– Masz już coś? – Jeff złapał Masky'ego za ramię i wpił paznokcie w jego koszulkę – Gadaj!
– Uspokój się, pracujemy nad tym ciągle!
– I ciągle nie ma żadnych efektów!
– Nie będzie ich dalej jeśli zamierzasz pomagać w ten sposób! – Masky po chwili zmiękł widząc bezgraniczną rozpacz na twarzy Jeffa. – Znajdzie się, tylko musisz być cierpliwy. I zrozumieć Slendermana, trochę minie, zanim otrząśnie się z wstępnego szoku. Po raz pierwszy odczuł fizyczny ból i nadal nie może się z tym pogodzić. To utrudnia mu pracę.
– Już raz nam udowodnił że ma trudności z odnajdywaniem zaginionych. Czekanie na jego pomoc zajmie wieczność – Jeff nagle uspokoił się, ale każdy kto go znał mógł się domyślić, że to cisza przed burzą. – Muszę sam zacząć działać.
Minęły trzy dni od porwania Lilith przez tajemniczego hipnotyzera. Walczyła, jak każdy, ale nie dała rady, bo skupił wszystkie siły tylko na niej, mimo że robili co w ich mocy, by go zdezorientować. Chwilę później zaatakowali ich jego ludzie, z którymi na szczęście łatwo sobie poradzili. Ale Lilith zniknęła.
Moment w którym ją stracił powracał we wspomnieniach jak najgorsza zmora. Przez chwilę patrzyła na niego pustym wzrokiem, a w końcu odwróciła się i poszła za tym człowiekiem. Jeff zapamiętał, że oczy hipnotyzera lśniły na niebiesko.Poza tym nie wiedział nic o człowieku który odebrał mu najważniejszą osobę w jego życiu.
Slenderman obiecał że ją znajdzie... Obiecał i na tym się skończyło. Zaczął rozpaczać nad tym, że wcale nie jest tak potężny, jak mu się wydawało i raczył każdego, kto tylko znalazł się w zasięgu jego "wzroku" dziwną sentencją na temat życia i śmierci. Wcale nie był zainteresowany szukaniem Lilith, zresztą Jeff w ogóle wątpił, czy nawet z pełnią chęci i skupienia dałby radę ją odnaleźć.
Jeszcze nigdy przedtem nie był tak wściekły i tak bezradny jednocześnie. Czuł, że zabrano mu cząstkę jego duszy. Jednego też był pewien – hipnotyzer, jakkolwiek mu było na imię, popełnił straszliwy błąd. I ten błąd będzie ostatnim w jego marnym życiu.
Wpadł do pokoju trzaskając drzwiami, a Jake spojrzał na niego pytająco.
– Zabrali Lyly – oznajmił – Poszukajmy jej.
– Ja jej poszukam. Ty zostaniesz tutaj i nie będziesz się wtrącał.
– Pomogę.
– Gówno zrobisz! Odpierdol się bezużyteczny gówniarzu! Na co ty liczysz, że zostanę twoim ojcem? Mam głęboko w dupie ciebie i twoje życie! Po co żeś się w ogóle do nas przyczepił co? Jesteś tępy i bezużyteczny!
Chłopiec rozpłakał się i cofnął kilka kroków, przerażony wściekłością Jeffa. Ale nie udało się go przepędzić.
– Ty nic nie znajdziesz! – krzyknął aż zaczęło go drapać w gardle – Nic kompletnie! Jeśli pójdziesz sam, umrzecie ty i ona!
Jeff zatrzymał się w pół kroku, przed szufladą w której trzymał noże. Powoli przekręcił głowę w stronę dziecka, by po chwili błyskawicznie ją odwrócić.
– Skąd ty to możesz wiedzieć?
– Śniło mi się.
– A nie śniło ci się może gdzie ona jest? – zapytał zachrypniętym od krzyku głosem, wyjmując zapasowy nóż – Jeśli nie i nie potrafisz mnie do niej zaprowadzić, nie przydasz się na nic.
– A ty się przydasz? Dokąd pójdziesz? Tobie też się nie śniło gdzie jest Lyly, a mówisz że się nie przydam!
– Dość tego! Ja działam solo. Zawsze daję sobie radę sam. Dlatego teraz też pójdę sam, rozumiesz to? Nie martw się, wrócę tu z Lilith, albo w ogóle nie wrócę.
Jake nadal miał wygięte w podkówkę usta, ale na Jeffa w ogóle to nie działało. Nie mógł go zabrać. Potrzebował ciszy i skupienia, poza tym w nagłym napadzie szału mógł zranić chłopczyka, albo go nawet zabić.
Wyszedł nie odwracając się za siebie, chociaż niemal czuł wzrok Jake'a obserwującego go przez okno. Nie, dość myślenia o nim, czas odnaleźć Lilith.
Emocje nagle wzięły nad nim górę i bez wyraźnego powodu wyjął nóż i rzucił nim w najbliższe drzewo, wykrzykując przy tym różne przekleństwa.
– Co ci się dzieje – Liu podszedł i chwycił go za ramiona – Ej, spokojnie!
– Zabrał moją Lili! Zabrał ją! Nie ma jej tu, bo ją zabrał, a ten idiota w ogóle nie chce jej ratować!
– Slenderman robi wszystko co może... – odezwała się Veronica, która przyszła z Liu, żeby zobaczyć co tak rozwścieczyło Jeffa.
– GÓWNO PRAWDA! Slenderman nie robi nic! I wy też nic nie robicie, nie próbuj się nawet usprawiedliwiać. A mojej Lili nie ma!
– Miałam ci powiedzieć, że Masky'emu udało się naszkicować wstępny plan jego kwatery i mapę do niej... Sukinsyn sobie fajnie mieszka. Sam jeden w takim pałacu, a my się gnieździmy w tej klitce.
– Braciszku, wiem co czujesz...
– NIC NIE WIESZ twoja Veronica jest tutaj! A moja Lili... Mojej Lili tu nie ma.
Liu przymknął na chwilę oczy i westchnął ciężko.
– Przykro mi. Czuję się osobiście odpowiedzialny za to, co się stało.
No tak. Przecież gdy walczyli strzelał do szeregowców zamiast do Clarice i hipnotyzera. Stracił dwa magazynki, a potem zemdlał rażony potężną falą energii.
Jeff strząsnął z ramienia jego rękę i pokręcił głową
– Co ja wyprawiam? Użalam się nad sobą, jak ten idiota. Daj mi mapę Veronica.
– Nie możesz tam iść, to miejsce jest skrajnie niebezpieczne. Poza tym musimy jeszcze sprawdzić czy aby na pewno...
– Daj. Mi. Kurwa. Tę. Mapę! – wycedził przez zęby – Już!
– Idź po nią – szepnął uspokajająco Liu – Trzeba było się na to przygotować, albo w ogóle mu nic nie gadać. Albo ją znajdzie, albo wyszaleje się i wróci po wsparcie.
– Albo go zabiją.
– Mówisz jakbyś nie znała Jeffa. Daj mu tę mapę, bo będzie cię męczył.
Clarice obudziła się i pierwsze, z czego zdała sobie sprawę, to że leży na trawie.
Nie potrafiła powiedzieć gdzie się znajduje, ani jak się tu znalazła. Z trudem podniosła się do pozycji siedzącej.
– Obudziłaś się. Pamiętasz coś z tamtej nocy? – to był Jack. Czuwał przy niej – Hipnoza utrzymywała się naprawdę długo. Myślałem, że zostaniesz taka już na zawsze.
– Ja nie chciałam – wyjąkała przez łzy – Jack, ja...
– Nie tłumacz się. Rozumiem, ze to nie jest twoja wina... Akurat tak się składa że działanie wbrew sobie to moja domena. Ale z własnego doświadczenia wiem, że inni nie byliby tak wyrozumiali.
– Dlatego mnie zabrałeś?
– Tak. Zwłaszcza Slenderman i Jeff mają do ciebie duży uraz za to, co się stało.
Na twarzy blondynki pojawiło się przerażenie.
– Ktoś przeze mnie zginął?!
– Na szczęście nie. Ale wybiłaś wszystkie szyby, złamałaś Liu kostkę a Veronice rękę, poturbowałaś Masky'ego, o mało nie rozgniotłaś o ścianę Jeffa i trochę uszkodziłaś mnie, ale niezbyt mocno. A co najważniejsze zrobiłaś coś Slendermanowi. Też niegroźnie, ale bardzo to przeżył.
– Okropnie się z tym czuję.
– Oprócz tego porwano Lilith, spaliło się kilkanaście drzew, nasze pole ochronne zostało uszkodzone... – Jack zdał sobie sprawę, że wyliczanie wszystkich szkód wcale nie poprawia jej nastroju więc umilkł. Niezręczną ciszę, jaka między nimi zapadła, przerwało nietypowe pytanie Clarice;
– Chciałbyś może nerkę?
Jack odsunął się zaskoczony jej propozycją.
– DOBROWOLNIE, tak po prostu chcesz mi oddać nerkę?
– Mam już pamiątkę po Jeffie – wskazała na swoje policzki – Jeżeli jesteś głodny, to nie widzę powodu, dla którego nie miałabym tego zrobić. W końcu uratowałeś mi życie i jestem ci coś winna.
– Dziękuję, ale nie musisz. Zawsze, gdy gdzieś się wybieram, biorę ze sobą jedną albo dwie, gdybym jednak został na dłuższy czas poza domem. Jeśli mi nie starcza, zawsze mogę kogoś upolować. Czasami Jeff pozwala mi wziąć nerki, gdy kogoś zabije. Dzięki temu nie muszę odwalać brudnej roboty.
– Nie bój się mnie! – wypaliła widząc, że nadal dba on o utrzymanie dystansu między nimi – Nie jestem taka jak wy, po zużyciu energii po prostu jej nie mam. Dlatego teraz nie dam rady wygenerować takiej energii, choćbym nawet chciała.
Jack milczał przez chwilę, jakby zastanawiając się nad prawdziwością jej słów.
– Na wzgórzu jest moja kryjówka. Idź tam i odpocznij.
– A ty?
– A ja muszę wrócić do domu. Dostałem sygnał, że Jeffa nie ma. Wybrał się na poszukiwanie Lilith i może potrzebować pomocy. Spokojnie, wrócę. I tak bym tu wrócił, to moje miejsce.
Dlaczego mam przeczucie, że Lilith umrze? ;-;
OdpowiedzUsuń