piątek, 18 marca 2016

Rozdział 14 - Konfrontacja

    – Lilith?
    – Co Jefficzku?
    – Bo ja tak teraz myślę... A co jeśli Toby ma rację i to jest niebezpieczne? Coś nam się może stać i co wtedy?
    W pokoju zastępczym zrobiło się tak cicho, jakby w całym domu nie było żywej duszy. Pytanie Jeffa było zaskakujące. Przestał już demonstrować swoje lekceważenie. Naprawdę zastanawiała go perspektywa śmierci. Od czasu zamachu myślał o niej coraz częściej, mimo że to nie była pierwsza tego typu sytuacja.Wcześniej już wiele razy jego życie znajdowało się w niebezpieczeństwie. Nawet jako dziecko otarł się o śmierć. Ale teraz uświadomił sobie, że żyje tylko dzięki szybkiej reakcji Lilith. Dziwne, bo nie czuł tego podczas walki z SWA, gdy Lilith przywróciła mu życie.  Może dlatego, że wtedy oddał je dobrowolnie, za nią. Poza tym w tamtym czasie nie poświęcał ani chwili na głębsze przemyślenia. A szkoda, bo może gdyby to robił, dałoby się uniknąć wielu nieprzyjemnych sytuacji, na przykład tego długiego rozstania.
    – Jeff ty naprawdę sądzisz, że... no wiesz, że nas coś mogłoby zabić?
    – Tak. Coś na pewno. Może ten facet? Jest zbyt potężny, jeśli go nie wyczułaś. Na pewno dałby radę nas zabić.
    Dziewczyna przekręciła się na łóżku i oparła głowę o jego klatkę piersiową.
    – Tym się martwisz? Moim zdaniem musi być jakiś sposób żeby się "zagłuszyć", a poznanie go nie musi świadczyć o potężnej mocy. Slenderman tak potrafi...
    –...i nie ma silniejszej istoty od niego. Nie pomagasz.
    – No tak. A Masky? Nie ma dużej mocy, a mimo to ukrywał się przez kilka miesięcy. Nawet Slenderman nie dał rady go wykryć, pamiętasz? Myśleliśmy, że zginął, a on siedział sobie w kwaterze SCP i zbierał informacje.
    Jeff nie odpowiedział. Za oknem kilka razy rozbłysło światło reflektorów samochodowych, które jedynie Lilith zauważyła. Zdziwiło ją to, bo intuicja zaczęła jej mówić, że kierowca znajduje się dość daleko.
    – Spróbuj się przespać – powiedziała półszeptem, wstając na tyle powoli, by Jeff nie zaczął niczego podejrzewać.
    – A ty? Dokąd idziesz?
    – Duszno mi tutaj. Wyjdę na krótki spacer.
    W odpowiedzi otrzymała tylko ciche parsknięcie. To oznaczało, że uważa on jej pomysł za śmieszny i komunikuje, że jest zbyt zmęczony, aby iść za nią.
Nie wiedziała, czy wywołała to sama, czy nie. Przestała przywiązywać uwagę do tego jak i kiedy wpływa na czyjeś myśli swoimi. Przez to często dopadało ją poczucie winy. Miała wrażenie, że zapuszcza się na teren, do którego nikt nie powinien mieć dostępu.
    Czasem gdy dopadały ją wyrzuty sumienia, odzywała się też inna strona jej osobowości. Wywiązywała się wtedy w jej umyśle mała kłótnia dwóch sprzecznie mówiących głosów. Jeden ją karcił, drugi natomiast przekonywał, że nie powinna robić z siebie pokutnicy, bo jej dar jest naprawdę przydatny. W takich chwilach zastanawiała się jak to może wyglądać u Jeffa. Mieć w umyśle prawie cały czas dwa sprzeczające się ze sobą głosy. Nie tylko podczas "napadów moralności". Ciągle żyć z wewnętrznym konfliktem.
    – Lilith? – w chwili gdy weszła do słabo oświetlonego hallu, okazało się że nie jest tam sama. Clarice siedziała przy małym okienku, tak jakby czekając na kogoś.
    – Nie śpisz jeszcze?
    – Czekam na Jacka. Miał tu przyjść już dawno i mieliśmy pójść do jakiejś kryjówki. A jego ciągle nie ma... boję się że coś się mogło stać.
    – Powinniście oboje wrócić do swojego pokoju i spać. – Lilith zdała sobie sprawę, że brzmi jak Slenderman – Tutaj zrobiło się niebezpiecznie, zwłaszcza w nocy.
    – Ale nie możemy się chować jak tchórze! Przynajmniej on tak twierdzi. Uważa że powinniśmy wam pomóc... Tylko nie mam pojęcia gdzie teraz jest. Nigdy nie robił mi czegoś takiego. Jeśli obiecał że się pojawi, to przychodził punktualnie.
    Lilith zamarła na moment. Prezencja z samochodu przesunęła się w inne miejsce. Ktoś do nich szedł.
    – Wiesz kiedy mniej więcej zniknął?
    – Niedokładnie. Nie zwracałam uwagi kiedy wychodził – Clarice podeszła do niej bliżej – Wszystko gra? Wyglądasz jakbyś się czymś bardzo zmartwiła.
    – Wyjaśnię ci potem! – powiedziała odrobinę za głośno i jak strzała wypadła na zewnątrz. kimkolwiek był ich nietypowy gość, już się nie ukrywał, wręcz przeciwnie, zaczął wysyłać jej sygnały swojej obecności. Chciał żeby go zobaczyła, żeby wszyscy go wyczuli.
    Żałowała, że nie zabrała żadnej broni. Nie lubiła polegać tylko na swojej mocy. To był skutek długiej współpracy z Jeffem. Lubiła mieć dostęp do alternatywnego sposobu obrony, którym często był zwykły kuchenny nóż. Jego broń.
Nagle zza drzewa wysunęła się błyskawicznie czyjaś ręka i pociągnęła ją w swoją stronę.
    – Jack? Co ty wyprawiasz? Wisz jak mnie wystraszyłeś?!
    – Cicho! I tak chyba już wie, że ktoś go obserwuje.
    – Kto?
    Jack wskazał jej miejsce w którym dostrzegła delikatne promienie światła. Lilith wstrzymała oddech, gdy zauważyła przez chwilę sylwetkę człowieka. Znajdował się dokładnie naprzeciw nich, w odległości kilkuset metrów. Tylko drzewa stanowiły ich osłonę.
    – Wyczuwasz go? – zapytał zerkając na nią. – To ten człowiek was zaatakował.
    – On to robi świadomie? Niewiarygodnie silna prezencja! – Lilith kucnęła i przymknęła oczy.
    – Nadal nie mam pojęcia kto to jest. Obserwuję go już drugą godzinę.
Coś się nie zgadzało.
    – Czemu nikogo nie wezwałeś? Dwie godziny to masa czasu, mogłeś chociaż wysłać sygnał... Poza tym ja zaczęłam wyczuwać go kilka minut temu.
    Mężczyzna w niebieskiej masce wziął głęboki oddech i utkwił wzrok w obserwowanej postaci
    – Skup się. Tylko dobrze.
    Kiedy Lilith przymknęła oczy, niemal poczuła fizyczny nacisk prezencji. Nowa fala energii niemal powaliła ją na kolana. Szybko zaczęła ukrywać swoją obecność.
    – To było dziwne. On nas wyczuwa?
    – Tak jakby. Jego obecność wydaje się tak wyrazista, bo on nie wydziela energii, tak jak my. On przyciąga nas, nie zderza się z naszymi energiami. Działa jak jednoosobowa stacja szpiegowska z mocnym ssaniem – Jack parsknął lekko zdając sobie sprawę z  dwuznaczności swoich słów – Dlatego nikogo nie wzywałem. Przechwyciłby mój sygnał i zaatakował. Ale wiemy przynajmniej, że w domu nie ma kolejnego zdrajcy. Nie musiał nikogo wykorzystywać, żeby dowiedzieć się gdzie macie sypialnię, po prostu ustawił sobie odbiór na waszą częstotliwość.
        – To drań! – syknęła dziewczyna – A dlaczego akurat nas tak sobie upodobał? Z tego co wiem, to żadna ofiara Jeffa nie miała takich zdolności...
    Jej głos został nagle zagłuszony przez potężny huk. Rozbłysk żółtawego światła tak mocny, że sprawił jej fizyczny ból, a potem odrętwienie, gdy zobaczyła kto ich zaatakował.
     – Clarice? – Jack chciał podbiec do stojącej nieopodal nienaturalnie wyprostowanej dziewczyny, ale Lilith zatrzymała go tworząc pole siłowe. W ostatniej chwili przed kolejnym wybuchem, który zwalił ich oboje z nóg.
    – TO HIPNOTYZER!!! – krzyknęła najgłośniej jak tylko umiała, pomagając sobie jednocześnie sygnałem mentalnym. Wszyscy już wiedzieli, że dom jest atakowany. – Clarice pewnie tu przyszła za mną! Musiał ją zauważyć i opętać.
    – Daj mi z nim walczyć! – Jack uderzył pięścią w niewidzialną barierę.
    – Zahipnotyzuje cię! Musimy poczekać na wsparcie. Nie można go zaatakować, bo wszystko co zrobisz wykorzysta przeciw tobie. Ale razem damy mu radę!
    Obecność Slendermana stała się w jednej chwili niezwykle wyczuwalna. Jack cofnął się o kilka kroków, ale zaraz znów przystanął.
    – Postaraj się odciągnąć Clarice jak najdalej. Jeśli nie będzie jej miał, zostanie skazany na siebie. Poradzimy sobie z nim.
Kolejny huk. Clarice zaatakowała Slendermana. Potężna zjawa zachwiała się w tej samej chwili, gdy fala uderzeniowa dotarła do ich domu.
    – Czym ona jest? To niemożliwe...
    – Clarice nie robi tego z własnej woli. On zawładnął jej umysłem – odpowiedziała Lilith w błyskawicznym tempie, wysyłając myśli uformowane w słowny komunikat. – Mam cię osłaniać? Cholera, co to? – dookoła pola siłowego zaczęły tańczyć płomienie dziwnego, fioletowego koloru.
    – Taka moc nie ma prawa istnieć... – Slenderman nie zwracał uwagi na to, że zostawił Lilith samą sobie. Kiedy pojawili się Proxy, także nie wydał żadnego polecenia. Na szczęście oni sami zaczęli atakować hipnotyzera, jednocześnie osłaniając Lilith, która broniła siebie i ich przed płomieniami Clarice.
Nagle dziewczyna wyłamała się z utworzonego wokół niej kordonu i całkowicie bez żadnej osłony zaczęła iść w stronę hipnotyzera. Nie pozwalała się zatrzymać. Zamknęła ich pod swego rodzaju kopułą, a sama poszła przed siebie.
    Wydawało się jej że biegnie. Biegnie, a w oddali słyszy strzały z pistoletu Liu, krzyk Jeffa, wołanie Proxy'ch, Slendermana, który właśnie przeżywał pierwsze w życiu załamanie... Straciła formę. Tak, siły opuściły ją całkowicie. Źle zrobiła wychodząc bez broni. W końcu poczuła że nie ma siły stać na nogach i po prostu musi się położyć. Nie ważne że na trawie i w środku pola walki. Tylko na chwileczkę. Gdzie jest Jeff? Kim jest Jeff? Jak dobrze odpocząć...
Miała ochotę zasnąć i spać już zawsze.

4 komentarze:

  1. Zaczyna się rozkręcać... jejku asdfghjkl

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mogę się doczekać nexta!

    OdpowiedzUsuń
  3. Już tylko parę minut... Ktoś czeka?

    OdpowiedzUsuń
  4. - (...) jak jednoosobowa stacja szpiegowska z mocnym ssaniem. - Jack ty zboczuchu xd

    O BOŻE JAKI EMOCJONUJĄCY ROZDZIAŁ O.O

    OdpowiedzUsuń