchanie, lubi oglądanie czegokolwiek. Kiedy ktoś zapominał stosować się do ich nowej zasady, od razu został delikatnie upomniany.
W końcu trzeba było zająć się sprawą Laughing Jacka i jego straganów. Ustalono, że to Jeff i Lilith zostaną wysłani na zwiad. Nie mieli nawiązywać z Jackiem żadnego kontaktu, tylko po prostu potwierdzić, że to on za wszystkim stoi. To była po prostu kolejna rutynowa akcja wywiadowcza. Coś do czego wszyscy byli przyzwyczajeni.
Lilith uważała, że wybrali się na nią stanowczo zbyt późno.
Kiedy przekroczyli furtkę i zaczęli iść przez las w stronę autostrady, Jeff westchnął ciężko.
- Slenderman chce zbudować wokół naszego domu barierę. Myślisz, że to dobrze?
- Jaką barierę?
- Przeciw ludziom. Miałaś kiedyś tak, że gdy weszłaś o lasu, albo w jakieś inne miejsce, nagle zaczynałaś się w nim czuć bardzo źle? Na przykład miałaś wrażenie, że ktoś cię obserwuje, albo wydawało ci się, że to miejsce jest skrajnie niebezpieczne? To była właśnie bariera.
- I on chce to założyć na nasz dom? Po co? Ludzie wszędzie mają wrażenie, że ktoś ich obserwuje, a miejsce w którym się znaleźli jest niebezpieczne. Nie poczują różnicy.
- To jest inne uczucie, niż wywoływane przez czynniki naturalne. Poczują - zapewnił - Ale w sumie, wołalibyśmy jeszcze lepszy efekt, gdyby ktoś nas po prostu zobaczył, nie?
- Może - dziewczyna zamilkła na chwilę - Jake został w domu?
- Ostatni raz widziałem go w kuchni, ale teraz może być wszędzie. Ej, co właściwie powiemy Temu Zdrajcy, jak go już spotkamy? Bo chyba nie "Cześć stary! Kopę lat! Weź nie prowadź swojego biznesu zbyt blisko naszego domu."?
- W ogóle nic mu nie powiemy. Mamy po prostu ustalić, że to on i wrócić.
- A jak to nie on? Istnieje parę procent prawdopodobieństwa, że to ktoś inny... A jak on będzie chciał z nami gadać?
-  To na pewno on. Po prostu nasz raport ma to potwierdzić. Poza tym słyszałeś, co mówił Liu. Nikt go jeszcze nie widział. Tak więc prawdopodobnie nie wyjdzie z ukrycia, żeby się z nami spotkać.
- Tyle lat minęło, a ja wciąż go nienawidzę! - warknął - Wciąż nie mogę pojąć, jak udało mu się nabrać nas na te swoje gierki!
Rozmowa z Laughing Jacka spełzła na SCP i SWA, które walczyły teraz po przeciwnych stronach "wypożyczając" specjalnie przygotowanych do walki mutantów.
Namiot znajdował się tuż przed znakiem informującym o wejściu do miasta. Kiedy podeszli już dość blisko, wyszła z niego kobieta z potarganymi brudnymi włosami. Kiedy ich zauważyła, spuściła głowę i oddaliła się pospiesznie.
- Czekaj - Lilith chwyciła Jeffa za ramię, gdy wyciągnął rękę, aby odsunąć kotarę i wejść do środka.
- Co jest?
- Widziałeś ją? Dziwnie wyglądała.
- Mniej więcej tak wyobrażałem sobie klientów Tego Zdrajcy. Aż jestem ciekaw w jaki sposób to funkcjonuje!
- Ja też chcę wejść! - oświadczyła
- A po co? Stań na czatach. Pokręcę się trochę i wpuszczę ciebie. Wymienimy się.
- A co jak ktoś będzie tu szedł? Nie ustaliliśmy hasła!
Jeff przewrócił oczami.
-Po prostu gwizdnij. Wtedy odejdziemy stąd, tak jak ta, co tu była przed nami. A gdyby szedł Zdrajca, zawołaj mnie po imieniu.
Lilith kiwnęła głową i Jeff zniknął za kotarą będącą wejściem do namiotu. Po kilku minutach zawołał ją.
-Nie wiem o co tu chodzi, ale to najbardziej powalony pomysł na świecie - powiedział pokazując jej wnętrze. Przypominało ono zwyczajny stragan, jakich pełno można było spotkać podczas garażowych wyprzedaży (przynajmniej wtedy, gdy się one odbywały). Pośrodku stała zwyczajna biała lodówka i biurko. Na nim leżały rozmaite drogocenne przedmioty: biżuteria, zegarki, ubrania, małe sprzęty domowe, pieniądze ułożone w niewielkie kupki, a nawet noże. Jeff ukradkiem schował jeden do kieszeni.
- Oni tym płacą - rzekł pewnym głosem - Przychodzą, płacą i wybierają sobie coś stąd - wskazał na lodówkę.
- To głupie, przecież nikt tego nie pilnuje. Mogą po prostu przyjść, wziąć wszystko i nie zapłacić. Dziwię się, że jeszcze nikt nie wpadł na taki pomysł.
-Musisz pamiętać, że to nie czekoladki, tylko ludzkie mięso i oni wszyscy dobrze o tym wiedzą. Pewnie kradnąc tutaj poczuliby się, jak zwierzęta. Ludzka psychika zawsze mnie zadziwiała. Najprawdopodobniej rozwiązanie jest o wiele mniej skomplikowane niż się nam wydaje.
- Tak, czy inaczej nikogo tu nie ma - Lilith podeszła do biurka i zaczęła przeglądać zawartość jednej z szuflad. W sumie czego się spodziewałam? Że Jack zatrudni kasje... JASNA CHOLERA!
- Co się tak podniecasz? - Jeff zajrzał do lodówki, ale natychmiast skrzywił się z niesmakiem i ją zamknął.
-List - wyjąkała - List do nas!
- Co?
Dziewczyna szybko rozerwała kopertę, na której widniały wypisane markerem ich imiona i wyjęła dwie kartki.
- To od niego. Nie wiem jak to się stało, ale dowiedział się, że tu będziemy - powiedziała szybko skanując wzrokiem po tekście.

"Droga Lilith!
Wścibstwo, moja droga, to naprawdę duża wada. Powinnaś poważnie przemyśleć swoje zachowanie, gdy już wrócicie z Waszej misji. Rozumiem, mieszkasz z Nimi dość długo, ale wciąż jesteś kobietą i obowiązują Cię zasady dobrego wychowania.
Mimo, iż jestem po drugiej stronie globu, potrafię sobie wyobrazić zdziwienie malujące się na twojej twarzy podczas, gdy czytasz te słowa. Pewnie myślisz, że w jakiś magiczny sposób uzyskałem dostęp do Waszych poufnych rozmów, ale nic z tych rzeczy. Po prostu, kiedy zobaczyłem Liu przyglądającego się temu miejscu, a potem ujrzałem, jak jego samochód zmierza w kierunku Waszego domu, byłem stuprocentowo  pewien, że rozpowie o mojej nowej zabawie. To tyle. Resztę stanowią psychologiczne zagrywki i sztuczki, których Jeff jest mistrzem, tak jak ja. Jeśli mi nie wierzysz możesz go zapytać.
Wasz na zawsze
Laughing Jack
P.S.
Nie przeproszę, za incydent sprzed lat, bo na dobrą sprawę nie mam za co przepraszać. Przeżyliście, czyż nie?

- A to pierdolony drań - Jeff zaklął siarczyście, gdy przeczytała mu zawartość pierwszej kartki - A tam co jest?
- Chyba wściekniesz się jeszcze bardziej, bo ten list jest do ciebie - odparła i zaczęła czytać.

"Drogi Jeffie
Gratuluję przekroczenia magicznej trzydziestki! Jeszcze drugie tyle i czas umierać. Nie, pewnie Slenderman już uczynił Cię nieśmiertelnym, prawda? W końcu bardzo cię kochał, o ile mnie pamięć nie myli.
Przyjacielu, nie możesz po prostu zapomnieć o mojej niewinnej zabawie? To Twoja sprawa, ale według mnie zachowujesz się głupio.
Nie złość się, że tak łatwo Was rozgryzłem. Uważam, że na swój sposób Ty też jesteś mądry i potrafiłbyś zrobić coś takiego. Dobrze, nie zamierzam Cię już wkurzać. I tak wszystko, co chciałem Wam powiedzieć napisałem w poprzednim liście, który pewnie odczytała Ci Twoja urocza Lilith.

- Żeby zdechł! - Jeff nadal złorzeczył.
- To niemożliwe. Nie można aż tak dokładnie przewidzieć czyjegoś zachowania, prawda?
-Oczywiście, że można. To rachunek prawdopodobieństwa pomieszany z zaawansowaną psychologią - odburknął jej.
- Czuję się upokorzona.
-Ja też! Wracajmy, jestem wściekły, jak pies. Nie wytrzymam minuty dłużej w tym miejscu. Wyrzuć te listy, nie chcę patrzeć na coś, co wcześniej było w jego łapach!
-Mogą się przydać - Lilith schowała listy do tylnej kieszeni spodni - Nie wierzę w to! Naprawdę jesteśmy aż tak przewidywalni, że można z nas czytać, jak z otwartej księgi?
- Z każdego można. A to była dokładnie zaplanowana akcja. Specjalnie tak wszystko ukartował, a teraz pewnie siedzi w jakiejś dziurze i umiera ze śmiechu. A myślałem, że już bardziej nie mogę go nienawidzić.
Jeff na odchodne zrobił ogromną dziurę w namiocie i przewrócił lodówkę. Taka zemsta nie była jednak dla niego zbyt satysfakcjonująca. Wrócili w ponurych nastrojach, do końca dnia nie mając ochoty zamieniać z nikim słowa. Położyli listy w kuchni na stole, a sami zaszyli się w swoim pokoju z paczką popcornu i nie wpuszczali tam nikogo oprócz Jake'a
- To wszystko było niepotrzebne - stwierdziła Lilith - Mogliśmy zostać w domu, przynajmniej byśmy się nie ośmieszyli.
- Oj Lili- Jeff usiadł blisko niej - Rozerwaliśmy się trochę, to dobra rzecz. Nie bądź smutna. Poczuliśmy adrenalinę i spędziliśmy dzień tylko we dwoje. Kiedy będzie następna akcja, to też nas zgłoszę.
-Po co?
-Bo to fajne! - odpowiedział i wsadził sobie w usta garść popcornu, a drugą sypnął Jake'owi na kolana
- Dobra! - dziewczyna klasnęła w dłonie - To Jack prowadzi handel obwoźny. Co teraz?
- Nic. Mieliśmy to tylko ustalić, pamiętasz?
Lilith zamilkła na chwilę
- Jezu, co my właściwie robimy?
- Nie wiem. Ale też czuję się głupio.
- Wszystko przez Jacka!
- Tak! Wszystko przez Tego Zdrajcę.

2 komentarze:

  1. Powiem tak: JASNA CHOLERA! #psychologia.






    Mój mózg rozbryzgł się na ścianie i prędko nie wyzdrowieje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, uwierz mój mózg też przykleił się do ściany, a teraz go odklejam.

      To jest po prostu wspaniałe. 😄

      Usuń