środa, 19 sierpnia 2015

Rozdział 16 (alternatywne zakończenie)

Pierwszy z zaplanowanych alternative endingów, który kończy JxL na serii I
Przepraszam  Miłego czytania
  ______________________________________________________________________

     Minęła zaledwie doba.
    Była to najgorsza doba w życiu Lilith. Jej psychika została doszczętnie zrujnowana. Zaczęła marzyć tylko o tym, by Jeff ją zabił. Wyobrażała sobie, że wchodzi przez okno, całuje ją ostatni raz i przesuwa nożem po jej szyi, na której miała teraz odbite w kolorze sino krwistym palce Clarka.
Jane wyszła gdzieś i do tej pory nie wróciła. Lilith nie tęskniła jednak za jej towarzystwem. Była teraz kompletnie sama.
    – Jeff – wyszeptała w stronę zakratowanego okna – Chodź tutaj. Zabij mnie, błagam. Wiem, że potrafisz to dla mnie zrobić...
Ale przecież Jeffa nie było w pobliżu. Sama kazała mu uciekać. Być może sam ma dużo większe kłopoty niż ona.
Miała coraz mniej siły, chociaż nie wiedziała czemu. Nie chciało jej się nawet myśleć o tym dłużej, niż to konieczne.

    Rzeczywistość miała się nijak do jej przypuszczeń
Po długiej i niespokojnej nocy nadszedł dzień ostatecznego starcia. Jeff był niezwykle spokojny, co bardzo dziwiło Alice. Wiedziała jednak, ze ten spokój to tylko pozory. Jeff był teraz jak wulkan w uśpieniu, w każdej chwili gotowy, aby wybuchnąć.
Dziewczyna wiedziała, że to on będzie walczył, dlatego zadbała o jego broń.
    – Ludzie Clarka nie mają noży, tylko pistolety. Broń długiego zasięgu. Żeby z nimi wygrać, musiałbyś przekształcić swoje noże, na broń tego samego rodzaju.
    – Jak? Mam nimi rzucać? – Jeff popatrzył na nią sceptycznie
    – Nie, to mało praktyczne. Musiałbyś mieć ich bardzo dużo, a nie możesz walczyć obładowany jak wielbłąd. Dlatego zrobiłam ci takie coś – to mówiąc pokazała mu rzecz nad którą wraz z Benem trudzili się całą noc. Były to dwa noże przyczepione do bransoletek z linką, która można było wysuwać i zwijać, zależnie od potrzeby. Jeden był mniejszy i lekki, do zadawania bolesnych, ale nie śmiertelnych ran, a drugi większy.
    – Po co ta nitka? – Jeff z zainteresowaniem oglądał nową broń. W przeciwieństwie do jego starych noży, te były nowe i błyszczały w świetle.
    – Samo rzucanie nie jest złym pomysłem, jeżeli nóż mógłby do ciebie wracać. Dzięki tej lince to możliwe. Rzucasz jakby to był zwykły nóż, ale potem możesz jednym pociągnięciem go odzyskać. Tylko uważaj, żeby się nie pokaleczyć, bo czasem można zranić się w dłoń
    Taka biało – szara broń była wprost idealna dla Jeffa. Po tym jak poznał trochę bliżej jej działanie, Alice powtórzyła jemu i Benowi plan.
O godzinie dwunastej Ben zaczął wyłączać wszystkie alarmy i zabezpieczenia w domu Clarka. Miał na to pół godziny. W tym czasie Alice i Ben jechali możliwie jak najszybciej do punktu zero w którym mieli się spotkać. Jeśli Ben z jakiegoś powodu nie zdążyłby na czas, Alice miała iść pieszo do słupa z elektrycznością i wysadzić korki. Na szczęście jej "duchowy" przyjaciel, zrobił wszystko jak należy. Dziewczyna właściwie nie spodziewała się, że Ben zgodzi się im pomagać. Była pewna, że po zdobyciu tylu informacji będzie chciał odpocząć, ale on powiedział, że dawno już nie miał takiej rozrywki i zgodził się pomóc.
    Jeff nie chciał żeby wchodzili razem z nim do środka. Gdy Alice powiedziała mu o takiej możliwości odparł tylko, że mają się nie wtrącać w nie swoje sprawy. Biorąc pod uwagę fakt, ze miał do dyspozycji cztery noże przeciwko pistoletom i kamizelkom kuloodpornym był to bardziej akt szaleństwa niż odwagi.

    – Już czas – Alice zerknęła na zegarek– Jesteś gotów?
    Odpowiedziało jej tylko trzaśnięcie drzwiami. Jeff wysiadł z samochodu i szybkim krokiem zmierzał w stronę dwóch ochroniarzy stojących przed domem. Na jego widok wycelowali pistolety. Rzucił w ich stronę nożami, które miał przyczepione do nadgarstków. Mężczyzna trafiony większym osunął się bezwładnie na ziemię, ale drugiego trzeba było dobić.
    – Wszyscy dzisiaj pójdziecie spać – to mówiąc wszedł z impetem do domu Clarka. Zaraz przy wejściu rozprawił się jeszcze z czterema ludźmi.
    – Gdzie ona jest?! – ryknął zdziwiony siłą swojego głosu – Gdzie Lilith?!
    Nagle rozległ się złośliwy śmiech, który Jeff znał aż za dobrze. Colin Clark zmienił się bardzo od czasu, gdy się ostatnio widzieli, ale nadal pozostał takim samym sadystą jak wcześniej.
    – Jeffrey Woods. To naprawdę ty, przyjacielu? Szukasz swojej dziewczyny?
    – Gdzie ona jest?!
    – Na górze. Szkoda, że nie będzie mogła zobaczyć jak ostrzeliwuję ci łeb. A może ją tutaj zawołać? Chcesz zobaczyć swoją dziwkę Jeff? Może skoro sam zabiłeś swojego braciszka, to chociaż ją zamordujemy wspólnie? Co ty na to?
    Jeff syknął z wściekłości przypominając sobie jak kiedyś Colin proponował mu, że wezmą Liu do lasu i zamordują go tam. Jego rodzice usłyszeli tę propozycję i dlatego postanowili zmienić miejsce zamieszkania. Właściwie, to już dawno to planowali, ale tamto zdarzenie było kroplą,która przelała czarę.
    – Przykro mi, że to musi się tak skończyć – Clark wyjął pistolet, a Jeff szybko rzucił mniejszym nożem w jego rękę
    – Chociaż pod koniec swojego nędznego życia zachowaj się jak mężczyzna.
    Clark zaśmiał się ukrywając w ten sposób ból
    – Jak sobie życzysz.
    Jeff ściągnął bransolety i wyjął z kieszeni swoja starą broń. Podbiegł do Clarka i zamachnął się, ale tamten zrobił unik i odepchnął go. Oboje mieli w tej walce wyrównane szanse, dopóki Jeff nie wywołał przez przypadek małego pożaru. Widząc na swojej drodze ogień cofnął się przerażony. Wszystkie bolesne wspomnienia wróciły w ułamku sekundy. Clark natychmiast to zauważył
    – Czyli jednak nieustraszony Jeff Zabójca boi się czegoś? – zapytał z ironią. Po chwili wziął z wieszaka parasol i podpalił go. Jeff leżał akurat na ziemi, bo wcześniej udało mu się trafić go w głowę glinianym dzbankiem. Krzyknął przeraźliwie, gdy poczuł gorący pręt przy swojej szyi.
    – Tym razem Jane ci już nie pomoże. Spłoniesz!

    Krzyk Jeffa obudził Lilith. Nie miała jednak sił, by wstać i zobaczyć, co się dzieje. Zdziwiła się, że Clark zostawił otwarte drzwi. Słyszała Jeffa. Przyszedł tu. A ona nie miała już na nic siły.
    Ten, pod wpływem ataku szaleńczej wściekłości powalił Clarka na ziemię i wbił mu nóż prosto do gardła. Krew trysnęła na jego już prawie całkowicie czerwoną bluzę.
    – Idź spać! – wrzasnął w kierunku ciała i zaczął je ciąć. Maltretowanie trupa sprawiało mu niesamowitą przyjemność. W końcu, gdy poczuł, że ma dość, odsunął się i przez chwilę leżał na zakrwawionej posadzce, łapiąc oddech. Po paru minutach wstał i poszedł do pokoju na piętrze, chwiejąc się.
    – Lili? – wyszeptał w kierunku leżącej na łóżku dziewczyny – Już w porządku, chodź stąd.
    Nie otrzymał odpowiedzi. W ogóle się nie poruszyła, nawet nie odwróciła głowy, by na niego popatrzeć. Coś było nie tak i Jeff dobrze wiedział co.
     Wziął ją za zimną i okropnie bladą rękę i usiadł na łóżku.
    – Lilith? – rzucił jeszcze raz dla pewności. W jego gardle zawiązał się okropny supeł, a oczy zaczęły go palić bardziej, niż zwykle. Wyciągnął z kieszeni czarną opaskę i założył na jej pozbawione iskry życia oczy, uprzednio je zamykając. Potem wziął jej ciało na ręce i skierował kroki ku tylnemu wyjściu. Nie chciał, żeby Alice to widziała.
    – Dziękuję ci za ten miesiąc. Jak obiecałem, wróciłem po ciebie, ale byłaś szybsza. Naprawdę dziękuję, bo sam nie dałbym rady tego zrobić. Tylko czuję się bardzo dziwnie. Wszystko było tak dobrze zaplanowane, a ty sobie umarłaś – łzy spływały po jego bladych policzkach, wchodząc w wycięty uśmiech. – Dziękuję, że uchroniłaś mnie od zabicia osoby, którą kocham. Nigdy cię nie zapomnę.
    Jeff wyszedł z terenu posesji i poszedł w dobrze znane sobie miejsce. Uśmiechnął się delikatnie, widząc znajomy teren.
    – Tutaj cię zobaczyłem po raz pierwszy, myślę więc że to dobre miejsce, by się pożegnać – wyszeptał kładąc ją pod drzewem, o które siedziała oparta pierwszego dnia – Tobie by się podobało. Śpij sobie, Lilith.

5 komentarzy:

  1. Za to powinno się karać wiesz? JA TU KURWA PŁACZĘ BO LILITH NIE ŻYJE!!!
    Ale naszła mnie ochota, żeby odświeżyć sobie pierwszy sezon... To były czasy! Jeszcze z tym czarnym szablonem...

    OdpowiedzUsuń
  2. LILI miała UMRZEĆ!?!?!? Tak chciałaś to skończyć...?
    Ale masakra. Niby strasznie smutne , ale ja chyba lubię takie dramatyczne klimaty. Gdyby tak to się kończyło tez było by ładnie. Ale smutno w chuj.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda, prawda smutek jak ich mało. Tak z innej beczki chyba za dużo Kuroshitsuji, mam rację?
      ~Light Bonnie/Shadow Bonnie

      Usuń
  3. Popłakałam się.. TTcTT Jakie to było piękne....

    OdpowiedzUsuń