piątek, 3 lipca 2015

Rozdział 7 - Agentka

 Jeffa bardzo zirytowała jej decyzja, co następnego dnia manifestował potwornym obrażeniem się na Jake'a.
Chłopiec każdą kłótnie z nim traktował, jak niegroźny jednodniowy konflikt i liczył, że kolejny dzień automatycznie pozwala zacząć wszystko od nowa. W związku z tym nie potrafił zrozumieć jego zachowania i było ono dla niego jeszcze bardziej raniące. Lilith musiała go pocieszać i nakłaniać Jeffa by przestał znęcać się psychicznie nad dzieckiem. Jednak on nie miał najmniejszego zamiaru przestać, bowiem chciał w ten dość niemiły sposób pokazać Jake'owi gdzie jego miejsce.
– Zastanawiam się, czy Laughing Jack jeszcze się do nas odezwie – po obiedzie dziewczyna zrozumiała, że pora dać za wygraną i zmienić temat.
– Nie wiem, może?  – Jeff kątem oka zauważył chłopca, więc ostentacyjnie odwrócił się do niego plecami. – Oby nie.
– Te jego listy są przerażająco dokładne. Tak jakby rzeczywiście dysponował jakąś mocą pozwalającą mu wszystko obserwować
Jego celem jest, byś uwierzyła, że on tę moc rzeczywiście posiada. A listy to tylko kartki na których napisał te brednie. Kartki nie mogą ci nic zrobić. Nie mogą cię zabić, ani wyśmiać w obliczu nieszczęścia, w przeciwieństwie do niego. Gorzej jest więc spotkać go, niż otrzymać taki list, nawet jeśli czytanie tego badziewia może być nieprzyjemne.
– Jeżeli mam być szczera, to myślę, że ruszyło go sumienie. Pisał tak łagodnie, jakby chciał się z nami pogodzić. Wyszedł mu tekst wprost ociekający złośliwością, ale czy Jack potrafi się wyrażać inaczej?
– Co ty? Pogodzić się? ON?! Jeżeli rzeczywiście chce z powrotem tu zamieszkać, to pewnie tylko dlatego, że zaplanował zapewnić sobie rozrywkę naszym kosztem.
– Jest zdrajcą, ale wiem, że musi się teraz czuć bardzo samotny. W końcu wszyscy się od niego odwrócili. Nie da się tak wytrzymać przez całe życie – Lilith wzięła płaczącego cicho Jake'a na kolana. – Przestań się już na niego obrażać, popatrz jaki jest smutny!
– I bardzo dobrze! To go trochę nauczy... – Jeff jednak nie powiedział czego, tylko odchrząknął i mówił dalej. – Jeśli będziemy mu pozwalać na wszystko, wejdzie nam na głowy.
– Nie wejdę! Obiecuję, że nie wejdę! – Jake położył lewą rękę na sercu, a drugą uniósł w geście przyrzeczenia. – Nawet nie wiem jak, a poza tym po co miałbym to robić? Po co wchodzić na głowę Lylyt? Albo twoją?
– Jesteś dla niego za surowy – stwierdziła dziewczyna.
– A ty z kolei bronisz go, jakby był nie wiem jak delikatny... Będziemy się kłócić, jak stare małżeństwo?
 – Rzeczywiście... Nigdy nie sprzeczaliśmy się w ten sposób.
 – Widzisz? To wszystko przez niego.
– Nie powinniśmy całymi dniami siedzieć w domu – skwitowała Lilith. – To na nas źle wpływa. Cały czas kisimy sie tutaj, a przecież na zewnątrz jest taki sam poziom bezpieczeństwa, jak w środku.
– Slenderman nie lubi, gdy ktoś idzie daleko – odezwał się Eyeless Jack, który od dłuższego czasu przysłuchiwał się ich rozmowie.
Jeff prychnął z irytacją.
– Za kogo on się uważa? Za dozorcę więziennego? Od kiedy bierzecie na poważnie jego gadanie?
– Masz rację! – Lilith nagle poczuła chęć zignorowania wszystkich zasad, które opracował Slenderman. – A nawet jeżeli coś by się działo, mam taką samą moc jak on i będę umiała nas obronić! Niech wsadzi sobie w dupę te kodeksy bezpieczeństwa!
– Lubię kiedy grasz taką ostrą...

Dla zwykłego człowieka, las o tej porze nie wyglądał zbyt zachęcająco, ale według mieszkańców rezydencji zawsze był tajemniczy i piękny.
Przed wyjściem, Eyeless Jack podarował Jake'owi drewniany nóż do masła, by ten mógł jeszcze bardziej naśladować (i irytować) Jeffa.
– Nie rozumiem, czemu go tak nie lubisz, jest uroczy – powiedziała Lilith patrząc jak Jake rzuca się na drzewo i próbuje je zadźgać.
– Macha tym, jak toporkiem. W prawdziwej walce nie wytrzymałby pięciu minut. Popatrz: w tym biegu meczy się bardziej niż podczas ataku.
– To może, skoro nie ma zdolności do posługiwania się nożem, Eyeless Jack nauczy go walczyć kataną? – podsunęła.
– Ja już nie walczę kataną – szepnął, ale nikt go nie usłyszał.
– Sam go nauczę, jeżeli przyjdzie taka konieczność – oświadczył dobitnie Jeff – Na razie niech się męczy.
Zdołali przejść tylko parę metrów, gdy nagle jak spod ziemi wyrosła kobieta w czarnym mundurze i chwyciła Jake'a za ramiona.
– Idziesz ze mną mutancie! Wiem że mieszkasz w ich kryjówce! Ujawnij swoją moc – krzyczała potrząsając nim.
– Mógłbym panią sprzątnąć? – zapytał zupełnie nic sobie nie robiąc z jej słów. Nie uzyskał odpowiedzi, bo właśnie wtedy ogromna siła odrzuciła agentkę na kilka metrów.
– Jake, w porządku? – Lilith podbiegła do niego, ale widząc, że nadal jest spokojny i uśmiechnięty, pogłaskała tylko po głowie. – Sprawdzę, czy żyje.
– Coś ty zrobił? – Jeff także zareagował na całą sytuację z niebywałym spokojem.
– To nie ja, to Lylyt. Ja ją chciałem sprzątnąć.
– SPRZĄTNĄĆ to możesz sobie w pokoju – upomniał go – Nasze ofiary idą spać. Zapamiętaj to na zawsze... Ta dziwna baba cię ubrudziła!
Na twarzy chłopca pojawił się szeroki uśmiech, wywołany zapewne stwierdzeniem "nasze ofiary"
– Mogę ją zatrzymać?
– Dziwny jesteś. Po co ci obca baba? Do tego ona chyba jest martwa.
– Będę ją trzymał w szafie i oglądał...
– Jesteś naprawdę szurnięty – stwierdził Jeff i w tej samej chwili podeszła do nich Lilith.
Mocno nią rzuciłam, ale żyje. Jest lekko poturbowana.
– Szkoda – szepnął Jake. – Jesteś pewna, że ona żyje? Nie rusza się...
– Po prostu straciła przytomność. Musimy ją zabrać ze sobą. Zna położenie rezydencji, więc jest potencjalnym zagrożeniem. Poza tym nieludzko by było zostawić ją tutaj na pastwę losu.
– Mogę ją zabić i wtedy nie będziemy musieli jej nigdzie zabierać – zaproponował Jeff, ale Lilith się nie zgodziła. Po krótkiej naradzie Eyeless Jack wziął agentkę na ręce i ruszył w stronę domu. Nie odzyskała przytomności, co było dużym plusem, jeżeli chodzi o jej niesienie.
– Ale brzydka – stwierdził Jake, gdy weszli do przedpokoju i zapalili światło. – Siwa.
– Nie siwa, tylko platynowa – poprawiła go Lilith. – Zastanawiam się, czy nie trzeba by było już jej ocucić.
– Przecież oddycha – Jeff poszedł otworzyć piwnicę. – Możemy ją trzymać tam. W jednej celi jest materac. Będziemy ją przesłuchiwać, nie?
Lilith pomogła Jackowi znieść agentkę do wskazanego przez Jeffa pomieszczenia. Ułożyli ją na materacu i podjęli pierwsze próby budzenia, niezbyt energiczne, bo nikomu tak naprawdę nie zależało na tym, by agentka się obudziła.
– Właściwie to wypadałoby urządzić przesłuchanie – odezwała się Lilith. – W końcu obserwowała nasz dom.
– Chcę to zrobić – oświadczył Jeff – Przesłucham ją.
Dziewczyna kiwnęła głową.
– Tylko bez szaleństwa. Ma być żywa. Z martwej nic nie wyciągniemy.

2 komentarze:

  1. TROLOLO! ROZDZIAŁ JEST.
    Jake taki nekrofil a'la Jeffrey Dahmer xd

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale akcje~ Mutanty! X-meni normalnie! eSCiPi i SeWuAa~ xdd *i ten francuski akcent przy wypowiadaniu skrótu "SWA"* Czy tylko mi to brzmi jak jakaś nazwa dla galerii sztuki współczesnej? xdd Uwielbiam ten fanfic. ;w; Jest zajebiaszczy.

    OdpowiedzUsuń