sobota, 3 października 2015

Rozdział 10 - Spotkanie

    – Wszystko dobrze? – Lilith przyglądała się z ostrożną uwagą, jak Jeff ostrzy nóż. Robił to tylko w nietypowych sytuacjach; wtedy, gdy planował morderstwo, był szalenie wściekły, lub coś go gryzło.
    – Martwię się o Jacka. Wiesz jaki on jest, nie? Kiedy się zakocha, to bardzo łatwo go zranić.
    – Jack się w kimś zakochał?
    – Udaje że nie, ale mnie nie oszuka. Spodobała mi się Clarice.
    Dziewczyna wytrzeszczyła oczy i usiadła obok niego.
    – Żartujesz?
    – Skąd! Wypuścił ją i zamierza poprosić wszystkich, by mógł sam jej pilnować. Spędzał w tej piwnicy za dużo czasu i takie są tego skutki. Nie powinniśmy byli mu na to pozwalać!
    – Przesadzasz. Spędzał dokładnie tyle czasu, co my wszyscy, a tego, że się zakocha nikt nie mógł przewidzieć – stwierdziła trzeźwo – To nie jest niczyja wina. A ty nie możesz mieć za złe przyjacielowi, że trochę źle ulokował swoje uczucia.
    – Trochę źle? Trochę źle by było, gdyby sprowadził tu sobie jakąś ulicznicę i próbował nawrócić na nereczki. Ale agentka SCP? To tak jakbyś... ty ze zdrajcą... albo ja z Jane! Najgorszy z możliwych wyborów. A poza tym, to wiesz jacy oni są. Tylko kodeksy i regulaminy. Zero człowieczeństwa.
    – Niby tak, ale może Eyeless Jackowi uda się ją "nawrócić"? Oczywiście nie na nereczki, tylko wiesz... na bycie normalną osobą – podsunęła – Na razie nie masz się czym przejmować, to dorośli ludzie, tak samo jak my. Jeżeli im nie wyjdzie, to wtedy będziemy go pocieszać i obmyślać plan zemsty. Daj mu szansę, jestem pewna, że wie, co robi.
    Jeff chciał jej coś odpowiedzieć, jednak przeszkodziło mu pukanie do drzwi. Alice weszła do sypialni ciężko dysząc.
    – Co się stało? – zapytała Lilith widząc ją w tak nietypowym stanie.
    – Macie... Ktoś zostawił dla was list.
    – Zastanawia mnie, kto w tych czasach ma jeszcze ochotę pisać listy. Nie prościej do nas zadzwonić? – Jeff dalej ostrzył nóż, nawet nie zaszczycając listu spojrzeniem.
    – Nie posiadamy telefonu kochanie – dziewczyna wzięła kopertę od przyjaciółki – To od Laughing Jacka...
    – Nie chcę czytać listów od tego czegoś. Znowu będzie się popisywał swoimi "umiejętnościami". Wyrzuć to, albo najlepiej spal, dobrze Lili?
    – Ja to przeczytam, ty nie musisz – mówiąc to delikatnie otworzyła kopertę. Starannie zapisane słowa utwierdziły ją w przekonaniu,że nie myliła się co do tożsamości nadawcy.

        Droga Lilith i Trochę Tańszy Ale Też Drogi Jefficzku!
Może zabrzmi to dziwnie, ale jutro będę niedaleko Waszej willi i bardzo chciałbym się z Wami spotkać. Myślę, że mógłbym podzielić się informacjami na temat osoby przetrzymywanej przez Was... w piwnicy, zgadłem? Oczywiście nie mam nic przeciwko pobytowi Clarice w Waszym domu, a nawet cieszę się, że to akurat w Wasze ręce wpadła.
To może jutro o osiemnastej przed namiotem? Znacie drogę, prawda?
Jack
PS
Tylko proszę, postarajcie się przyjść w miarę punktualnie. Wiem, że w przypadku Jeffa to niemożliwe, ale może jakoś wpłyniesz na niego?

                            *
    – I co o tym myślicie?
     – Nie pójdę tam – oświadczył Jeff dobitnie. Był wściekły, że przez list Jacka musiał spędzić cały dzień na rozmyślaniach i naradach z mieszkańcami domu. – Niech wsadzi sobie w dupę te informacje, bo i tak to pewnie bzdury nie mające pokrycia w rzeczywistości.
    – Nawet jeśli, to i tak trzeba się dowiedzieć, skąd wie o Clarice – Liu zabębnił palcami w stół – Albo w jakiś dziwny sposób obserwuje nasz dom, albo wśród nas jest kolejny zdrajca. Trzeba to sprawdzić.
    – Mam taką nietypową propozycję – Jeff postanowił dać upust swojej złości i wylać cały jad na brata – Skoro mieszkasz z nami pod jednym dachem, może weźmiesz się choć raz do roboty i sam to sprawdzisz? Cały czas tylko powtarzasz co trzeba zrobić, ale jakoś nigdy nam w tym nie pomagasz!
    – Czyli uważasz, że nic nie robię?
    – Nie. Uważam, że nie powinieneś wybierać innym ludziom zajęć.
    – Nie wybieram. Czy powiedziałem "Jeff i Lilith muszą to sprawdzić"? Przestań się tak rzucać, w twoim wieku to się może źle skończyć.
     Ich sprzeczka mogłaby się przerodzić w coś poważniejszego, ale na szczęście przerwała ją Lilith.
    – Moglibyśmy porozmawiać spokojnie, czy dalej będziecie się licytować, kto komu co każe i kto co robi? Jeff, jeśli chcesz sobie odpocząć, masz do tego pełne prawo. Mogę iść solo, nie sprawi mi to najmniejszego problemu. A ty... Po prostu wykaż się dojrzałością. Wiesz jaki on jest; nie odpuści, dopóki nie przyzna mu się racji.
    – Skoro ty idziesz, to ja też – oświadczył Jeff – Nie możesz iść do tego zdrajcy sama.

    Postanowili nie wciągać nikogo w akcję i iść w duecie, jak zwykle. Jeff prosił Lilith by nic nie mówiła Slendermanowi. Nie był według niego dobrym liderem i proszenie go o pozwolenie wydawało mu się dziecinne. Dziewczyna uznała pomysł ukrycia się z zamiarem spotkania Laughing Jacka za niedorzeczny i wytłumaczyła mu, że prędzej czy później i tak by się dowiedział.
    Znów ruszyli tą samą drogą, którą szli kilka miesięcy temu. Oboje nie mogli pozbyć się przez to deja vu i Jeffowi przypomniał się przez to pomysł Proxy'ch, dotyczący zbudowania wehikułu czasu.
       Tym razem nie rozmawiali. Byli czujni i poruszali się szybkim, zwartym krokiem. Po Jacku można było spodziewać się wszystkiego, dlatego oboje zabrali ze sobą broń, jednak, o dziwo świadomość jej posiadania wcale nie sprawiała, że czuli się bezpieczniej.
    Lilith zastanawiała się, co zrobią, gdy dotrą na wyznaczone miejsce spotkania, a jego tam nie będzie. Albo wyśle na swoje miejsce jakiegoś człowieka, którego w życiu nie widzieli na oczy. Później powiedziałby, że źle odebrali jego wiadomość i miałby świetną zabawę ich kosztem.
    Kiedy powiedziała Jeffowi o swoich obawach, ten odpowiedział, że o wiele bardziej wolałby taki scenariusz, niż konieczność spotkania Laughing Jacka.
    Niestety (albo na szczęście) Jack przyszedł dokładnie w tym samym momencie, co oni.
    Nie zmienił się ani trochę. Nadal wyglądał jak ten Jack, którego pamiętali ze starcia z SWA. Nie można było tego powiedzieć o nich; upływający czas był doskonale widoczny w ich oczach.
Jack uśmiechnął się na powitanie i wykonał sarkastyczny ukłon, a prostując się pstryknął Jeffa w nos.
    – Moi przyjaciele – jego głos był niewiarygodnie sarkastyczny. – Jak dobrze was widzieć... Co tam Jefficzku?
    – Nie nazywaj mnie tak! – odwarknął – Jestem Jeff, nie żaden Jefficzek!
    – Ojej, jak się uroczo złości! Jeszcze zatup nóżkami, jak kiedyś! Jesteś przecudownym, małym Jeffiątkiem. Cóż Lilith, nie zaproponuję wam, żebyście weszli do środka, bo dziś panuje tam niemały bałagan. A poza tym wy już przecież byliście w środku. Jednak pobawimy się w głupiego gospodarza. Ja udaję, że nic nie wiem o włamaniu, a wy, że wcale się nie włamaliście.
    – Nie przyszliśmy tu, żeby się z tobą bawić – przerwała stanowczo Lilith. – Proponuję ci od razu przejść do rzeczy...
    Jej głos został zagłuszony przez długi, donośny śmiech.
    – Jeżeli ona zachowuje się tak samo w łóżku, to ci szczerzę współczuję, ty mój Jefficzku. Żadnej gry wstępnej? Od razu przechodzicie do rzeczy?
    – Ostrzegam cię...
    – W ogóle nie masz poczucia humoru! Ale nigdy nie miałeś, więc teoretycznie powinienem się tego spodziewać. Chodźcie! – rzucił odwracając się do nich plecami.
    – Nie ufamy ci. Dlaczego niby mamy iść gdzieś z tobą? – Lilith wzięła się pod boki – Spotkanie miało być tutaj.
    – A więc zostań tu, skoro ci się tak podoba. Będzie nawet lepiej, jeżeli cię tu zostawimy, tylko byś przeszkadzała. Nie wiem jak ty, Jefficzku, ale ja uważam, że kobiety w ogóle nie powinny mieszać się do interesów.
    – Chcesz mnie obrazić?!
    – Następna bez poczucia humoru. Zrobiliście się strasznie sztywni, moi drodzy. Sztywni jak trupy? Tak, to dobre określenie. Mogę ci zbadać puls, Jefficzku? Zdaje mi się, że umarliście, a nawet o tym nie wiecie.
    Gdyby nie to, że Lilith była ciekawa, jakie informacje ma im do przekazania, Jack niechybnie skończyłby z nożem w plecach. Jednak, ponieważ to pewnie zniechęciłoby go do współpracy, Lilith kazała Jeffowi się uspokoić i sama ruszyła z zaciśniętymi zębami z powrotem w las.
Jack prowadził ich kilka minut, aż w końcu zatrzymali się przed dwoma pieńkami i ustawioną naprzeciw nich drewnianą imitacją fotela. Czyli przygotował to miejsce wcześniej. Cudnie.
    – Usiądźmy tutaj. Chciałem, żebyście czuli się swobodnie. W końcu spędziliście w tym lesie kilka lat, to aż cud, że w ogóle jeszcze zachowujecie się jak ludzie... W każdym razie mam nadzieję, że teren wam odpowiada, bo mi szczerze mówiąc nie za bardzo. Gdybym nie moje obowiązki służbowe, nie zapuszczałbym się w te rejony. Czy wiecie, że w tym kraju nadal są miejsca nietknięte wojną? Nie rozumiem dlaczego nie chcecie się przenieść i nadal gnijecie tu. Sentymenty sentymentami, ale to już zakrawa o paranoję.
    – Jak rozumiem sprowadziłeś nas tutaj, by namawiać do przeprowadzki? – Jeff uśmiechnął się złośliwie. – Wiem, że gdy wojna się skończy, bycie podwójnym agentem stanie się mało opłacalne, ale żeby od razu zatrudniać się jako akwizytor? Ty się do tego nie nadajesz. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo nie pasujesz do tego zawodu. Po pierwsze to powinieneś sam się fatygować do potencjalnych klientów, a nie wyciągać ich z domu. Zanotuj sobie.
    – Świetny żart – pochwalił go Jack – Ale przed tobą lata praktyki, jeśli chcesz dojść do takiego poziomu jak ja. Na razie jest strasznie sucho.
    – Mogę wiedzieć ile jeszcze będzie trwała ta "gra wstępna"? – Lilith była już mocno zdenerwowana. – To wcale nie jest zabawne.
    – A jakie?
    – Wkurzające! Wszystko co robisz, co mówisz, w ogóle cała twoja osoba powoduje u mnie skok ciśnienia! Jesteś idiotą, skoro myślisz, że twoje żarty każdego bawią.
    Jack patrzył na nią długo, mrugając szybko oczami. Kąciki jego ust zaczęły delikatnie drgać. W końcu roześmiał się jeszcze głośniej, niż przedtem.
    – Jeff pewnie mówi ci to cały czas, jesteś urocza, gdy się złościsz. Powiem więcej, jesteś wtedy tak żałośnie śmieszna, że budzisz ten specjalny rodzaj sympatii, jaki czuje się w stosunku do nieudaczników życiowych. A byłaś taką fajną, młoda kobietą. Współczuję ci życia z tym... z nim.
    – To co mówisz nie ma sensu – stwierdził Jeff – Marnujemy czas słuchając jego bredni, chodź stąd Lili.
    – Nie możecie nigdzie iść! – Laughing Jack zaprotestował gwałtownie, gdy oboje podnieśli się z miejsc.
    – A niby czemu?
    – Bo wtedy zabiorę wszystkie ciekawostki do grobu! Nigdy się nie dowiecie, co chciałem wam przekazać.
    Jeff i Lilith spojrzeli na siebie, jakby mentalnie zastanawiając się nad odpowiedzią.
    – Nie chcemy twoich ciekawostek – powiedziała w końcu dziewczyna.
    – Co? – jej słowa całkowicie zbiły go z tropu.
    – Jeśli tak to ma wyglądać to bardzo dziękujemy, ale obejdzie się  – wyjaśniła – Na jakiej podstawie uważasz, że twoje informacje są ważniejsze od naszego czasu i nerwów? Ego masz o wiele większe od rozumu.
    Jack w jednej chwili spoważniał.
    – Wygraliście, ale następnym razem nie będzie tak łatwo – powiedział z kwaśną miną – Robię to tylko dlatego, że chcę z wami porozmawiać, nie myślcie sobie, że wygraliście. Po prostu widzę w tym kompromisie korzyść. Skoro nie chcecie siedzieć, to przejdźmy się po tym uroczym lesie... Oczywiście to wy będziecie wyznaczać trasę, bo wiem, jak bardzo mi nie ufacie.
    Rzadko kiedy zdarzało się, żeby Jack przerwał zabawę na żądanie ofiary. Uznali to za dobry znak, więc przystali na jego nową propozycję, jakkolwiek była ona zaskakująca.
    – Zanim coś wam powiem, to chciałbym się dowiedzieć, jak Clarice się u was żyje. Trzymacie ją w miarę godnych warunkach?
    – Skąd znasz Clarice? – zainteresowała się Lilith.
     – Odpowiedz na moje pytanie dziewczyno!
    Rozwścieczony do granic możliwości Jeff z dzikim okrzykiem sięgnął po nóż i zadał błyskawiczny cios w klatkę piersiową Jacka. Ten tylko westchnął i pokręcił głową, a potem jak gdyby nigdy nic wyjął ostrze ze swojego ciała.
    – Nie jesteś chyba tak głupi, żeby sądzić że to mi może w jakikolwiek sposób zaszkodzić?
    – Skąd! Po prostu kiedyś pewien psychiatra polecił mi żebym często wyładowywał nagromadzone negatywne emocje. To właśnie miało temu służyć. Gdybym chciał cię zabić, już byś nie żył... Nigdy więcej nie krzycz na Lilith, ok?
    Ta patrzyła tylko z przerażeniem to na jednego, to na drugiego, jednak ten atak rzeczywiście nie zrobił na Jacku większego wrażenia. Zanim jej umysł zdołał zakodować, co przed chwilą zaszło, znów usłyszała pytanie o nadprogramową mieszkankę ich rezydencji.
    – Ostatnio Eyeless Jack wypuścił ją z piwnicy. Mieszka teraz w jego pokoju.
    – Tak? To ciekawe. A Masky?
    – Masky nie zwraca na nią większej uwagi – odpowiedział Jeff beznamiętnie.
    – Dziwne, byłem pewien, że ją rozpozna. Był u nas przez pewien czas, ale najwyraźniej jej nie zauważył. Albo zauważył tylko teraz z jakiegoś powodu ignoruje.
    – Kiedy niby miał ją wcześniej zobaczyć?
    – Przecież ci mówię, głupia dziewczyno. Podczas gdy tak tajemniczo zniknął, działał jako podwójny agent. Spotkaliśmy się raz i nawet zamieniliśmy parę słów. Chociaż po części go rozumiem, w końcu codziennie widział tam setki twarzy, a musiał skupiać się na realizacji swojego planu. Dlatego jej nie rozpoznał... Albo w ogóle mu jej nie pokazali, bo władze wyczuły w nim szpiega? Głupi, myślał że ich przechytrzy.
    Szli przez chwilę w milczeniu. Lilith celowo omijała drogę do rezydencji, bo nie bardzo uśmiechało jej się ugościć Laughing Jacka. Domownicy pewnie zareagowaliby na to dość żywo w negatywnym tego słowa znaczeniu.
    – Czyli wy naprawdę nie wiecie komplenie nic o tym co przygarnęliście...
    – Nie zrobiliśmy tego dobrowolnie. Ta idiotka wydałaby nas przy pierwszej okazji, tak jej wypraliście mózg! – Jeff prychnął z irytacją – Teraz pewnie Eyeless Jack będzie ją namawiał, żeby została z nim na zawsze.
    – Tak, wspominałeś już o tym. Sądzicie, że to może być coś poważnego?
    – Nie – Jeff kopnął z dużą siłą kamyk leżący nieopodal – On tak myśli, ale prawie zawsze tak jest. Wciąż kocha tą swoją panienkę. Czy teraz możesz nam powiedzieć o swoich ciekawostkach? My daliśmy ci już wystarczająco dużo informacji.
    – Skoro tak bardzo chcecie... – Jack wyprzedził ich i stanął przodem do ich twarzy – Pamiętacie historię z projektem X? Masky na pewno wam o tym wspominał. Podczas awarii uciekł obiekt badań. Ten obiekt to Clarice Clark.
    Oboje zamarli w jednej chwili. Jack uśmiechnął się z wyższością. Osiągnął cel swojej gry, chociaż przyszło mu to z dużymi trudnościami.
    – Dlaczego tak bardzo chciałeś nam to powiedzieć? – Lilith w końcu przerwała ciszę – Clarice jest waszą super bronią i co z tego?
    – To początek nowej gry. Chcę zobaczyć, jak będzie na was działać posiadanie tej informacji. Jak się czujecie wiedząc, że ta niewinna blondyneczka mogłaby was z łatwością zabić? Jest prawdopodobnie najgroźniejszą kreaturą, bardziej niebezpieczną od Slendermana, bo niekontrolowaną. Ciekawi mnie, co zrobicie, gdy już minie pierwszy szok i znajdziecie się z nią w jednym domu. Będziecie próbowali ją uśmiercić? Wyprowadzicie się? Wygonicie ją? To będzie interesujące.

    Na takie coś mógł wpaść tylko Laughing Jack.
    Nie był okrutny. Żadnemu z nich nie zrobił krzywdy. Nie zaszantażował ani do niczego nie zmusił.
Po irytującej rozmowie dowiedzieli się, że tajemnicza osoba, która trzymają pod swoim dachem jest skrajnie niebezpieczną, żywą bronią. Lilith nie miała pojęcia co o tym myśleć. Bała się, jak zareaguje Jeff. W duchu modliła się, by nie była to tak gwałtowna reakcja, jakiej się po nim spodziewała. Jeśli Clarice będzie chciała się przed nim obronić i przez przypadek dojdzie do tragedii?
Lepiej było nie myśleć o skutkach.

8 komentarzy:

  1. To jest takie głupie że aż w jakiś sposób fajne
    //PanAki

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak kjut. Kurde ,Lughing Jack to takie nieludzkie ścierwo. Wkurza mnie. Ja się boje co z Clarice jak się reszta dowie kim ,lub czym ona jest... O.o

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jak zawsze zawodowy ;) jestem ciekawa co będzie z Clarice 😄

    OdpowiedzUsuń
  4. Can you write in english please? I understad some italian words but not much...

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam pytanie jak się zaczyna 2 część to ona w końcu umarła czy nie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział 16 ma dwie wersje.
      Normalną - po której czyta się kolejne części
      i alternatywną w której Lilith umiera - jeśli wybierze się tę wersję, można pominąć czytanie reszty
      Ale według wszystkich moich oficjalnych szkiców, Lilith żyje i przeżyje całe JxL.

      Usuń
  6. Jeju ile akcji. Jestem ciekawa co będzie po powrocie do domu. Dzięki przyjaciółce tu weszlam i czytać będę. Mam 0ytanie mogę prosić o bliższe relacje Lilith i jeffa chociaż parę razy. Zrobilabys dla mnie 18 +? Prooosze

    OdpowiedzUsuń