piątek, 5 czerwca 2015

Rozdział 5 - Misja Masky'ego

Slenderman dowiedział się o żarcie Laughing Jacka, ale nie wyciągnął z niego konsekwencji. Powiedział tylko, że Jack może jeszcze odegrać jakąś rolę i nie należy o nim zapominać, a potem nie drążył już więcej tego tematu, mimo usilnych próśb Jeffa.
Proxy znów wybrali się na poszukiwania jedzenia, mimo że zapewniała ich o dużych zapasach w spiżarni. Niestety stało się coś, czego nikt nie przewidział. Pomocnicy Slendermana wrócili bez swojego lidera.
Masky odłączył się od nich i gdzieś zniknął. Szukali go praktycznie wszędzie, aż w końcu wrócili do domu przekonani, że po prostu Slenderman zlecił mu jakieś nagłe zadanie i spotkają się na miejscu. Jednak nie było go tam, a najlepsze było to, że w ogóle nikt nie mógł go namierzyć. Nie odbierał telefonu, a system KARMA nie wyczuwał go w terenie. Nawet Slenderman nie potrafił go znaleźć, mimo że wysilał wszystkie zmysły. To było tak, jakby Masky rozpłynął się w powietrzu.
– Może on nie żyje? – powiedział Toby pewnego wieczora, gdy wszyscy razem zastanawiali się co mają dalej robić.
– Nie mów tak! – Veronica spojrzała na niego z wyrzutem – Musi żyć! Poza tym nawet gdyby, to Slenderman dałby radę go znaleźć.
– Właśnie o to chodzi. On nie jest ani żywy, ani martwy. Jego W OGÓLE nie ma. – wtrącił się Slenderman – Jeszce nigdy nie spotkałem się z takim przypadkiem.
– A Laughing Jack? – przypomniał mu Jeff – Jego też nie możesz namierzyć
Też prawda. Cóż, nie jestem wszechmogący.
– Słuchajcie, myślę że warto by poczekać parę dni, a później jeszcze raz iść go poszukać – powiedziała Lilith – Tylko tym razem całą grupą. Każdy na swój własny sposób potrafi kogoś odnaleźć i każdy będzie prowadził poszukiwania w środowisku, które zna.

Jej pomysł, jak i inne pomysły na jakie później wpadli, okazały się bezskuteczne. W końcu wszyscy dali sobie spokój. Masky'ego uznano za zaginionego i nawet Proxy przestali go szukać.
Ten dzień zapowiadał się naprawdę spokojnie, podobnie jak większość dni w tamtym okresie. Nie przeprowadzano już żadnych spotkań, ani akcji. Wszyscy zajęli się swoimi sprawami, wcielając w życie słowa Jeffa o tym by nie przejmować się "nie naszą wojną" i żyć własnym życiem.
Ben i Alice grali w mini gry znalezione wcześniej na jakiejś stronie. Zazwyczaj ich granie polegało na tym, że Alice wypróbowywała jakąś grę, a Ben komentował wszystko, co mu się nie podobało, a potem robił własną wersję (którą ona także wypróbowywała).
Eyeless Jack próbował znaleźć sobie towarzysza, z którym warto byłoby spędzić czas. Jeff naturalnie wolał przebywać z Lilith w cztery oczy, co zawsze delikatnie mu przypominał wydając z siebie ciche warknięcia za każdym razem, gdy próbował się do nich dosiąść. Niestety Jack zawsze miał trudności z dobieraniem sobie towarzystwa. Samo to, że zdołał zaprzyjaźnić się z Jeffem traktował jak spory wyczyn i wiedział, że jeszcze długo nie zdobędzie się na coś takiego po raz drugi. Od zawsze był nieśmiały i nawet zwykłe odpowiedzenie na "dzień dobry" było dla niego ciężkie. Mimo to nie lubił zbytnio spędzać czasu samotnie. W końcu towarzysz sam do niego przyszedł, a był nim Jake. Tak samo cichy i małomówny, jak on. Przyjemnie było milczeć w jego towarzystwie.
Liu i Veronica po prostu siedzieli w swojej sypialni i rozkoszowali się błogim spokojem, bo wiedzieli, że nie będzie on trwał długo. Brat Jeffa od jakiegoś czasu martwił się stanem swojej dziewczyny. Ostatnio dość często Veronica miewała naprawdę nieprzyjemne koszmary, a bycie Proxy nie uwzględniało słabości. Miał nadzieję, że miną samoistnie, bo zupełnie nie wiedział, jak mógłby jej pomóc.
Tak więc w rezydencji panowała dość senna atmosfera, do czasu, gdy nagle rozległo się natarczywe pukanie do drzwi.
– Słyszysz? – zagadnęła Lilith.
– Co? – Jeff wyprostował się i zaczął nasłuchiwać – Po prostu Ben włączył jakieś komputerowe gówno. Bądź spokojna, to nic takiego. Powiem mu, żeby to ściszył.
Lilith kiwnęła głową, ale zaraz potem znów usłyszała hałas.
– Nie mamy aż takich dobrych głośników, ktoś się dobija do domu! – krzyknęła i poderwała się z miejsca. Jeff chwycił w jedną rękę swój nóż i poszedł za nią.
– Ty otwórz, a ja dźgnę – mruknął – Nawet nie zauważy, kiedy i skąd dostanie.
Lilith popukała się w czoło i delikatnie uchyliła drzwi, nie pozwalając Jeffowi wyjść naprzód.
– Masky? – wykrzyknęła zdziwiona na widok niespodziewanego gościa – Gdzie ty do cholery byłeś?! Myśleliśmy, że nie żyjesz! Slenderman wpisał cię na listę zaginionych, a Toby uznał za martwego, a ty sobie tak po prostu wracasz?!
– Lilith, ja wam wszystko wyjaśnię, ale czy dasz mi najpierw wejść? – wykrztusił – Mam wrażenie, że zaraz zemdleję!
– Jasne – w myślach skarciła samą siebie za brak pomyślunku – Schowaj ten nóż, to Masky.
– Ale numer! – Jeff roześmiał się – A wczoraj myślałem nad tym, czy by ci nie zbudować nagrobka upamiętniającego.
Masky zdjął kurtkę i rzucił ją na szafkę z ubraniami, a potem pchnął drzwi od salonu. Kiedy doszedł do kanapy, opadł na nią wzdychając ciężko.
– Czemu on nic nie mówi? – spytał Jeff – Wrócił do domu po dwóch miesiącach i zamierza spać?
– Nie mój drogi, nie zamierzam – odwarknął zirytowany –  Tu się i tak nie da spać. Słuchajcie, ja nawet chciałem wam powiedzieć gdzie jestem, ale nie mogłem. Nie dawałem znaku życia, bo byłem na misji, na którą Slenderman nie wydał mi zezwolenia. Byłem w SCP i potem w SWA. Chciałem sprawdzić, co planują i jak to się będzie miało do kontynuowania, lub zakończenia wojny. Slenderman nie pozwolił mi na to, bo wiedział, że oni są w stanie załatwić dla mnie osłonę przed namierzaniem.
– To dlatego nie mogliśmy cię znaleźć!
– Właśnie. Wiedziałem o poszukiwaniach i naprawdę było mi przykro, że niepotrzebnie was martwię. Ale nic nie mogłem na to poradzić.
– Jednak zachowałeś się jak świnia, nikomu nic nie mówiąc – stwierdził Jeff –  Wiem, że Slendy potrafi czytać w myślach, ale w ogóle nie dać znaku życia... Nieładnie.
Lilith zerknęła na Jeffa rozbawiona, przypominając sobie jego trzydniowe zniknięcie kilka lat temu. Jednak, jakby na to nie patrzeć on szybciej się odnalazł.
– Nawet, gdybym wspomniał o tym tylko ślepemu niemowie, to Slenderman mógłby mnie odszukać. A to nie wchodziło w grę, bo całkowicie mogłoby popsuć mi plany, a nawet narazić was. Zrozumcie, naprawdę nie mogłem inaczej – Masky mówił coraz ciszej, tak że musieli się nachylać, by usłyszeć co miał im do powiedzenia.
– Chodź – Lilith wzięła Jeffa za ramię – Nie męczmy go już. Coś mi się zadaje, że szykuje się kolejne spotkanie rodzinne, jeżeli oczywiście zdobył jakieś ważne informacje.

Do wieczora Masky był w salonie. Kiedy Lilith do niego przychodziła, nie mówił do niej nic, tak jakby cały czas spał.
W nocy dziewczyna wyszła przed dom i usiadła na trawie. Zamknęła oczy próbując odnaleźć Slendermana. Jego aura była o wiele bardziej potężna i wyczuwalna, od śmiesznie słabej energii, którą emitowała ona.
– Lilith, co się stało – wysłał do niej.
Nie uwierzysz! Masky się odnalazł. Sam wrócił do domu!
W jednej chwili jego obecność zaczęła coraz bardziej się przybliżać, a gdy Lilith otworzyła oczy był już obok niej.
– Już dawno przestałem o nim myśleć. Nie mogłem go nigdzie zlokalizować, byłem pewien, że nie żyje.
– Ja też – przekazy myślowe były dużo szybsze niż normalna rozmowa, co zawsze zauważała, gdy przechodziła z jednego na drugi sposób komunikacji. – Osobiście uważam, że to cud, ale z drugiej strony niektórzy są na niego wściekli, tak jak Jeff.
Nie ukrywam, że też mnie zdenerwował, ale z drugiej strony cieszę się, że jednak wrócił. To mój najlepszy Proxy, a wywija takie numery!
Jest bardzo zmęczony, tak więc starałam się go nie męczyć pytaniami. Mówił, że wniknął w strukturę SCP i SWA. Być może zechce podzielić się informacjami.
– Na pewno zechce, ja się o to postaram. Tylko, skoro chciał wyruszyć na dodatkową misję, czemu nie powiedział o tym mi… albo komukolwiek innemu?!
– Podobno dlatego, że byłbyś przeciwny.
– Bzdura! Może rzeczywiście miałbym pewne zastrzeżenia, ale na pewno byłoby to lepsze, niż znikanie bez śladu! – urwał – Lilith, czy zajmiesz się zorganizowaniem kolejnej rodzinnej narady?

3 komentarze:

  1. Hahahaha Nowy rozdział!!! I jak zwykle super.

    OdpowiedzUsuń
  2. Masky tak po prostu wraca. Tak po prostu. I nagle mi się przyppmniało gdy uciekłam kiedyś z domu na 3 godziny :P

    OdpowiedzUsuń